Reklama

Czy Manchester City można jeszcze zatrzymać?

Jan Piekutowski

Autor:Jan Piekutowski

07 lutego 2021, 12:55 • 11 min czytania 4 komentarze

To miał być najbardziej otwarty wyścig o tytuł Premier League od lat. Miejsce na szczycie zajmował już Tottenham, Manchester United, Liverpool i Leicester City. Od kiedy jednak wrócił tam Manchester City, reszta stawki może tylko oglądać ich plecy. Jeśli dzisiaj wygrają z The Reds, będą mieli nad nimi dziesięć punktów przewagi, a mistrzostwo ligi niemal w kieszeni. 

Czy Manchester City można jeszcze zatrzymać?

Konkurenci wypisują się trochę na własne życzenie. Tottenham przegrał trzy ostatnie mecze i spadł w tabeli tak głęboko, że plasuje się między Aston Villą a Arsenalem. Na dodatek Jose Mourinho stracił Harry’ego Kane’a, swojego najlepszego piłkarza i lidera. Bez niego nieprzyjemny do oglądania zespół Spurs jest jeszcze gorszy. Zarówno pod względem wyników, jak i samej gry.

Leicester City nadal nie traktuje się poważnie. Oczywiście, ekipa Brendana Rodgersa jest bardzo groźna, ale stanowczo zbyt często gubi formę. Remisy z Evertonem i bęcki od Leeds United sprawiły, że drużyna z King Power Stadium traci do lidera już pięć punktów. Niby jest to strata możliwa do odrobienia, lecz Leicester nie wytrzymuje porównań pod względem kadrowym, ani szkoleniowym. Prawdopodobnie będą musieli poczekać na swoją szansę jeszcze trochę, bo raczej nieprawdopodobne jest to, że Manchester City złapie nagle spektakularny dołek formy.

Równie zaskakująca byłaby konsekwencja Manchesteru United, który nie bez powodu uchodził za największego rywala The Citizens w tym sezonie. Cieniem na Czerwonych Diabłach kładzie się jednak bilans z ekipami znajdującymi się w czołówce Premier League. Wczoraj w dramatycznych okolicznościach zremisowali z Evertonem, mimo że do przerwy wygrywali 2:0. Nie byli również w stanie pokonać Liverpoolu, Arsenalu, Leicester, Tottenhamu, Manchesteru City oraz Chelsea. Taktyka przyjęta przez Solskjaera nie jest zła, sprawdza się w meczach z silnymi rywalami, bo ich zwykle ekipa z Old Trafford nie przegrywa. Problem w tym, że seria remisów to zbyt mało, by zatrzymać Pepa Guardiolę. Jeśli Hiszpan pokona Jurgena Kloppa, przewaga jego drużyny nad derbowym rywalem wzrośnie do pięciu punktów. A przecież The Citizens maja jeszcze mecz zapasu.

MANCHESTER CITY OGRA LIVERPOOL NA ANFIELD? KURS: 2,20 W SUPERBET!

Nic więc dziwnego, że stracie dzisiejsze starcie Liverpoolu z Manchesterem City zapowiada się niezwykle emocjonująco. Być może pierwszy raz w historii kibice z Old Trafford będą trzymali kciuki za drużynę z Anfield. Podobnie uczynią ci z White Hart Lane, King Power Stadium czy Stamford Bridge. The Reds muszą włożyć rozpędzonemu liderowi kij w szprychy.

Reklama

Pytanie, czy będzie to możliwe.

Słowo kryzys nie istnieje

Chociaż Guardioli w trakcie sezonu na krótszy lub dłuższy okres zdążyli już wypaść tacy zawodnicy jak Sergio Aguero, Gabriel Jesus, Kevin De Bruyne, czy Aymeric Laporte, Katalończyk ani razu nie robił z tego sensacji. Zamiast tego starał się tak przemodelować zespół, by braki były jak najmniej widoczne. Dzięki jego podejściu, Manchester City nie tyle przeszedł przez ponad pół sezonu bez większych strat, co zbudował przewagę nad ligowymi rywalami.

Dość powiedzieć, że ostatni raz widmo porażki zajrzało w oczy zawodników Hiszpana 21 listopada 2020 roku, gdy przegrali z Tottenhamem. Od tamtej pory zgubili punkty dwa razy, remisując z Manchesterem United i WBA. A poza tym? A poza tym walec – jedenaście zwycięstw. W ostatnich piętnastu kolejkach zdobyli 80% możliwych punktów. Zdołali zdystansować każdego, torując sobie drogę łokciami, niezależnie od poziomu rywala. Na liście ofiar znalazło się nie tylko Burnley czy Fulham, ale też Chelsea i rewelacyjna w tym sezonie Aston Villa.

