Jeśli ktoś liczył dziś na bramkowe szaleństwo w Derby d’Italia, to mocno się rozczarował. Juventus zgarnął dzisiaj awans do finału Pucharu Włoch bez jednego wystrzału. Remis „Starej Damie” wystarczał, więc Andrea Pirlo wziął 0:0 tak, jak Śląsk bierze trzy punkty we Wrocławiu. Czyli na pewniaka. Obydwie strony prześcigały się w pomysłach na to, jak nie zdobyć choćby jednego gola.
A okazji nie brakowało, możecie nam wierzyć. Juventus i Inter oddały łącznie ponad 30 strzałów. Tyle że ciężko było im choćby trafić w światło bramki. Zdecydowanie prościej było popisać się kompromitującym pudłem.
- Lautaro Martinez i jego kiks, po którym piłka zamiast trafić do pustej bramki, trafiła w rywala stojącego obok (nie przed nim, a obok – to wbrew pozorom bardzo ważne)
- Cristiano Ronaldo i jego strzał prosto w Samira Handanovicia z bliskiej odległości, który mógł zamknąć to spotkanie
Pewnie, nie jest to jeszcze skala Macieja Korzyma i jego historycznego pudła na „pustaka” w meczu Górnika Łęczna z Podbeskidziem. Ale Michał Probierz z pewnością wciągnąłby obie sytuacje do kompilacji „Zdarza się nie tylko w Ekstraklasie”.
Interowi zabrakło wykończenia
Czy – skoro obydwie strony miały swoje wielkie wpadki – remis był zasłużonym wynikiem? I tak i nie. To, w jaki sposób Inter przez niemal całe 45 minut naciskał na mistrza Włoch, było imponujące. Mniej imponujące było to, jak kończyło się te próby, ale cóż, idealnie być nie mogło. Najgroźniejsza – poza tą wymienioną wyżej – okazja? Chyba ta, w której Struś Pędziwiatr Hakimi pomknął prawym skrzydłem wprost na bramkę rywala. Bo zagrożenie było z niej podwójne. Najpierw kiedy jego akcję na styku pola karnego zatrzymał faulem Alex Sandro. Oj zapachniało tam „jedenastką” – parę sekund spóźnienia, paręnaście centymetrów bliżej do Gigiego Buffona i sędzia musiałby wskazać na „wapno”.
Nie wskazał. I nie pomylił się.
ATALANTA WYGRA Z NAPOLI? KURS 1.85 W TOTOLOTKU!
Ale Inter miał jeszcze plan B. Christana Eriksena, który odzyskał formę i dogrywa stojące piłki na nos. Tym razem dograł jednak na brzuch. Romelu Lukaku zrobił, co mógł, ale futbolówka tylko się o niego otarła i minimalnie minęła dalszy słupek. Mimo wszystko – świetna sytuacja. A największa wpadka? Znów Lautaro, jednak o ile wspomniane wcześniej pudło było po prostu kiksem, tak jego padolino z pierwszej połowy zasługuje na wieczne potępienie. Argentyńczyk nieczysto trafił w piłkę, więc rzucił się na murawę, próbując przekonać sędziego, że to efekt faulu rywala. Cóż, nie przekonał chyba nawet samego siebie.
A co poza tym ugrał Inter? Pewnie kilka dodatkowych punktów, gdyby to było Super Bowl, bo piłki regularnie fruwały nad poprzeczką bramki Buffona. Ewentualnie trafiały w rywali – Nerazzurri oddali aż dziewięć uderzeń, które zostały zablokowane.
Solówka Cristiano Ronaldo
Prym w przyjmowaniu na siebie ciosów wiódł Merih Demiral. Pięć zablokowanych uderzeń. Widać, że w weekend była grana Ekstraklasa, Kamil Kruk z meczu z Lechem jak się patrzy. Równie dobre spotkanie rozegrał jego partner – Mathijs De Ligt. Holender piłką nie oberwał ani razu, ale siniaki zapewniły mu starcia z Romelu Lukaku, który został skutecznie wyłączony z gry. Być może nie całkowicie, jednak w polu karny Belg wiele nie mógł zrobić. A o to przecież chodziło.
NAPOLI W FINALE PUCHARU WŁOCH? KURS 2.07 W TOTOLOTKU!
Przód? To już koncert solowy maestro Cristiano Ronaldo. To praktycznie jedyna ofensywna siła Juventusu, która zagrażała ekipie Antonio Conte. „Stara Dama” oddała cztery celne strzały w całym meczu, CR7 był autorem trzech z nich. Już w końcówce pierwszej połowy przebudził się i szukał szansy na gola.
- Najpierw błyskawicznie przetransportował się w pole karne, ale został zablokowany
- Potem ograł Milana Skriniara i uderzył tuż przy słupku, co Handanović musiał ratować nogami
Po zmianie stron była wspomniana już sytuacja sam na sam, ale nie tylko. Portugalczyk dał popis umiejętności, kiedy bez problemu minął dwóch obrońców, wpadł między nich i uderzył w kierunku bramki Interu. Niestety dla niego – Handanović znów był na miejscu.
***
Czyli tak – na miejscu był Handanović, na miejscu był Buffon, tylko piłek w siatce zabrakło. Co to oznacza? Że Inter Antonio Conte musi zapomnieć o kolejnym trofeum. Do zgarnięcia pozostało mu tylko (i aż) Scudetto. Z jednej strony szkoda, z drugiej strony to spory atut dla Nerazzurrich. Juventus będzie się bił na trzech frontach, Milan na dwóch, a im pozostaje już tylko walka o krajowy tytuł.
I tylko słowa Conte o tym, że Inter może coś wygrać, ale nie musi, zaczynają się coraz mocniej dezaktualizować.