Gdy Krzysztof Piątek wyjeżdżał z polskiej ligi, pewnie miał świadomość, że pozna wiele nowych osób. To normalne przy zmianie środowiska, a dla niektórych ludzi pewnie i ekscytujące. Natomiast Piątek chyba wolałby te nowe znajomości… ograniczyć. Niedługo bowiem będzie problem, by jego wszystkich zagranicznych trenerów zmieścić do jednego autobusu.
Piszemy o tym, bo Hertha Berlin poinformowała, że zwalnia zarówno trenera Bruno Labbadię oraz Michaela Preetza, czyli dyrektora generalnego pionu sportowego. Powody są oczywiste: beznadziejne wyniki. Natomiast zanim o nich, skupmy się na Piątku, bo mimo wszystko on w tej historii jest z naszej perspektywy najbardziej interesujący. A jego sytuacja zaczyna się robić (albo już jest) kuriozalna.
Od momentu wyjazdu do Włoch, Piątek pracował z:
- Ivanem Juriciem (osiem meczów)
- Davide Ballardinim (również osiem spotkań)
- Cesare Prandellim (pięć)
- Genaro Gattuso (21)
- Marko Giampaolo (7)
- Stefano Piolim (13)
- Alexandrem Nourim (cztery)
- Jurgenem Klinsmannem (trzy)
- no i Bruno Labbadią (27)
Niektórzy trenerzy zdążyli więc puścić Piątka na boisko tylko kilka razy, a potem albo byli zwalniani, albo napastnik zmieniał klub. Czas szybko płynie, ale Polak gra za granicą od sezonu 18/19. I od tamtego momentu nie zdążył przepracować z żadnym trenerem roku. Szkoleniowcy przychodzą i wychodzą jak Abe Simpson. Z jednej strony możemy się z tego śmiać, z drugiej: jest to po prostu maksymalnie szkodliwe dla samego Piątka.
Trudno przy takiej rotacji mówić o zaufaniu, o pomyśle na napastnika, o jego rozwoju i tak dalej. To tak jakby co trzy miesiące zmieniał się nauczyciel matematyki w klasie. Zanim ogarnie, co jego uczniowie potrafią, a z czym mają problem, zaraz przychodzi nowy i zabawa zaczyna się od nowa.
Zresztą widać po Piątku, że z formą to on w najlepszym razie stoi w miejscu. Oczywiście nie jest to tylko i wyłącznie wina tego, że zmieniają mu się trenerzy, ale pewnie z jednym stałym szkoleniowcem byłoby mu łatwiej.
No, ale ta zmiana akurat nie może dziwić, bo Hertha wygląda naprawdę słabo. Jeśli Koeln wygra z Hoffenheim, berlińczycy będą mieli tyle samo punktów, co zespół z miejsca barażowego. Natomiast nawet jeśli po tej kolejce tam nie spadną i tak prezentują się fatalnie. Od początku grudnia wygrali tylko z Schalke, a wygrać z Schalke to jak znaleźć wózek w supermarkecie – niezbyt wymagająca sztuka. Poza tym najczęściej dostawali w ryj i to niejednokrotnie wysoko – 0:3 z Hoffenheim i dwa razy po 1:4 – od Freiburga i Werderu.
Ten zespół nie wygląda na taki, który ma na siebie pomysł. Jest nudny i schematyczny. Oglądanie tych popisów jest równie przyjemne co wizyta u dentysty. Bez podanego znieczulenia. Śmiesznie wyglądają teraz mocarstwowe plany Herthy, która miała iść w górę, kiedy Milan – z którego odchodził Piątek – miał wędrować w drugim kierunku. Wystarczy odpalić losowy mecz Milanu, by wiedzieć, że sprawy potoczyły się zupełnie inaczej, zresztą tabela Serie A też dużo powie.
Tam walka o mistrzostwo, tu o utrzymanie. Szczerze powiedziawszy, można było tą karierą Piątka pokierować trochę lepiej.
W każdym razie: w Hercie czas na zmiany. Kolejne. Obowiązki Preetza przejmie Arne Friedrich, nazwisko nowego szkoleniowca jeszcze nie jest znane. Mówi się o Palu Dardaiu, który Herthę już prowadził, a teraz jest koordynatorem ds. rozwoju talentów w klubie. Krążyła też kandydatura Ralfa Rangnicka, ale ten chciałby mieć szeroką władzę, decydować o całym pionie sportowym i nie wiadomo, czy w Berlinie mieliby ochotę przyznawać jednej osobie aż takie kompetencje.
Ktokolwiek przejmie stery, mamy jednak dwie nadzieje. Po pierwsze – że wyciągnie Herthę z bagna i ta zacznie grać przynajmniej przyzwoicie. Po drugie – że Piątek zdąży go bliżej poznać.
Fot. Newspix