Był taki moment w tym sezonie Premier League, w którym naprawdę nie wiedzieliśmy o co chodzi z Brighton. Tworzyli mnóstwo okazji, mieli dobrze zorganizowaną defensywę, mało kiedy ustępowali komuś na boisku. A jednak konsekwentnie dostawali w łeb, przez co niebezpiecznie zbliżyli się do strefy spadkowej. Teraz jednak wykonali zwrot ku utrzymaniu się w angielskiej ekstraklasie.
Mimo tego, że ich dorobek punktowy nie wyglądał okazale, wszak niewiele Brighton dzieliło od Fulham czy WBA, to większość zgodnie twierdziła, że Mewy grają z tej trójki zdecydowanie najlepiej. Nie szło to w parze ze zwiększaniem swojego dorobku, ale dawało nadzieję na przyszłość. Pozwolono Grahamowi Potterowi pracować w spokoju, kombinować z ustawieniem nieskończenie wiele razy, a piłkarzom marnować setki szans. Okazało się, że takie stoickie podejście ma na The Amex rację bytu.
W ostatnich trzech ligowych meczach nie przegrali ani razu. Siedem punktów w meczach z takimi rywalami jak Tottenham, Leeds United i Fulham? Wszyscy kibice Mew wzięli ten wynik z pocałowaniem ręki. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że mogli zgarnąć komplet zwycięstw w tym okresie. Ich wygrane nad Spurs oraz Pawiami nie były kwestią przypadku, podobnie jak i fakt, że w rzeczonych trzech meczach Brighton nie straciło ani jednego gola, strzelając dwa.
W MECZU LIVERPOOLU Z BRIGHTON PADNIE MNIEJ NIŻ 2.5 BRAMKI? KURS: 2,30 W TOTOLOTKU!
Rozbuchana i seksowna gra Brighton z początku pracy Grahama Pottera została nieco schowana do cienia. Zastąpił ją konieczny minimalizm – napastnicy w końcu strzelają, obrońcy stanowią blok, który trudno sforsować. W bramce znalazł się gość, który potrafi złapać piłkę.
Na The Amex wszystko zaczęło żreć i nie zmieni tego nawet ewentualna wpadka z rozbudzonym Liverpoolem, który też w końcu się przełamał.
Ciężary Polaków
Dużą odpowiedzialność za ostatnie sukcesy Brighton ponosi środek pola. Potter długo zastanawiał się nad optymalnym ustawieniem, w czym nie pomagały mu kontuzje. Teraz jednak wydaje się, że znalazł dobre rozwiązanie. Yves Bissouma i Pascal Gross scalili drugą linię Mew i w końcu zagwarantowali spokój w drugiej linii.
Angielski szkoleniowiec próbował ustawienia z dwoma głębiej grającymi pomocnikami, lecz wówczas Ben White musiał być przesunięty ze swojego naturalnego środowiska jakim jest środek defensywy, co powodowało kłopoty pod bramką Roberto Sancheza.
Padł również pomysł polegający na grze teoretycznie osamotnionego napastnika i dwójką ofensywnie usposobionych piłkarzy za jego plecami. W tej roli zwykle wykorzystywani byli Adam Lallana i Leonardo Trossard, lecz Potter miał na tyle charakteru, by posadzić byłego zawodnika Liverpoolu na ławce. Jego kosztem gra Alex Mac Allister, znacznie lepiej prosperujący zawodnik, który pierwszy raz w historii swojej gry dla Brighton otrzymał należyty kredyt zaufania.
Informacje te nie są szczególnie dobre dla Kuby Modera. Gdy Polak trafiał na Wyspy, miał stosunkowo prostą drogę do pierwszego składu. Lądował w momencie, w którym Potter intensywnie szukał idealnego rozwiązania, w środku pomocy grali wszyscy, z Percym Tau łącznie. Wydawało się jednak, że angielski trener z utęsknieniem czeka na kogoś, kto da sobie radę z fizycznymi trudami Premier League i pomoże zamurować środek pola. Moder miał zatem wejść w rolę Bena White’a i zająć miejsce obok Yvesa Bissoumy. Problem w tym, że wówczas odpalili wszyscy konkurenci go gry naszego reprezentanta.
