Barcelona ostatni raz rozegrała konkurs rzutów karnych w oficjalnym meczu przeszło dwie dekady temu. Kibice „Dumy Katalonii” dziś mogli sobie zatem wreszcie przypomnieć, na czym polegają emocje związane z serią jedenastek. Barca w półfinale Superpucharu Hiszpanii starła się z Realem Sociedad, no i koniec końców wyszła z tej konfrontacji obronną ręką. Choć łatwo zdecydowanie nie było. Na finiszu sprawy w swoje ręce musiał wziąć Marc-Andre ter Stegen.
Przewaga wypuszczona z rąk
Pierwsza połowa zaczęła się dla zawodników Barcelony słabo. Wręcz beznadziejnie.
Podopieczni Ronalda Koemana popełniali karygodne błędy w środkowej części boiska. Tracili piłki, napędzając w ten sposób szybkie ataki Realu. Jednak gracze z Sociedad nie wykorzystali tych prezentów, wręczanych im głównie przez wiecznie spóźnionego Sergio Busquetsa, więc po kilkunastu minutach „Duma Katalonii” otrząsnęła się z początkowego szoku i opanowała sytuację na boisku. Zepchnęła oponentów do głębszej defensywy. Podobać się mogli zwłaszcza Ousmane Dembele i Martin Braithwaite. Obaj byli aktywni i sprawiali swoją dynamiką mnóstwo kłopotów defensorom drużyny przeciwnej. Po niemrawych początkach przebudzili się także tacy piłkarze jak Antoine Griezmann oraz Pedri.
Co tu dużo mówić, zaczęło to wyglądać całkiem nieźle. Zwłaszcza jeśli weźmiemy poprawkę na fakt, że w składzie Barcy brakowało dzisiaj Leo Messiego.
Mało tego, że Katalończycy prezentowali się dość przyjemnie dla oka. W końcówce pierwszej połowy udało im się przypieczętować optyczną przewagę golem. Wspomniany Griezmann bardzo sprytnie i precyzyjnie dorzucił piłkę, a Frenkie de Jong wzniósł się w powietrze i głową – czy właściwie twarzą – skierował futbolówkę do siatki. I mogło się wówczas wydawać, że najtrudniejsze w tym meczu już za Barcą. Że napoczęcie Realu w takim momencie meczu pozwoli ekipie Koemana na rozegranie w miarę spokojnej drugiej połowy. No ale nic bardziej mylnego. Już po kilku minutach po wznowieniu gry po przerwie podopieczni Imanola Alguacilego wyrównali. De Jong zagrał futbolówkę ręką we własnym polu karnym, a Mikel Oyarzabal – który, swoją drogą, rozegrał dzisiaj naprawdę marne zawody – zamienił jedenastkę na gola.
Wymiana ciosów w dogrywce
Można mieć wątpliwości, czy arbiter miał rację, dyktując w tej sytuacji karnego, no ale Barca w sumie niewiele później zrobiła, by jednak udowodnić swoją wyższość w tym meczu. Po utracie gola Katalończycy kompletnie przygaśli, a Koeman (jak zwykle) nie kwapił się, by jakoś pomóc zespołowi poprzez przeprowadzenie zmian. Mimo że drużyna pogubiła swe najcenniejsze atuty i z minuty na minutę miała coraz mniej pomysłów na sforsowanie defensywy przeciwnika, holenderski szkoleniowiec nie stracił zaufania do swoich podstawowych piłkarzy. Nie szukał nowych impulsów. Dopiero w 78. minucie zdecydował się na pierwszą zmianę, choć gra Barcy popsuła się przecież ładnych kilkadziesiąt minut wcześniej.
Aż się prosiło, by jakoś wstrząsnąć gasnącym zespołem, lecz Koeman postanowił inaczej. Efekt był taki, że po dziewięćdziesięciu minutach gry stadionowy zegar cały czas wskazywał wynik 1:1.
Druga połowa generalnie była dość nudna. Pełna fauli, chaotycznych akcji, prostych błędów. Rzecz jasna po obu stronach. Tym większym zaskoczeniem okazał się fakt, iż dogrywka przyniosła mnóstwo wrażeń. Można się było spodziewać, że jedni i drudzy w trakcie dodatkowych trzydziestu minut gry będą po prostu szli po linii najmniejszego oporu. Byle nie stracić gola, dotrwać do karnych i tam niech się dzieje co chce. A tu niespodzianka – obie ekipy w dogrywce znów pokazały sporo dobrej piłki. Goli z tego ostatecznie nie było, lecz brakowało niewiele. Kapitalne sytuacje zmarnowali między innymi Griezmann, Dembele, Oyarzabal i Januzaj.
Najbliżej szczęścia był ten ostatni – gdy huknął z rzutu wolnego, futbolówka zatrzymała się na słupku.
Wielki ter Stegen
Tak czy owak, doszło do serii jedenastek. W niej sprawy w swoje ręce wziął zaś Marc-Andre ter Stegen. Dosłownie. Niemiec odbił dwa pierwsze uderzenia graczy Sociedad, a przy trzecim strzale tak namieszał w głowie Willianowi Jose, że Brazylijczyk finalnie grzmotnął w słupek. Po stronie Barcy mylili się natomiast Griezmann i de Jong, lecz nie miało to większego znaczenia dla końcowego rezultatu rywalizacji. Ter Stegen zapewnił bowiem swojemu zespołowi na tyle duży komfort, nie przepuszczając piłki przez trzy pierwsze kolejki serii rzutów karnych, że wypuszczenie takiej przewagi z garści byłoby zwyczajnie kompromitacją ze strony piłkarzy Barcy.
Co ciekawe, karnego na wagę awansu do finału strzelił Riqui Puig. Być może będzie to jakaś forma nowego otwarcia w ekipie Koemana.
Ktoś zapyta: czym tu się ekscytować? Wszak to tylko półfinał Superpucharu Hiszpanii, przedsięwzięcie nawet brzmiące niezbyt poważnie. I jest w tym zapewne sporo racji, ale – mimo wszystko – dla Barcy to całkiem ważne rozgrywki. Jest bowiem wielce prawdopodobne, że nic innego niż ten mini-turniej piłkarze „Dumy Katalonii” w tym sezonie nie wygrają.
FC BARCELONA 1:1 k. 3:2 REAL SOCIEDAD
(F. de Jong 39′ – M. Oyarzabal 51′)
fot. NewsPix.pl