Jednakże nawet gdyby wygrywali tylko z pozornie przeciętnymi ekipami, to i tak trudno by było Manchesteru City nie pochwalić. W sezonie, w którym Liverpool przegrywa dwa mecze domowe z rzędu (z Burnley i Brighton!), Arsenal dryfował nad strefą spadkową, Manchester United przegrał 1:6 z Tottenhamem i pokonał 9:0 Southampton, West Ham United walczy o Ligę Mistrzów, zaś Leicester City długo pozostawało wiceliderem, mimo porażek z Fulham, czy remisów z Crystal Palace, każde zwycięstwo ma znaczenie.

To nad słabeuszami pewnie jeszcze większe niż zwykle. Bo jeśli jesteś w stanie bez problemu rozprawić się z kimś, kto ubił twojego głównego konkurenta, to znaczy, że sam jesteś po prostu kozakiem.

A Manchester City takim kozakiem bez wątpienia jest. Pep Guardiola obudził tego samego potwora, który zdołał zatrzymać Liverpool w sezonie 2018/19. Pep Guardiola obudził potwora, a wiele z jego odnóży postanowił wykorzystać w zupełnie niespodziewany sposób.

Reklama

Pod pewnymi względami Manchester City wydaje się być najmocniejszy w historii. Słowo kryzys nie istnieje w ich tegorocznym słowniku.

Geniusz Joao Cancelo

Chociaż Pep Guardiola miał pod swoimi skrzydłami takich zawodników jak Dani Alves i Philipp Lahm, to żaden z nich nie włączał się do ofensywy w taki sposób jak Joao Cancelo. Portugalczyk właściwie nie jest obrońcą. Gdy Manchester City atakuje, defensor staje się kolejnym pomocnikiem. A że atakuje przez 90 minut meczu, to Cancelo siłą rzeczy z tej pozycji właściwie nie schodzi.

Dość powiedzieć, że jest na najlepszej drodze by stać się piątym zawodnikiem w historii Premier League, który wykręci średnią w sezonie na poziomie 50 podań, dwóch wykreowanych sytuacji i dwóch odbiorów. Kto wcześniej zdołał to osiągnąć? Steven Gerrard, Aaron Ramsey, James Milner, Cesc Fabregas i Kevin De Bruyne. Co za zaskoczenie – żaden z nich nie jest nominalnym obrońcą.

Patrząc na pozycje, które podczas meczu zajmuje Cancelo, również musimy rozważyć, na jakiej właściwie gra pozycji.

Najłatwiej byłoby powiedzieć, że wszędzie. Nie stałoby to tak daleko od prawdy. 26-latek na grafice przedmeczowej jest najczęściej anonsowany jako lewy obrońca. Gdy jednak porównamy liczbę kontaktów w danej strefie boiska  z tego sezonu, z liczbami poprzedniego, okaże się, że Portugalczyk jest również aktywniejszy na lewym skrzydle, środku pomocy, w trzeciej tercji i polu karnym rywala. Wszędzie poza prawą obroną, która przez wiele lat była jego środowiskiem naturalnym.

Taka swoboda pozwoliła Cancelo wykręcić nieprawdopodobne liczby. Zawodnik Manchesteru City notuje średnio 2.1 wykreowanej szansy i 3.4 podania w szesnastkę przeciwnika. Jak wyliczył portal The Athletic, tylko trzech zawodników w tym sezonie jest lepszych. Kevin De Bruyne, Bruno Fernandes oraz Jack Grealish. Imponujące.

Jednocześnie to właśnie Portugalczyk jest dominatorem w całej lidze pod względem okazji stworzonych z otwartej gry i wygranych pojedynków. Podkreślmy to jeszcze raz – lewy obrońca.

I chociaż Cancelo ma tylko dwie asysty i jednego gola, to każdy wie, że wynik powinien być znacznie lepszy. Większość starań Portugalczyka poszła w niwecz przez jego kolegów z ataku. Niemniej, 26-latek ma cztery asysty drugiego stopnia – więcej tylko Fernandes i Grealish. Warto przy tym zauważyć, ze jest jedynym piłkarzem, który z taką łatwością używa prawej i lewej nogi. Ostatnie podanie w meczu z WHU wykonał lewą nogą, zaś w meczu z WBA prawą.

W porównaniu do angielskiego obrońcy Liverpoolu, Cancelo jest wyraźnie lepszy przede wszystkim w defensywie. O ile bowiem Trent świetnie radzi sobie z przodu, o tyle jego predyspozycja w tyłach pozostawia wiele do życzenia. Pep Guardiola tego problemu nie ma.

26-latek jest niezwykle rozsądnym zawodnikiem. 60% popełnionych przez niego fauli ma miejsce jeszcze na połowie przeciwnika. Zaledwie 15% w trzeciej tercji połowy Manchesteru City, a więc blisko pola karnego.

