Czy serial dokumentalny traktujący o losach klubu piłkarskiego może mieć swojego negatywnego bohatera? Głupie pytanie, oczywiście, że może. A czy ten sam antagonista może kilkanaście miesięcy później być nadzieją beniaminka na utrzymanie w Premier League? Josh Maja mówi: sprawdzam. Najpierw podbił Netflix, teraz spróbuje z Fulham.
Do klubu z Craven Cottage przybył w ostatni dzień okienka transferowego. Reakcje były jednak stonowane – w klubie nastawiali się na Joshuę Kinga i dopiero niepowodzenie w sprawie Norwega skierowało ich ku napastnikowi występującemu w Bordeaux. Koniec końców pierwszy zawitał do Evertonu, do czego namawiał go sam Carlo Ancelotti, drugi zaś wrócił na Wyspy po dwóch latach spędzonych we Francji.
Jeśli można jakąkolwiek notę wystawiać po zaledwie jednym meczu w nowych barwach, to wygląda na to, że Maja i samo Fulham trafili idealnie. W debiucie – a jakże by inaczej – przeciwko Evertonowi, 22-latek skompletował dublet i wlał nadzieje w serca fanów beniaminka. Jeśli The Cottagers faktycznie myślą o utrzymaniu się w Premier League, Maja pojawił się w idealnym momencie. Strata do siedemnastego Newcastle United wynosi aż siedem punktów. Teraz albo nigdy.
Odpowiedź na posuchę Fulham?
Gros problemów ekipy Scotta Parkera bierze się z tego, że właściwie nie mają napastnika. Liczby snajperów Fulham nie zachwycają, najlepszym strzelcem w lidze pozostaje Bobby Decordova-Reid z pięcioma trafieniami. Poza tym? Zupełna posucha.
- 4 – nikt
- 3 – Ivan Cavaleiro, Ademola Lookman
- 2 – Aleksandar Mitrović, Josh Maja
Nigeryjczyk jednym tylko meczem zdołał wbić się w klasyfikację pięciu najskuteczniejszych zawodników beniaminka. I o ile świadczy to dobrze o głównym zainteresowanym, o tyle fatalnie o samym klubie. W zbyt wielu meczach The Cottagers nie potrafili sfinalizować swoich akcji. W oczy rzucał się brak klasycznej dziewiątki – ani Reid, ani Lookman, ani Cavaleiro takimi nie są. Mitrović zaś zawiódł kompletnie, trafiając do siatki jedynie w drugiej kolejce przeciwko Leeds United. Później albo kopał się po czole, albo łapał kartki, albo leżał na stole rehabilitacyjnym. Maja może być zatem odpowiedzią, której tak uparcie poszukuje Scott Parker.
FULHAM POKONA BURNELY NA WYJEŹDZIE? KURS: 2,70 W SUPERBET!
Jak wyliczył portal Understat – Fulham powinno strzelić ponad osiem goli więcej, niż naprawdę zdobyło (xG +8.07). Powinno też mieć blisko dziewięć punktów więcej i obecnie spokojnie dryfować w środku tabeli (xP +8.95). Rzeczywistość jest dla nich bolesna, ale skoro obudziło się Brighton, to może i dla stołecznego klubu tli się jeszcze nadzieja.
Tym bardziej że Maja w swoim debiucie zaprezentował cechy, których brakowało nie tylko Mitroviciowi, ale i innym jego kolegom z ataku. Gole Nigeryjczyka z pozoru były bardzo proste – zwykłe dostawienie nogi, zero szans dla bramkarza Evertonu – Robina Olsena. Należy jednak wziąć pod uwagę to, że Lookman oraz Cavaleiro zmarnowali łącznie 10 dogodnych sytuacji. W sytuacji, w której walczysz o utrzymanie, jest to zdecydowanie zbyt wiele. Maja stanowił zatem miłą odmianę dla Scotta Parkera.
