Reklama

PRASA. Tabisz: Nie miałem konfliktu z Probierzem, to absurd!

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

02 lutego 2021, 08:13 • 7 min czytania 9 komentarzy

Pozostanie Probierza było praktycznie przesądzone, gdy inny wiceprezes Cracovii Jakub Tabisz mocno podkreślił, że między nim a trenerem nie ma żadnych nieporozumień. – Nie mam i nigdy nie miałem konfliktu z Michałem Probierzem. Sugerowanie czegoś takiego jest absurdalne – stwierdził Tabisz w rozmowie z „PS”. W krakowskim klubie to prawa ręka właściciela Pasów Janusza Filipiaka. W mediach w ostatnich dniach pojawiły się przypuszczenia, że właśnie jego relacje z Probierzem sprawiły, iż szkoleniowiec Pasów w sobotę zrezygnował z dalszego prowadzenia drużyny – czytamy w „Przeglądzie Sportowym”. Co poza tym dziś w prasie?

PRASA. Tabisz: Nie miałem konfliktu z Probierzem, to absurd!

„PRZEGLĄD SPORTOWY”

Kamil Kosowski w felietonie krytykuje zachowanie VAR-u w meczu Wisły Kraków z Piastem Gliwice. Chodzi o interwencję przy karnym na Felicio Brown Forbesie.

Biała Gwiazda szybko wyszła na prowadzenie 3:0 i powinna dostać jeszcze jedną okazję do podwyższenia wyniku, bo Felicio Brown Forbes był faulowany w polu karnym Piasta przez Tomaša Huka. Dla mnie to był stuprocentowy rzut karny. W tej sytuacji nie mogę pojąć jednego. Jaki sens miało przywoływanie sędziego Jakubika do sprawdzenia tej sytuacji na VAR-ze? Karny był oczywisty. Można to oglądać klatka po klatce i do czegoś się przyczepić. Natomiast ewidentnie Brown Forbes dotknął piłkę, został sfaulowany i sędzia słusznie podjął decyzję o karnym. Przywołanie arbitra do ekranu VAR sprawiło, że całkowicie się pogubił i stał się antybohaterem meczu. Gdyby rzut karny został wykorzystany, byłoby 4:0 dla Wisły i mecz byłby zakończony. W dalszej części spotkania sędzia Jakubik znów podjął w mojej opinii (i nie tylko mojej, bo wszyscy analizujący tę sytuację w „Lidze+ Extra” byli zgodni) błędną decyzję. To był kluczowy moment. Arbiter bardzo długo analizował sytuację i doszukał się faulu Piotra Starzyńskiego na Jakubie Świerczoku. Znów dochodzimy do momentu, w którym powinniśmy na nowo zacząć dyskutować o tym, w jakich momentach VAR powinien pomagać sędziemu, a w jakich nie powinien mu przeszkadzać.

Kamil Piątkowski bije rekord transferowy Rakowa i za sześć milionów euro przechodzi do Red Bulla Salzburg – z wypożyczeniem powrotnym na pół roku. A początek jego przygody pod okiem Marka Papszuna tego nie zapowiadał – młody stoper czuł się wręcz przytłoczony.