Cancelo jest też pewny siebie jeśli idzie o przechwyty. Dokonuje ich w strefach kluczowych dla The Citizens, a więc przede wszystkim w środku boiska. Regularnie schodząc z lewej strony – przede wszystkim gdy zespół atakuje – pozostaje tam także we wczesnej fazie kontry rywala. Pozwala mu to na szybkie odzyskanie piłki i wyprowadzenie kolejnej akcji.

Portugalczyk imponuje nie tylko na ziemi. W powietrzu wykręcił 71% skuteczności wygranych pojedynków. Chociaż należy podkreślić, że dochodzi do nich relatywnie rzadko, to żaden inny piłkarz nie może pochwalić się takim wynikiem.

Nic dziwnego. W całej lidze nie ma drugiego takiego piłkarza.

Tytani defensywy

Nie ma też drugiej takiej linii obrony. Do tej pory Manchester City stracił tylko 13 bramek. Od sześciu ligowych spotkań nikt nie był w stanie pokonać Edersona, a ostatni raz, gdy ktokolwiek uczynił to przynajmniej dwukrotnie, miał miejsce we wspomnianym meczu z Tottenhamem.

Od tamtej pory monolit. Mysz się nie prześlizgnie. 13 kolejnych starć i tylko dwie stracone bramki, w tym jedna przeciwko Chelsea, gdzie już wszystko i tak było rozstrzygnięte. Callum Hudson-Odoi rozpaczliwym wślizgiem dał radę strzelić gola w 93. minucie meczu.

Odpowiedzialność za ten stan rzeczy ponosi przede wszystkim duet Dias – Stones, wzmacniany jeszcze przez defensywnego pomocnika w postaci Rodriego. Tercet ten neutralizuje większość zapędów ofensywnych rywala, a przecież w odwodzie jest Cancelo i Walker, którzy też bronić potrafią. Jest to jednak zestawienie o tyle niespodziewane, że kilka miesięcy temu Stones był na wylocie z klubu, zaś rolę partnera Diasa pełnił Aymeric Laporte. Jednakże kontuzje pozbawiły Baska miejsca w pierwszym składzie. Jego funkcję przejął wychowanek Barnsley i nic nie zapowiada tego, żeby miał z niej prędko zrezygnować.

Portugalczyk i Anglik dopuszczają do relatywnie niewielu strzałów z kontrataków, które były bolączką Manchesteru City w poprzednim sezonie oraz na początku bieżących rozgrywek. W meczu z Leicester City stracili w taki sposób aż trzy bramki, odnotowując najbardziej dotkliwą porażkę. Od tamtej pory The Citizens ustawili się nieco głębiej, zrezygnowali z ultraofensywnego futbolu. Stali się mniej narażeni na szybkie ataki rywala, a więc w gruncie rzeczy pozbyli się swej jedynej wyraźnej słabości.

W oczy rzuca się też większa odpowiedzialność obecnej defensywny Manchesteru City. Guardiola zrezygnował między innymi z niefrasobliwego Benjamina Mendy’ego. Nic dziwnego – Francuz nie tylko regularnie odwiedza kliniki, ale też na boisku trudno oczekiwać od niego realizowania dokładnych założeń taktycznych. Popełniał zbyt dużo głupich, prosty błędów. Na to miejsca w obecnym Manchesterze City nie ma – ich pomyłki doprowadziły tylko 0.2 strzału na mecz – to najniższa średnia od początku pracy Guardioli w Anglii.

LIVERPOOL NIE ZDOŁA POKONAĆ EDERSONA? KURS: 2,95 W TOTALBET!

Nic więc dziwnego, że ExpectedGoals ostatnich przeciwników The Citizens wygląda wprost żenująco. Powyżej 1.0 nie podskoczył żaden zespół, powyżej 0.5 trzech. A przecież zdarzyły się takie ananasy jak Burnley (0.1), Crystal Palace (0.0!!!), Brighton, Sheffield United czy Fulham (wszyscy po 0.2).

Brak napastnika to nie problem

Wydawało się jednak, że przynajmniej w jednej kwestii Pep Guardiola będzie miał problem. De facto musi grać bez napastnika – Gabriel Jesus zaliczył 52% wszystkich możliwych minut, zaś Sergio Aguero… 7%. Na dodatek Brazylijczyk miał udział jedynie przy 12% trafień. O wyniku Argentyńczyka nie ma zaś co rozprawiać, bo wynosi on 0.

Żaden z nich nie pomógł w wymierny sposób w zdobywaniu bramek. Żaden z nich nie jest wśród najlepszych strzelców tego sezonu Premier League. A jednak jakimś sposobem po 21. kolejkach, Manchester City dysponuje  trzecią najskuteczniejszą ofensywą. Więcej od nich strzelił tylko Liverpool oraz Manchester United.