Z dobrej strony pokazuje się przede wszystkim Pascal Gross – Potter zrezygnował z jego usług na początkowym etapie tego sezonu, lecz Niemiec ani razu go nie zawiódł. Pozostaje jednym z najbardziej kreatywnych zawodników, czego wyraz dał między innymi w starciu z Tottenhamem, gdzie niewiele brakło, by zanotował asystę, lub posłał piłkę do siatki. Jedną szansę zmarnował Aaron Connolly, przy innej nie popisał się Gross, który trafił w słupek.
PASCAL GROSS STRZELI LIVERPOOLOWI? KURS NA JEGO TRAFIENIE: 7,52 W EWINNER!
Był jednak bardzo aktywny, dobrze wykorzystywał półprzestrzenie powstające w środku pola. Regularnie włączał się do ofensywy, grając wyżej niż Bissouma, skupiony na destrukcyjnym działaniu pod swoją bramką.
Taka dyspozycja Niemca wrzuciła go do podstawowego składu i ugruntowało jego pozycję. Walczyć z Grossem to jedno, lecz Potter w odwodzie ma jeszcze Adama Lallanę oraz Davy’ego Proppera. Obaj gwarantują stały poziom, a także są zawodnikami znacznie bardziej doświadczonymi. Chociaż szkoleniowiec Brighton lubi i potrafi stawiać na młodych piłkarzy, teraz potrzebuje wyraźnego pretekstu. Jego Mewy walczą w końcu o utrzymanie – nie będzie kombinowania, póki znowu coś się nie wysypie.
(Nie)ekskluzywny prawy obrońca
Jednak nic by się nie udało, gdyby Mewy dalej broniły pechowo. Zbyt często w tym sezonie ich starania niweczone były przez głupi błąd w defensywie. A to ktoś nie wrócił, a to ktoś miał najgorszy % obronionych strzałów w lidze, a to ktoś sprokurował rzut karny i zaliczył swojaka. Te kwestię też udało się Potterowi zmienić, sięgając do głębi składu.
Chociaż Joel Veltman przychodził do Brighton jako półfinalista Ligi Mistrzów z Ajaxem oraz reprezentant Holandii, to nie robiono wokół niego szumu. Znacznie bardziej cieszył transfer Adama Lallany. Wynikało to z faktu, że rywalem do gry na boku obrony Veltmana był Tariq Lamptey – elektryzujący Anglik, będący defensorem w typie Trenta Alexandra-Arnolda. Genialny z przodu, a z tyłu grający po prostu w porządku. Lamptey bywał niekiedy powodem, dla którego warto było odpalić mecz Brighton. Jego drybling, nieustępliwość i zapał do gry cieszyły oko. Ale 20-latek miał spore problemy ze zdrowiem.
To niebywale wątły piłkarz, zdający kłam, że ktoś z taką posturą nie może sprawdzić się na poziomie Premier League. Trzeba jednak przyznać, że wszelakie kopnięcia i faule łamały Lampteya na pół i koniec końców wypadł on na kilka tygodni. Zamiast jednak organizować ogólnoklubową żałobę, Potter wziął się do pracy. Wyciągnął z szafy wspomnianego Veltmana i zyskał coś, czego Lamptey nie mógł mu zagwarantować – pewność w defensywie.
Holender jest nieekskluzywnym prawym obrońcą, funkcjonującym de facto jako wahadłowy. Próżno szukać go pod polem karnym rywala – 29-latek jest skupiony na grze w okolicach swojej szesnastki. W pojedynkach powietrznych dorównuje znacznie bardziej ubitemu Lewisowi Dunkowi. Przechwytów notuje tyle, co Yves Bissouma.
YVES BISSOUMA ZANOTUJE WIĘCEJ NIŻ 34.5 PODAŃ? W EWINNER KURS 1.85!