Przy pierwszym golu pokazał, dlaczego w notatkach skautów Bordeaux widniał jako lis pola karnego. Maja cierpliwie czekał w szesnastce Evertonu aż Ola Aina i Lookman rozegrają piłkę na lewym skrzydle. Następnie urwał się Masonowi Holgate’owi i bez problemu wykończył podanie od swojego kolegi z reprezentacji.
Drugi gol był jeszcze bardziej imponujący pod względem wyczucia czasu. Maja opanował futbolówkę na środku boiska, utrzymał się przy niej mimo nacisku Gylfiego Sigurdssona, podał do Reeda i popędził w pole karne. Fulham przesunęło się znacznie wyżej i zamknęło The Toffees w polu karnym. Ostatecznie Reed oddał strzał, którego trajektorię idealnie obliczył Maja. Piłka odbiła się od słupka i spadła wprost pod nogi Nigeryjczyka. On wiedział. On czekał na kolejne spotkanie z nią.
W swoim debiucie od pierwszej minuty zdołał rozkochać fanów Fulham. Zdołał też sprawić, że nad Garonną i Wear kibice dwóch klubów zaczęli zgrzytać zębami.
Sunderland plus Netflix, czyli Josh Maja wyklęty
Zanim bowiem Maja otrzymał od losu drugą szansę na Craven Cottage – wcześniej grał tam w czasach juniorskich – musiał w swoim życiu nasłuchać się sporo nieżyczliwych uwag. Seniorską karierę rozpoczynał bowiem w Sunderlandzie, gdzie był nadzieją fanów na lepsze czasy. Wraz z Joelem Asoro stanowili duet młodych zawodników o wielkim potencjalne – pytały o nich kluby z Premier League, mówiono, że są w stanie wciągnąć Czarne Koty z powrotem do elity.
Założenie było o tyle optymistyczne, co szalone. Szwed i Nigeryjczyk byli wówczas nastolatkami, położenie na ich barkach obowiązku awansu do angielskiej ekstraklasy nie miało wiele wspólnego z realną oceną możliwości. Jasne, potencjał drzemał w nich ogromny, lecz nakręcono wokół nich taką spiralę oczekiwań, że nie trudno było przewidzieć efekty.
W pierwszym sezonie po spadku z Premier League, Asoro zdobył trzy bramki. Maja zaledwie jedną. Sunderland zakończył rozgrywki na ostatnim miejscu w Championship. Do bezpiecznej lokaty tracili sześć punktów. Stali się tym samym jedną z nielicznych drużyn, która w dwa sezony zawędrowała z Premier League do League One. Wszystko to działo się pod czujnym okiem kamery Netflixa – rzucało się w oczy, że młodzi zawodnicy niekoniecznie swobodnie czują się w jej obecności. Prawda była jednak znacznie bardziej bolesna.
WIGAN ULEGNIE HULL CITY? KURS: 1,67 W TOTOLOTKU!
Gigant streamingowy nie zrezygnował z produkowania Sunderland 'Til I Die nawet po sturlaniu się klubu do trzeciej ligi. Wręcz przeciwnie – wyczuł, że potencjał pod względem oglądalności jest ogromny. W końcu wszyscy wiemy, że tym, co cieszy ludzi, jest oglądanie czyichś porażek, nie zaś niekończącego się pasma sukcesów. Biorąc pod uwagę wydarzenia, które miały miejsce na Stadium of Light, Netflix nie mógł trafić lepiej. Josh Maja nie mógł zaś trafić gorzej.
Stewart Donald – jeden z prezesów Sunderlandu, a zarazem jeden z głównych bohaterów serialu dokumentalnego – miał wielkie ambicje. Najpierw obiecywał utrzymanie w Championship, później szybki awans z League One, konkretne transfery, brak sprzedaży gwiazd. Wszystko miało być idealnie, wszystko okazało się laniem wody. Asoro jeszcze przed startem sezonu 2018/19 trafił do Swansea City. Pół roku później jego los podzielił Josh Maja. Najpierw jednak wszyscy fani produkcji Netflixa mogli usłyszeć bodaj najbardziej niezręczny wywiad.