No właśnie – ofensywą. W The Citizens wpływ na gole już dawno przestali mieć pojedynczy piłkarze. Odpowiedzialność została rozłożona między kilku zawodników i efekty okazały się być piorunujące dla całej ligi. W całym sezonie przynajmniej pięć trafień zanotowało już sześciu piłkarzy.

Właściwie nie ma miesiąca, w którym nie błyszczałby ktoś nowy. Na początku rozgrywek zachwycaliśmy się Ferran Torresem, który regularnie strzelał w Lidze Mistrzów. Później przyszedł czas na Phila Fodena, będącego przez moment najskuteczniejszym piłkarzem w całej kadrze Manchesteru City. Raheem Sterling zaś utrzymuje stały poziom i na ten moment ma już 10 trafień. Obecnie żyjemy jednak w erze wielkiego Ilkaya Gundogana. Niemiec od kilku sezonów utrzymuje stałą dyspozycję, ale tym razem dołożył coś, czego nie miał nigdy w swej karierze – bramki.

Pozycja 30-latka była często kwestionowana. Zarzucano mu, że nie robi niczego specjalnego, nie wyróżnia się niczym, przy takich piłkarzach jak Rodri czy Kevin De Bruyne. Jednak właśnie w tym tkwi siła Gundogana. Były piłkarz Borussii Dortmund sprawia, że wszystko wygląda tak prosto. Próżno u niego szukać efekciarstwa. Stawia przede wszystkim na efektywność swoich działań. Niby tylko podaje piłkę, ale często okazuje się, że to właśnie Niemiec odpowiada za dyktowanie tempa w całym meczu.

W dodatku Guardiola pozwolił mu – jak wielu zawodnikom w tym sezonie – grać nieco wyżej. Dzięki temu Gundogan może eksponować swoje ofensywne walory. Jego pozycję często ubezpiecza Joao Cancelo, zaś Niemiec regularnie pojawia się na pozycji ofensywnego pomocnika lub napastnika. Pole karne nie jest dla niego wrogim terytorium – 30-latek regularnie oddaje strzały, zagrywa więcej kluczowych podań, częściej gości w ostatniej tercji połowy boiska. Stał się kolejną odpowiedzią na tak zwane kłopoty, które Manchester City miał mieć w ataku.

W 2019 roku, hiszpański trener powiedział: „Kiedy Gundogan jest blisko pola karnego, przybywa w odpowiednim momencie i czasie, by zdobyć bramkę„. Mamy 2021, a słowo stało się ciałem.

W ostatnich dziesięciu meczach, 30-latek strzelił siedem goli i zanotował jedną asystę. Żaden inny piłkarz w całej lidze nie miał tak imponującego stycznia.

ILKAY GUNDOGAN STRZELI LIVERPOOLOWI GOLA? KURS NA TRAFIENIE NIEMCA: 2,98 W EWINNER!

Bez Niemca w składzie, The Citizens wygrali tylko raz. Przeciwko Wolverhampton w pierwszej kolejce Premier League.

Wobec takiej prezencji w ataku, takiego rozłożenia odpowiedzialności i tak wysokiej klasy zawodników, Manchester City w zasadzie nie ma problemu, że pół sezonu musi grać bez napastnika. A skoro nawet to im nie przeszkadza, to co może?

***

Dzisiejszy mecz może w zasadzie rozstrzygnąć o losach tytułu. Jeśli Manchester City wygra na Anfield, czyli w miejscu, gdzie odniósł tylko jedno zwycięstwo przez 40 lat (w 2003 roku), zdobędzie kolejny skalp. Ten jednak będzie miał wyjątkowy status.

The Citizens stoją na dobrej drodze do tego, by wyłączyć z walki o mistrzostwo swojego największego rywala. Czyniąc to, naprężą muskuły do tego stopnia, że reszta stawki może poczuć się zniechęcona na sam widok. Jurgen Klopp musi więc stanąć na głowie i zrobić wszystko, by Manchester City się potknął, wykrwawił. Liverpool spróbuje dziś złamać przynajmniej jeden z bastionów maszyny Pepa Guardioli. Nie będzie to jednak łatwe, nie tylko ze względu na problemy kadrowe The Reds.

Fot.Newspix

Angielski łącznik

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Anglia

Van Nistelrooy o Ten Hagu: Zawsze będę mu wdzięczny za otrzymaną szansę

Mikołaj Wawrzyniak
1
Van Nistelrooy o Ten Hagu: Zawsze będę mu wdzięczny za otrzymaną szansę
Anglia

Benzema: Nikt nie zasłużył na Złotą Piłkę bardziej niż Vinicius

Bartosz Lodko
10
Benzema: Nikt nie zasłużył na Złotą Piłkę bardziej niż Vinicius

Komentarze

4 komentarze

Loading...