Absolutnie nikt nie mógł się spodziewać, że to będzie aż tak szalony mecz. Najpierw myśleliśmy, że Barcelona okaże się frajerem. 2:0 dla Granady w 88. minucie, bicie głową w mur, bramkarz gospodarzy w życiowej formie. Aż tu nagle zaczęła się remontada, potem dogrywka i pierwszorzędne emocje. Wybuchy, zwroty akcji i ogółem osiem goli. Jeśli ktoś nie poświęcił tego wieczoru na mecz Barcy, niech pluje sobie w brodę. Jest czego żałować.
Dla Barcelony szykował się wstydliwy wieczór
Kiedy mecz Barcelony zaczyna się od podwójnej parady bramkarza rywali, wiedz, że będzie się działo. Od napędzania strachu Granadzie najpierw zaczął Messi do tej pory wpakował jej 14 goli w 12 meczach. W normalnych okolicznościach kolejny skalp byłby kwestią czasu, ale nieszczęśliwie dla Argentyńczyka Escandell, 25-letni golkiper gospodarzy, był dzisiaj wyjątkowo dobrze dysponowany. Sama Granada zaś nie sprawiała wrażenia kogoś, kogo nazywamy chłopcami do bicia. Zresztą, powiedzmy sobie szczerze, jaki klub La Liga mógłby dzisiaj realnie obawiać się Barcelony?
No, raczej żaden.
Ze stoperem w ręku wyczekiwaliśmy momentu, w którym padnie pierwszy gol dla underdoga z Andaluzji. Długo to nie trwało, bo już po 30 minutach gry na stadionie mógł wybrzmieć wyborny klasyk Flo Ridy, „Good Feeling”. Strzelcem gola okazała się oczywiście Granada, konkretnie Kenedy, który wykorzystał w polu karnym bierność Sergiego Roberto. Hiszpan wrócił do gry po dłuższej przerwie i to naprawdę było widać. Trochę się prawemu obrońcy „Dumy Katalonii” przysnęło, a ostatecznie znów przydarzyło coś złego.
Barcelona grała swoje, to znaczy biła głową w mur, bo Granada postawiła naprawdę trudne warunki. Sprawa trochę się rypła, kiedy trzeba było dociskać śrubę po stracie bramki. Gdyby ósma siła ligi hiszpańskiej miała chociaż odrobinę więcej odwagi, śmiało mogłaby wykorzystać bardziej ofensywne ustawienie Barcy, która momentami prosiła się o kłopoty. Niekiedy traciła piłkę w newralgicznych momentach, co nie zmieniło się w drugiej połowie. No i co? 2:0. Granada skorzystała z kolejnej okazji, bramkę po wyjściu z szatni załadował długowieczny Roberto Soldado.
Nie wiemy, jakim sposobem chciał złapać go na spalonym Umtiti. Wiemy jednak, że skiepścił sprawę koncertowo. Hiszpański napastnik dostał długą piłkę tuż za linię środkową, po czym pognał w pole karnego Ter Stegena i zrobił, co zrobić należało. Blamaż zbliżał się nieuchronnie, przepowiednie Koemana dotyczące niemożności wygrywania trofeów zaczęły się urzeczywistniać.
Masz kłopoty? Wezwij Messiego
Barcelona próbowała przełamywać swoją niemoc.
Pod grą ciągle był Messi, który po raz trzeci został powstrzymany przez golkipera Granady. A kiedy już coś było poza jego zasięgiem, pomocną okazywała się poprzeczka po strzale Trincao. Nie powiemy, że Barca męczyła bułę. Nie wyglądało to źle, a zważywszy na fakt, że defensywa gospodarzy pokazywała świetną organizację, trudno było wymagać jakiejś kanonady. Co udało się stworzyć, po prostu nie wpadało do bramki. Bramkarz Granady miał taki dzień konia, że aż wybraniał przewrotki Griezmanna. Żeby nikomu nie było smutno, na interwencję załapał się także Araujo. Później z ławki rezerwowych wszedł choćby Demeble, który miałby na koncie kapitalnego gola z dystansu, gdyby nie poprzeczka.
Dawał się we znaki fakt, że Barcelona nie ma napastnika z prawdziwego zdarzenia. Jakby Koeman nie kombinował, tego po prostu nie da się oszukać. Skuteczność zespołu ogółem kuleje od dłuższego czasu, a właśnie dzisiaj była wyjątkowo potrzebna. Granadzie nie trzeba było wiele, ba, podobieństwa do słynnego meczu Barcelony z Celtikiem nasuwały się same. Cierpliwe czekanie na swoje okazje, trzy strzały celne na krzyż i voila. A Barca? Potrzebowała jedenastu celnych strzałów, żeby w końcu strzelić gola. Kilku minut przed końcem spotkania padła bramka kontaktowa. W międzyczasie Messi załadował jeszcze w słupek, bo przecież nie mogło być inaczej.
To był dobry mecz Barcelony. W końcu los nagrodził jej starania, uśmiechnął się. Kluczową akcję znów napędził Messi, który wcześniej asystował Griezmannowi. Za drugim razem Francuz podawał do Alby, który dał Barcelonie drugie życie.
- W regulaminowym czasie gry Barcelona oddała dwa strzały w słupek, dwa w poprzeczkę
- Łącznie 28 strzałów, 12 celnych
- Posiadanie piłki w drugiej połowie: 82%
Co jest warte uwagi po tym meczu? No, idealny występ Messiego, który brał udział dosłownie w każdej akcji bramkowej Barcelony. Strzelał, rzucał ostatnie podania, notował asysty drugiego stopnia. Słowem: maszyna, występ kompletny. Według portalu SofaScore zasłużył na ocenę 10. Spójrzmy tylko na te monstrualne statystyki:
- Asysta, 10 kluczowych podań, 13/9 udanych dryblingów
- Siedem strzałów celnych, jeden w słupek
- 160 dotknięć piłki, 90/109 celnych podań
Mapa działań boiskowych Messiego
Kosmos. No, kosmos. Nie trzeba tutaj nawet gola.
Koncertowa dogrywka
Mecz trwał dalej, a Escandell dwoił się i troił, żeby tylko nie dopuścić do gola strzelonego przez Messiego. Dopiął swego, ale Argentyńczyk i tak grał kapitalne zawody. W końcu stało się coś, czego kibice Barcy tak bardzo pragnęli. Trafienie na 3:2, dublet Griezmanna. Kiedy wydawało się, że Katalończycy mają już wszystko pod kontrolą, wiatr znów zawiał im prosto w oczy. Faul Desta w polu karnym (bardzo miękki), powrót do punktu wyjścia.
Ostatni kwadrans dogrywki był decydujący.
Barcelona drążyła skałę, aż dwukrotnie dobrała się do samego rdzenia defensywy Granady. Najpierw zrobił to De Jong po dobitce ze strzału Messiego, potem atomówkę nie do obrony posłał Alba. Koncert, Barca zagrała koncert. Nie boimy się powiedzieć, że takie mecze budują charakter tej ekipy. Akurat przed nadchodzącą wielkimi krokami Ligą Mistrzów, kiedy warto będzie mieć w pamięci właśnie ten wieczór. Kolorytu dodaje fakt, że świetne zawody rozegrał również Griezmann. Dwa gole, dwie asysty. Najlepszy mecz Francuza w barwach Barcelony.
Granada – Barcelona 3:5 (1:0)
Kenedy 33′, Soldado 47′, 103′ – Griezmann 88′, Alba 92′, Griezmann 100′ De Jong 108′, Alba 113′
Fot. Newspix.pl