„JM: Sporo się zmieniło – są nowi właściciele, jest nowy trener, wszystko jest inne. Energia w klubie się poprawiła, jest więcej pozytywnego podejścia, którego potrzebowaliśmy. Szczególnie teraz, gdy musimy awansować.
N: Pojawiło się sporo spekulacji transferowych.
Transferowe spekulacje?
Tak.
Na temat kogo?
Twój. Nie widziałeś ich?
Nie, nie czytam takich gazet. Nie. Mówicie, że były? Interesujące. Interesujące.
Tak, pojawiło się kilka plotek o różnych drużynach. Nie podpisałeś jeszcze nowego kontraktu z Sunderlandem…
To prawda, to jeszcze się nie wyjaśniło, ale… już się wyjaśnia. Po prostu.
Nie przejmujesz się takimi sprawami?
Nieee, zostawiam to na barkach swojego agenta. Ja skupiam się tylko na piłce… Teraz jestem tutaj. To wszystko„.
Netflix rozwiązał tę sprawę perfekcyjnie – przedstawił Nigeryjczyka jako gościa, który jest pewny pozostania w klubie. Jednocześnie cała rozmowa jest przeplatana ujęciami na ręce nastolatka, które drżą, są niespokojne, cały czas szukają punktu zaczepienia. Niepewność wychowanka wyszła na pierwszy plan, późniejsze wydarzenia stanowiły tylko jej potwierdzenie.
O ile bowiem Netflix rozgrał to perfekcyjnie, o tyle Maja i jego agent wprost fatalnie. Kilka dni po nagraniu tej wypowiedzi, Sunderland poinformował, że napastnik zostanie zawodnikiem Bordeaux. Żyrondyści zdecydowali się wówczas wyłożyć prawie dwa miliony euro. Jak na warunki trzecioligowego klubu, który miał potężne długi, była to naprawdę dobra oferta. Nie myślano jednak racjonalnie.
Maja rozegrał w League One 23 spotkania i zdobył w nich aż piętnaście bramek. Mimo tego, że został sprzedany zimą, żaden inny piłkarz Czarnych Kotów nie strzelił w tym sezonie więcej. Drugi na liście Aiden McGeady zatrzymał się na 11 trafieniach. Nade wszystko liczyło się jednak to, że dopóki Nigeryjczyk grał na Stadium of Light, dopóty klub utrzymywał się blisko pozycji gwarantujących bezpośredni awans lub play-offy do Championship. Punktowali naprawdę nieźle – 2.03 na mecz.
Gdy Maja odszedł, Sunderland się posypał. Remisowali zbyt wiele spotkań, zanotowali też dwie porażki w dwóch ostatnich kolejkach sezonu. Zamiast szybkiego powrotu na zaplecze Premier League, szykowali się do baraży. Tam jednak byli emocjonalnie zdruzgotani. Wyeliminowali co prawda Porstmouth, ale przegrali w finale z Charltonem, mimo objęcia prowadzenia w piątej minucie.
Wśród kibiców Czarnych Kotów panowało wówczas tylko jedno przekonanie – Maja to zdrajca. Gdyby został, klub z pewnością by awansował.
Tym samym Nigeryjczyk stał się jednym z antybohaterów Sunderland 'Til I Die. Urósł do rangi kogoś, kto dba tylko o swój interes, nie zaś o dobro klubu, który go wychował. Czy to racjonalne podejście? Raczej nie. Niemniej Netflix sprawił, że Maja został poniekąd na Stadium of Light wyklęty.
Jak sam jednak przyznał, wiedział, na co się pisze: „Zawsze wiedziałem, że przedstawią mnie, jakbym był złym chłopcem. Ale takie jest życie. Nie jestem też typem gościa, który skupia się na tym, co inni o nim myślą. Nie zrozumcie mnie źle – nie jestem arogancki, ale ludzie zawsze będą gadać. Nie mogę sobie pozwolić na to, by ich opinie mnie dosięgnęły. Muszę pamiętać kim jestem i pozostać taką osobą„.