Jednocześnie nie można powiedzieć, że Veltman jest typowym rzemieślnikiem. Może i nie jest najszybszy, może i nie przedrybluje pięciu zawodników, ale przeciwko Fulham zdołał zanotować trzy (!) kluczowe podania – tylko Pascal Gross zdołał wyrównać ten wynik. Gra z głębi, ale dysponuje na tyle dobrym przeglądem pola, że jest w stanie zaskoczyć nieostrożnego rywala.
Tylko u Grahama Pottera jest możliwe, by na wahadłach występowali dwumetrowy Dan Burn oraz niekoniecznie dynamiczny Joel Veltman.
Tariq Lamptey może mieć spory problem z powrotem do składu, o Michale Karbowniku nie wspominając.
Pomysł na atak
Podobnie jak i Aaron Connolly, którego na dobre wygryzł Leonardo Trossard oraz Alex Mac Allister. Brighton marnowało zbyt wiele szans, często tracili punkty tylko ze względu na indolencję w szesnastce rywala. Dalej nie jest pod tym względem idealnie, ale w końcu udaje się regularnie trafiać do siatki.
Mecze z Leeds, Fulham i Tottenhamem nie były najbardziej porywające, lecz Mewy zdołały strzelić dwie bramki. Zapewniły one dwa zwycięstwa, co jest najlepszym możliwym przelicznikiem. Nie ma też przypadku w tym, że we wszystkich z przodu operował tercet złożony z Trossarda, Mac Aliistera oraz Maupaya. Tercet złapał nić porozumienia i funkcjonuje na tyle dobrze, że Potter nieprędko z niego zrezygnuje.
Swój najlepszy występ dali przeciwko Spurs – kombinacja podań między Mac Aliisterem oraz Pascalem Grossem stworzyła przewagę, którą wykorzystał Leonardo Trossard. Dla Belga było to dopiero drugie trafienie w tym sezonie Premier League, lecz trudno wskazać innego piłkarza Brighton, który tak mocno na nie zasługiwał. 26-latek już w starciu z Fulham mógł kilkukrotnie trafić do siatki, lecz wówczas zawiodła go skuteczność. Nie pierwszy raz w tym sezonie, bowiem – jak podaje Squawka – Trossard zmarnował już pięć dogodnych szans.
Przeciwko Tottenhamowi tak istotnych pomyłek nie było, co oczywiście nie znaczy, że Brighton nie marnowało szans. Pewność siebie, z jaką Argentyńczyk Mac Allister wbijał się w pole karne Spurs, sprawiała podopiecznym Jose Mourinho zbyt wiele kłopotów.
Prostopadła piłka od Grossa, były zawodnik Boca Juniors wbiega w szesnastkę, gubi rywala, odgrywa do kolegi i strzał. I strzał. I strzał. Plan tyleż prosty, co skuteczny. Mewy w ten sposób mogły objąć prowadzenie już w trzeciej minucie, lecz wówczas wspomniany Niemiec trafił w słupek.
Jednak zachwyca nie tylko Argentyńczyk. Swoje robi Leonardo Trossard, ale i Neal Maupay. Francuz został nieco odciążony w kwestii zdobywania bramek, przez co może skupić się na grze znacznie niżej. Często pomaga kolegom w organizacji gry, de facto cofając się za Belga i Mac Allistera. Nie jest oczywiście fałszywą dziewiątką, lecz czuje się naprawdę pewnie mogąc uczestniczyć w konstruowaniu akcji, a nie być ograniczonym jedynie do pozycji dostawnogi. Zbyt często w takich momentach zawodziła go skuteczność, teraz ciężar został zsunięty z jego barków.
***
Przed Brighton jeszcze daleka droga do utrzymania w Premier League. Mewy wciąż pozostają na ostatniej bezpiecznej pozycji, mając tylko siedem punktów przewagi (i jeden mecz więcej) od Fulham. W ostatnim czasie grają jednak na tyle dobrze, że ich kandydatura przyszłość zaczyna wyglądać coraz pewniej. Swoje problemy ma też Newcastle United – jeśli podopiecznym Grahama Pottera uda się przynajmniej zremisować z Liverpoolem, przeskoczą Sroki Steve’a Bruce’a.
Patrząc na to, co zrobili Tottenhamowi i Leeds United, można być pewnym jednego: spróbują.
Fot. Newspix