Pod nieobecność Harry’ego Kane’a ofensywa Tottenhamu prezentuje się po prostu okropnie. Angielski napastnik nabawił się urazu w trakcie przegranego meczu z Liverpoolem i w kolejnych dwóch spotkaniach ligowych Spurs także polegli. Za każdym razem 0:1 – najpierw z Brightonem, potem z Chelsea. Jednak prawda jest taka, że kryzys londyńskiej drużyny trwa nieco dłużej.
Kłopoty z kreacją
We wczorajszym derbowym z The Blues podopieczni Jose Mourinho zaprezentowali się wręcz katastrofalnie. Ostatecznie polegli różnicą tylko jednego gola, ale mogą za to dziękować wyłącznie nieskutecznym rywalom. Głównie Timo Wernerowi i Masonowi Mountowi. Gdyby gracze Chelsea lepiej się zachowywali pod bramką Hugo Llorisa, mogłoby dojść do blamażu „Kogutów”. Tym bardziej że goście nie mieli właściwie żadnych kłopotów z rozbijaniem ofensywnych prób Tottenhamu. Pisaliśmy w pomeczowej relacji: – Chelsea od 36. minuty musiała sobie radzić bez Thiago Silvy, który opuścił murawę z powodu kontuzji, ale zastępujący go Andreas Christensen na tle tak nędznie grających rywali wyglądał jak John Terry w primie. W sumie gdyby Tuchel nikogo na Silvę nie wpuścił, to wcale nie jest pewne czy Tottenham zdołałby to wykorzystać. Bo podopiecznym Mourinho brakowało nie tylko pomysłu, ale nawet chęci, by odważnie zaatakować. Zerwali się do walki dopiero w ostatnich sekundach, lecz było już za późno.
Oczywiście gdyby na szpicy zagrał Harry Kane, a nie Carlos Vinicius, Spurs byliby wielokrotnie groźniejsi. Statystyki w tym względzie nie kłamią. W meczach z Brightonem i Chelsea piłkarze Tottenhamu oddali łącznie 15 strzałów, w tym tylko 6 celnych. Dla porównania, średnia uderzeń na 90 minut w sezonie 2020/21 wynosi w przypadku „Kogutów” prawie 11.
Ale prawda jest taka, że nawet i ze swoim największym gwiazdorem, łączącym w tym sezonie role playmakera i snajpera, piłkarze z Londynu mają spore trudności z kreowaniem sobie wielu sytuacji podbramkowym. W pierwszej fazie sezonu nie było to jeszcze tak widoczne, ponieważ zawodnicy Mourinho grali na znacznie większej intensywności w średnim pressingu i regularnie zaskakiwali rywali szybkimi kontrami po odbiorze w środku pola. Ale ten element przestał funkcjonować, kontrataki stały się czytelne, a w ataku pozycyjnym Spurs właściwie nie istnieją. Z Kanem i bez niego.
Pod względem współczynnika spodziewanych goli (xG), plasują się dopiero na jedenastym miejscu w Premier League.
Mistrzostwo? Wolne żarty
To by tłumaczyło, dlaczego w ostatnich tygodniach Tottenham tak rzadko schodzi z boiska zwycięski, zwłaszcza w spotkaniach ligowych. Łatwo bowiem byłoby sprowadzić kłopoty londyńskiego zespołu do trzech ostatnich meczów, w których nie zdobył on ani jednego punktu. Ale niemoc trwa dłużej. Od 10. kolejki Premier League (6 grudnia 2020) podopieczni Mourinho wygrali tylko trzy mecze w lidze:
- z pogrążonym w kryzysie Arsenalem
- z grającym otwartą piłkę Leeds United
- ze słabiutkim w tym sezonie Sheffield United
Trzy zwycięstwa w dwunastu meczach. Naprawdę źle to wygląda. Tym bardziej że we wszystkich tych spotkaniach arcyważną rolę odegrał Kane (3 gole, 2 asysty). Nawet z rywalami pogrążonymi w kłopotach (Arsenal, Sheffield) albo grającymi piłkę wręcz wymarzoną do tego, by gnębić ich kontrami (Leeds) drużyna Tottenhamu nie potrafi zwyciężać bez bramkowego udziału swojego napastnika.
A z kim Spurs się w tym samym czasie potykali?
- dwa razy z Chelsea (0:0, 0:1)
- dwa razy z Liverpoolem (1:2, 1:3)
- z Leicester City (0:2), Brightonem (0:1), Wolverhamptonem (1:1), Fulham (1:1), Crystal Palace (1:1)
Widać wyraźnie, że od dobrych dwóch miesięcy londyński zespół jest regularnie powstrzymywany nie tylko przez zespoły ze ścisłej czołówki Premier League, ale i przez niżej notowanych średniaków. Dlatego nie może zaskakiwać, że Tottenham w tabeli Premier League osunął się już na ósmą lokatę i traci aż 14 punktów do liderującego obecnie Manchesteru City. W pewnym momencie sezonu to Spurs przewodzili w angielskiej ekstraklasie i zaczęło się nawet wówczas przebąkiwać i szansach na mistrzostwo Anglii, ale na ten moment wszystko wskazuje na to, że trzeba tego typu spekulacje wygasić. Tak dysponowany Tottenham będzie miał kłopoty z załapaniem się do TOP4.
fot. NewsPix.pl