Są takie dni, w których jedyne, co można robić, to liczyć na najniższy wymiar kary. Zwłaszcza kiedy jest się obrońcą włoskiej drużyny, która gra z Juventusem albo Interem. Ten los spotkał dziś naszych rodaków – Bartosza Bereszyńskiego i Kamila Glika. Ale powiedzmy to sobie wprost: jeśli twoim zadaniem jest powstrzymanie Cristiano Ronaldo lub Romelu Lukaku, to problemy czuć z daleka, jak kanapki zostawione podczas wakacji w plecaku.
Bereszyński początek miał całkiem niezły. Długo wstrzymywał Juventus, w pewnym momencie nie miał na koncie ani jednego przegranego pojedynku. Zapowiadało się więc na to, że i Sampdoria plamy dziś nie da i Polak zaprezentuje się przyzwoicie. Jeśli już Bianconeri wrzucali kogoś na karuzelę, to raczej po drugiej stronie boiska. Natomiast “Stara Dama” zaczęła powoli łapać przewagę i Polakowi było coraz ciężej. To zabrakło go na swojej stronie boiska, to w końcu dał się ograć i w końcu drugi gol można zapisać częściowo na jego konto.
Długa piłka z prawej strony za plecy obrońców, ładna klepka, 2:0.
Nie będziemy jednak przesadzać – znaleźlibyśmy słabszych zawodników na boisku. Być może wrażenie z gry Polaka trochę psuł fakt, że obok grał akurat Maya Yoshida, czyli gość, który zaliczył absolutnie świetny występ. Jako jedyny ustrzegł się chyba większego błędu, popisał się świetnymi interwencjami na granicy ryzyka. Podobnie było zresztą po drugiej stronie boiska – Giorgio Chiellini zaliczył interwencję meczu, blokując strzał wolejem rywala.
CAGLIARI – SASSUOLO. CAGLIARI WYGRA – KURS 3.15 W TOTOLOTKU!
Wojciech Szczęsny? To był jeden z tych meczów, w których Polak miał po prostu najlepsze miejsce spośród widzów. Ale warto docenić go za czujność – co zresztą zauważają także włoskie media. Bo kiedy przyszło mu wykonać jedyną paradę w dzisiejszym spotkaniu, to popisał się refleksem po strzale przy bliższym słupku Fabio Quagliarelli.
Sampdoria – Juventus 0:2
Chiesa 20′, Ramsey 90′
***
Kamila Glika mogliśmy dziś za to zapamiętać. Ale nie jesteśmy pewni, czy Glik o taką pamięć zabiegał. Była już końcówka meczu, kiedy Polak próbował naprawić kolejny błąd kolegów i uratować sytuację. Wybijał piłkę czymś w rodzaju przewrotki na jakimś 25 metrze i… prawie trafił do własnej siatki.
Samobój byłby spektakularny, to trzeba przyznać.
CROTONE WYGRA Z GENOĄ? KURS 2.96 W TOTOLOTKU!
Byłoby to też pewne zakłamanie rzeczywistości, bo zapewne każdy skupiłby się akurat na tym momencie, podczas gdy Polak był – praktycznie jak zawsze – jedynym przyzwoitym punktem w obronie Benevento. Pięknie wyglądały jego starcia z Romelu Lukaku. Przy każdym stałym fragmencie gry były piłkarz Torino i Belg wyglądali jak jelenie na rykowisku. I trzeba przyznać, że Glik raczej w tej walce nie ustępował. Gorzej, że ustąpił Lautaro Martinezowi przy bramce na 2:0, bo wtedy Argentyńczyk ograł go z łatwością.
Z drugiej strony to i tak błąd delikatny. Bo już np. to, co zrobili obrońcy w komitywie z Lorenzo Montipo przy jednej z bramek Lukaku, wołało o pomstę do nieba. Próba wyprowadzenia od bramki skończyła się tak, że bramkarz Benevento podał piłkę na 16. metr, wprost pod nogi Lautaro. Ten wiele nie musiał robić, żeby zaliczyć asystę przy golu Lukaku, który takich prezentów nie marnuje.
Koniec końców dla Glika było to przyzwoite spotkanie, mimo czterech straconych goli. Chociaż zdajemy sobie sprawę, że przy takim wyniku jest to żadne pocieszenie.
Inter – Benevento 4:0
Improta 7′, Martinez 57′, Lukaku 67′, 78′
fot. Newspix