Reklama

Poza rekordowym zyskiem w historii klubu najlepszą wiadomością dla Rakowa będzie pozostanie Piątkowskiego w drużynie do zakończenia sezonu. Młodzieżowiec jest absolutnie podstawowym piłkarzem ekipy trenera Marka Papszuna, z 17 rozegranych spotkań (ekstraklasa plus Puchar Polski) nie opuścił nawet minuty. Dzisiaj nikt nie ma wątpliwości, że decyzja o przenosinach z Zagłębia do RKS przed rozgrywkami 2019/20 była zdecydowanie słuszna. A przez krótką chwilę nawet stoper w to zwątpił… Piątkowski chciał grać w ekstraklasie, a w związku z opieszałością działaczy Zagłębia w przedstawieniu mu oferty nowej umowy uznał, że w Miedziowych szybko takiej okazji nie dostanie. Pojawiła się propozycja Rakowa, do obrońcy telefonował Papszun, panowie rozmawiali na różne tematy, jednak ten najważniejszy oczywiście dotyczył futbolu. Szkoleniowiec przekonywał, że dobrze zna defensora i że ten będzie miał szanse na regularne występy choćby w związku z taktyką 3-4-3 lub 3-5-2, do której potrzeba trzech stoperów, nie dwóch. Piątkowski po pierwszym tygodniu treningów był bardzo zadowolony. Czuł się super, wszystko szło zgodnie z planem. Po drugim tygodniu zwątpił, czy na pewno umie grać w piłkę. Wychodziło na to, że źle biegał, źle przesuwał, źle asekurował, źle wyprowadzał akcję. Wszystko źle, źle, źle. Przestawienie się z gry czterema obrońcami w linii na występy trzema okazało się wymagające. W potencjał wychowanka UKS 6 Jasło nie zwątpił sztab szkoleniowy. Pierwsze wrażenie? Dawno nie widzieli 19-latka tak bardzo gotowego mentalnie i fizycznie na rywalizację w ekstraklasie, w której przecież jeszcze nie zadebiutował. Trenerzy regularnie podpowiadali młokosowi, poświęcili dużo czasu, by zdołał się zaadaptować w nowym systemie. Praktycznie w każdym tygodniu miał  przynajmniej jedną indywidualną odprawę, czasem trwała godzinę, czasem pół. Zdarzało się kilka słów przed początkiem zajęć. Cierpliwie tłumaczyli mu, w jaki sposób ma się zachowywać w ustawieniu z trzema stoperami.

Probierz jednak zostaje w Cracovii. I potwierdza, że chodziło o sprawy osobiste, że emocje spowodowały taką reakcję po meczu z Wartą.

Pozostanie Probierza było praktycznie przesądzone, gdy inny wiceprezes Cracovii Jakub Tabisz mocno podkreślił, że między nim a trenerem nie ma żadnych nieporozumień. – Nie mam i nigdy nie miałem konfliktu z Michałem Probierzem. Sugerowanie czegoś takiego jest absurdalne – stwierdził Tabisz w rozmowie z „PS”. W krakowskim klubie to prawa ręka właściciela Pasów Janusza Filipiaka. W mediach w ostatnich dniach pojawiły się przypuszczenia, że właśnie jego relacje z Probierzem sprawiły, iż szkoleniowiec Pasów w sobotę zrezygnował z dalszego prowadzenia drużyny. Tabisz uznał, że to nieuprawnione insynuacje i w rozmowie z nami kategorycznie im zaprzeczył. Z naszych informacji wynika, że Cracovia w żadnym momencie nie szukała nowego trenera. To także był sygnał, że Probierz zostanie na stanowisku. Nie było też mowy o utrzymywaniu Probierza w Cracovii „na siłę”, czyli tylko dlatego, że ma ważny kontrakt. Z perspektywy władz klubu chodziło raczej o przekonanie go, że dalsza współpraca ma sens. W poniedziałek trener załatwiał swoje rodzinne sprawy w Bytomiu, czekała go też kolejna zdalna rozmowa z przebywającym za granicą prezesem Filipiakiem.

Trudna historia Mesuta Ozila. W Niemczech mieli go dość po zdjęciach z Erdoganem, w Premier League podpadł Chińczykom. Teraz swoje miejsce na ziemi znalazł w Fenerbahce.

Reklama

Ale rok 2018 zmienił wszystko. W maju turecki prezydent Recep Tayyip Erdogan rozpoczął kampanię przed następnymi wyborami. Spotkał się wówczas z dwoma Turkami grającymi dla Niemiec – Ilkayem Gündoganem z Manchesteru City i właśnie z Özilem. Pamiątkowe zdjęcia uśmiechniętych piłkarzy z prezydentem, które obiegły świat, zdetonowały w Niemczech bombę. Zawodnicy zaczęli być odsądzani od czci i wiary za bratanie się z despotą, który w swoim kraju zniszczył wolne media, a swoich przeciwników politycznych wtrącił do więzienia. Niemcy mieli z Turkami fatalne relacje dyplomatyczne, dlatego pojawił się nawet apel ze strony niektórych polityków, że obaj gracze nie powinni znaleźć się w kadrze na mistrzostwa świata, jednak selekcjoner Joachim Löw umieścił obu w 23-osobowej drużynie. Ale nie znaczy to, że problem został rozwiązany. Podczas turnieju w Rosji Niemcy zaprezentowały się katastrofalnie, nie wygrały ani jednego spotkania i pożegnały się z marzeniami o obronie tytułu już po fazie grupowej. Najwięcej oberwało się oczywiście Özilowi, co pchnęło piłkarza do rezygnacji z gry w zespole narodowym. „Jestem Niemcem, kiedy wygrywamy, a kiedy przegrywamy, traktowany jestem jak imigrant” – napisał w czterostronicowym oświadczeniu. Decyzja, jak zapewnił, była dobrze przemyślana. Piłkarza zabolało, że z powodu zamieszania ze zdjęciem z Erdoganem nawet szkoła podstawowa w Gelsenkirchen, do której uczęszczał i którą wspierał później finansowo, odwołała zaplanowane z nim spotkanie.

