Jeżeli ktoś zdecydował się włączyć starcie Southampton z Arsenalem i przegapił przez to całe show związane ze Zlatanem i Lukaku, raczej nie musi żałować tej decyzji. Była to rywalizacja na boiskach Premier League w bardzo dobrym wydaniu. Może nie w wersji premium, ale zobaczyliśmy bramki, doświadczyliśmy emocji i wielu szybkich akcji. Zwłaszcza w pierwszej odsłonie, potem już temperatura spotkania zdecydowanie spadła. Kanonierzy wygrali na wyjeździe 3:1, a fani talentu Jana Bednarka nie mogą mieć powodów do uśmiechu. Polak, co tu dużo kryć, zaprezentował się słabo, tak samo, jak jego defensywni partnerzy.
Niesamowicie mocne otwarcie widowiska
Już od pierwszych minut oba zespoły zabrały nas na szybką karuzelę. Żadna tam prowizoryczna atrakcja, tylko solidna dawka emocji. Zaczęło się od katastrofalnego błędu Jana Bednarka. Podał wprost pod nogi jednego z graczy „Kanonierów”, a ten błyskawicznie posłał prostopadłe zagranie do Alexandre’a Lacazzete’a. Na szczęście dla Polaka jego kolega-golkiper skrócił kąt i Francuz uderzył wprost w niego. Za chwilę reprezentant Polski cieszył się z bramki jego drużyny. James Ward-Prowse znakomicie dośrodkował z rzutu rożnego do nadbiegającego Stuarta Armstronga, Szkot skontrował piłkę z tzw. półwoleja i ta wylądowała w sieci. Uderzył troszeczkę nieczysto, ale zapewne dzięki temu nie odwiedziła ona górnej partii trybuny.
Klasyka gatunku. „Święci”, zamiast gonić wynik, już na samym początku wypracowali sobie solidną zaliczkę.
Szybko przehulali zgarnięty kapitał na dalszą część meczu, bo Arsenal wyrównał już w 9. minucie. Granit Xhaka i Nicolas Pepe szybko wymienili między sobą podania. Finalnie Ivoryjczyk otrzymał ciasteczko w pole karne i zademonstrował Lacazzetowi, jak należy skutecznie finalizować akcję. Po prostu huknął w dalszą część bramki strzeżonej przez Alexa McCarthego.
Nie ma to tamto – ujrzeliśmy kapitalny fragment rywalizacji. Zresztą, zarówno piłkarze z St. Mary’s Stadium, jak i goście z Londynu prezentowali radosny futbol. Żadnej tam dyscypliny w środku pola. Żadnego tam cierpliwego konstruowania ataków. Szybka prostopadła piła, jakiś crossik i raz po raz wjeżdżali w pole karne przeciwnia. Ekipa Mikela Artety grała trochę tak, jakby miała to gdzieś, że zaraz może stracić kolejnego gola. Jest bowiem w takiej formie, że i tak dopadłaby rywala.
Po pół godziny gry karuzela nieco zwolniła, ale tuż przed przerwą Lacazette postanowił rozruszać towarzystwo. Zaadresował – a jakże – piłkę w ślepą uliczkę, bramkarz gospodarzy poszedł na grzyby, a Bukayo Saka z łatwością zwieńczył atak.
Spokój i cierpliwość Arsenalu
Na drugą odsłonę podopieczni Ralpha Hasenhuetlla wyszli z animuszem. Przycisnęli „Kanonierów”, tylko że bez namacalnych efektów. Może raz Bernd Leno musiał trochę bardziej wykazać się przy interwencji. Ogólnie drugie 45 minut można porównać do wyczekiwania na koniec wycieczki. Takie spokojne zbieranie się na autokar powrotny do Londynu. No, ale Arsenal nie miał zamiaru pakować się w nieoczekiwane tarapaty. Pozwolili wyszumieć się „Świetym”, nie stracili kontroli nad spotkaniem i 72. minucie skończyli zabawę. Bukayo Saka odwdzięczył się swojemu koledze za precyzyjne podanie z końcówki pierwszej części meczu. Zagrał płasko po ziemi wzdłuż pola karnego do Alexandra Lacazzete’a, a napastnikowi pozostało już tylko wpakować futbolówkę do pustaka.
Tym samym ekipa Mikela Artety odegrała się za sobotnią porażkę 0:1 w FA Cup. Po jesiennym falstarcie powoli pnie się w górę tabeli i spisany już na straty sezon może jeszcze okazać dla niej się udany. Na sześć ostatnich spotkań ligowych, aż pięć razy piłkarze z Emirates Stadium mogli unieść ręce w geście końcowego triumfu.
*
Trzy stracone bramki nie wystawiają najlepszej laurki całej defensywie Southamptom, zatem trudno dziś zaadresować w stronę Jana Bednarka jakiekolwiek słowa pochwały. Maczał paluchy przy stracie gola na 1:1. Polak był dziś strasznie elektryczny. Brakowało mu pewności siebie, którą prezentował w ostatnim czasie. Często podawał niecelnie lub na alibi. Przede wszystkim, tak jak inni koledzy z linii defensywnej, był kompletnie pogubiony w ustawieniu, przez co Arsenal nie miał najmniejszego problemu, by rozmontować ich prostopadłymi podaniami.
Dla jego zdrowia psychicznego, będzie zdecydowanie lepiej, gdy jutro zaniecha przeglądu angielskiej prasy.
Southampton – Arsenal Londyn 1:3 (1:2)
S. Armstrong 3’ – N. Pepe 8’, B. Saka 39’, A. Lacazette 72’