People watching Everton vs Fulham at home when they recognise Josh Maja from the Sunderland Til I Die documentary pic.twitter.com/JUGpQI4Tke
— Open Goal (@opengoalsport) February 14, 2021
Kłopoty w Bordeaux
Netflix sprawił też, że Maja przez długi czas był utożsamiany przede wszystkim z ichniejszą produkcją. Zapominano, że to piłkarz z krwi i kości, skupiano się na tym, co widziano w serialu dokumentalnym. Spory wpływ na tę sytuację miały też losy Nigeryjczyka w Bordeaux. Delikatnie mówiąc nie poszło mu tam najlepiej.
We Francji prowadziło go aż trzech trenerów, ale żaden nie zaufał na tyle, by dać mu miejsce w pierwszej jedenastce na stałe. Pod wodzą Erica Bedoueta grał bardzo mało. W sezonie 2018/19 wystąpił tylko w siedmiu meczach i zdobył jedną bramkę. Skromny początek, ale wraz z przyjściem Paulo Sousy rosły nadzieję napastnika na nieco bardziej okazały czas gry.
Mylił się.
MARSYLIA PORADZI SOBIE Z OSŁABIONĄ NICEĄ? KURS: 2,37 W TOTALBET!
Obecny selekcjoner reprezentacji Polski miał w stosunku do młodego podopiecznego bardzo ograniczone zaufanie. Widział, że Maja dysponuje naturalnym talentem w wykańczaniu akcji, ale słabo sprawdza się w ich konstruowaniu. Wolał go w roli jokera, uważał, że w ten sposób jest w stanie dać Boredaux najwięcej. Było to o tyle kontrowersyjne, że konkurentem Nigeryjczyka był podstarzały Jimmy Briand. Koniec końców Maja kończył sezon z przyzwoitym dorobkiem sześciu trafień na poziomie Ligue1. Miał też najlepszy stosunek bramek do rozegranych minut. Jednocześnie potwierdziło się, że jest lisem pola karnego – 85% jego goli dla Żyrondystów padło właśnie z obrębu szesnastu metrów.
Chociaż więc Sousa narzekał, że Maja nie domaga pod względem taktycznym, istniały powody, by Nigeryjczykowi zaufać. Następca Portugalczyka – Jean-Louis Gasset postanowił dać mu szansę. Były gwiazdor Netflixa nie potrafił jej jednak wykorzystać.
Le Gardien pisało wówczas: „Nowy szkoleniowiec dostrzegł, że brakuje mu [Maji] odwagi i pewności, by grać głębiej i bardziej wpływać na akcje. Wolał graczy nieco bardziej dynamicznych, zaangażowanych w rozegranie, szybszych. Josh potrzebuje, by ktoś dostarczył mu piłkę, a to nie jest sposób, w jaki gra Bordeaux„.
W gruncie rzeczy Maja okazał się dla ekipy z Ligue1 nieprzydatny. Gasset postanowił zatem nie więzić go dłużej w złotej klatce i wypożyczyć tam, gdzie mu naprawdę szło – na Wyspy. Wydaje się, że Fulham zrobiło dobry biznes, bo zyskali swojego upragnionego łowcę, którego mogą najpierw przetestować, a później wykupić za 10 milionów euro. Jeśli Nigeryjczyk wydatnie wpłynie na utrzymanie beniaminka w Premier League, będzie to jeden z najlepszych interesów w ich historii.
Patrząc na to, jak Maja poradził sobie w starciu z Evertonem, jest to perspektywa nadal odległa, ale wcale nie niemożliwa. Stołeczny w najbliższych trzech kolejkach zmierzy się z Burnley, Shieffield United i Crystal Palace, zaś ich największy rywal w walce o utrzymanie – Newcastle United – z Manchesterem United, Wolverhampton i Evertonem. The Cottagers mają też jeden mecz zaległy. Jeśli uda zbliżyć im się do Srok na jakieś dwa punkty – sprawa pozostania w Premier League będzie otwarta, zaś Josh Maja będzie miał najlepszą okazję do tego, by zapisać się w masowej świadomości czymś więcej, niż tylko występem w serialu Netflixa.
Fot.Newspix