„SUPER EXPRESS”

Rozkręcona szyderka z tego, że Legia miała najlepsze warunki do przygotowań, a na inaugurację totalnie zawiodła. Wygrzane tyłki w Dubaju, a później porażka w Bielsku-Białej.

Żaden z zespołów ekstraklasy nie mógł pochwalić się takimi warunkami podczas przygotowań do rundy wiosennej. Palmy, treningi na piasku, kąpiele w gorącym morzu, a wokół dubajskie wieżowce. Od takich widoków mogło zakręcić się w głowie. Dzięki zgrupowaniu w Dubaju legioniści przystąpili do meczu z Podbeskidziem z jedną zasadniczą przewagą –byli z pewnością bardziej opaleni od rywali. Problem w tym, że za brąz na skórze punktów nie przyznają. Nie wątpimy, że legioniści w Dubaju ciężko pracowali, ale z Podbeskidziem grali tak, jakby ich forma została na gorącym piasku. A może Legii utrudnił życie fakt, że po długim zgrupowaniu w upalnych warunkach nagle przyszło im grać w mrozie?

„SPORT”

Gazeta niedostępna z powodów technicznych.

„GAZETA WYBORCZA”

Dzisiaj nic o piłce, jest za to piękne pożegnanie Ryszard Szurkowskiego – legendy kolarstwa i człowieka, którego w latach 60-tych czy 70-tych znał każdy w Polsce.

Pierwszy września 1973 r., Barcelona. Wyścig o kolarskie mistrzostwo świata amatorów. Na czele Francuz Bernard Bourreau, Duńczyk Verner Blaudzun i Polacy – Stanisław Szozda i Ryszard Szurkowski. Są zmęczeni – uciekają już kilkadziesiąt kilometrów, do mety zostało tylko cztery. Ale to najgorsze cztery – podjazd pod górę Montjuïc, na którą zawodnicy muszą się wspiąć w ponad 30-stopniowym upale. Kamerzysta na motocyklu zarejestrował ten moment: na łagodnym łuku jadący na czele grupy Szozda nagle zwalnia i zjeżdża na prawą stronę szosy. Francuz i Duńczyk prawdopodobnie są przekonani, że Polacy chcą, by to on wygrał. Tym bardziej że z dwójki Polaków podczas ucieczki harował najbardziej. A zatem pilnują Szozdy i również zwalniają. W tym momencie jadący na ostatnim miejscu Szurkowski nagle objeżdża ich od wewnętrznej strony i ucieka. Kamerzysta trochę się zagapił i dopiero po chwili zaczął gonić obiektywem uciekiniera, ale był on już daleko. Niezagrożony przez nikogo Szurkowski samotnie minął linię mety, a pół minuty później obserwował, jak Szozda fantastycznie finiszuje przed Francuzem i Duńczykiem. Po następnych trzech na metę wpada kolejna grupa, na której czele jest kolejny Polak Wojciech Matusiak. Takiego triumfu w historii polskiego kolarstwa jeszcze nie było. Tym bardziej że cztery dni wcześniej Szozda, Szurkowski, Lucjan Lis i Tadeusz Mytnik zdobyli złoty medal w wyścigu drużynowym.

fot. FotoPyk

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Trela: Przewagi i osłabienia. Jak czerwone kartki wpływają na losy drużyn Ekstraklasy?

Michał Trela
0
Trela: Przewagi i osłabienia. Jak czerwone kartki wpływają na losy drużyn Ekstraklasy?

Komentarze

9 komentarzy

Loading...