Ma zaledwie 33 lata, a swoją historią mógłby obdzielić tysiące osób. Ponad dekadę temu wskazywano go jako jeden z największych talentów światowej piłki. W Realu Madryt widziano w nim następcę Roberto Carlosa. Królewskich kosztował więcej niż Marcelo. Ale do wielkiego futbolowego daru nigdy nie dojechała głowa. Imprezy, panienki, tysiące wydawane po klubach, złote zęby tańsze tylko niż diamenty, kłótnie z trenerami, spóźnienia, zaniechania, lenistwo, pijaństwo. Rayston Drenthe przehulał swoją karierę. W grudniu został bankrutem. Był bliski znalezienia zatrudnienia w polskiej okręgówce, ale nie odpowiadały mu warunki finansowe. Teraz podpisał kontrakt z czwartoligowym Racing Murcia, a świat obiegły obrazki totalnie zapuszczonego Holendra, który ani trochę nie przypomniana siebie z czasów piłkarskiego rozkwitu.
Drenthe nie wygląda jak sportowiec. Raczej jak trzydziestoletni ziomeczek, który przez całe szkolne życie unikał WF-u, ale po latach dał się wyciągnąć kumplom na mały orlikowy meczyk.
Increíble. Este es ahora Drenthe.
El tiempo no perdona a algunos. #NoticiasVamos pic.twitter.com/9R7cSNswII— Fútbol en Movistar+ (@MovistarFutbol) January 7, 2021
Nagrywającej go telewizji Movistar powiedział, że musi schudnąć trzy kilogramy i będzie gotowy do gry.
– Biorę się do roboty, od poniedziałku przechodzę na dietę. Zawsze dużo jadłem, mam skłonność do tycia. Sami wiecie, ciotki umieją gotować, ja lubię jeść i mamy przepis na to, jak jest – śmiał się.
Coś nam się wydaje, że jednak będzie musiał schudnąć nie trzy, a co najmniej trzynaście kilogramów, ale czy to go w ogóle obchodzi?
Dajcie spokój.
Dobry humor dopisywał mu właściwie zawsze. Za jedną z pierwszych wielkich wypłat, które zaczął dostawać w Realu, wyprawił sobie złote zęby, a na pytanie, ile go ta przyjemność kosztowała, odparł, że wcale nie tak dużo, bo na pewno mniej niż zapłaciłby za diamenty. Innym razem był wielce zdziwiony, że cztery piękności z klubu, które spędziły z nim upojną madrycką noc, po wszystkim wystawiły mu kilkutysięczny rachunek. Swojego czasu też nic nie robił sobie z wbicia swojego auta w radiowóz i chwilę później latał po mieście łamiąc kilkanaście przepisów ruchu drogowego.
Nie przeszkadzało mu, gdy był fotografowany z blantem. Nie miał problemów z pokazywaniem się z piwkiem za kierownicą samochodu. Nie wiedział żadnych przeciwwskazań, żeby wynajęty w Liverpoolu dom przekształcać w klub nocny, ignorując jednocześnie smsy od Davida Moyesa, który zapraszał go na treningi. Te opuszczał wszędzie. Niezależnie, gdzie był. Z niewypełniania piłkarskich powinności zrobił swój znak rozpoznawczy.
Bawił się na całego. Jak świat długi i szeroki. W Holandii – Rotterdam, w Hiszpanii – Madryt i Alicante, w Anglii – Liverpool, Reading i Sheffield, w Rosji – Władykaukaz, w Turcji – Kayseri, w Zjednoczonych Emiratach Arabskich – Abu Dhabi. Nie znał granic. W międzyczasie zaś rozmywał się i rozpływał jego talent. A on był niewątpliwy.
Kilka lat temu tak pisaliśmy o jego występie na Młodzieżowych Mistrzostwach Europy z 2007 roku:
To był specyficzny turniej. Jak zawsze przewinęło się trochę przyszłych gwiazd, grali choćby Joe Hart, Gary Cahill, Graziano Pelle, Ricardo Montolivo, Marouane Fellaini, Kevin Mirallas, Milos Krasić, Aleksandar Kolarow, Branislav Ivanović, Nani. Ale grającą u siebie Holandię do mistrzostwa poprowadzili Rigters, Babel i Drenthe, czyli trzech, którzy delikatnie mówiąc później świata na kolana nie rzucili.
Royston Drenthe został wybrany MVP imprezy. Trudno się więc specjalnie dziwić Realowi, że wyłożył sporą kasę, ta etykietka znamionuje jakość. Otrzymywali ją wcześniej Mata, Figo, Pirlo, Huntelaar, Cannavaro, Cech, Alcantara, Suker, Blanc.
Na wejściu w Realu walnął brameczkę z typu „klękajcie narody” w Superpucharze Hiszpanii z Sevillą.
Ale na tym się skończyło. Zaczął się zjazd bez trzymanki, całkowita degrengolada, puszczenie lejców. Zresztą czego oczekiwać po gościu, który na pytanie o to jak często uprawia seks, odpowiada pytaniem, czy chodzi o seks w ogóle czy seks z żoną, bo to dwie różne rzeczy i jest w tym całkiem serio. Zachłysnął się blichtrem, sławą, popularnością i własnym talentem. Żył nie jak piłkarz, a jak raper, którym próbował i dalej próbuje być, ale też z miernym skutkiem.
To typ człowieka, który zawsze wyda więcej niż zarobi. Zawsze. Nieprzypadkowo przecież został bankrutem. I nieprzypadkowo nie tak dawno mówiło się w jego kontekście o grze w polskiej okręgówce.
Jesteśmy w trakcie rozmów z 33-letnim Holendrem Roystonem Drenthe odnośnie jego ewentualnego transferu do Victorii Cisek. Były piłkarz między innymi Realu Madryt przebywa obecnie w Holandii*. Wkrótce poinformujemy o dalszych rezultatach, które mamy nadzieję będą pozytywne. pic.twitter.com/DOeCv9cp9o
— LKS Victoria Cisek (@victoriacisek) December 5, 2020
Brzmiało to mocno irracjonalnie. Tym bardziej, że Drenthe ostatnio był piłkarzem trzecioligowego holenderskiego Kozakken Boys. I choć Victoria Cisek swoje zainteresowanie potwierdzała w mediach społecznościowych, to w Holandii powtarzano, że to „fake news”. Zadzwoniliśmy więc do Tomasza Joszko, działacza Victorii Cisek, żeby zaczerpnąć parę informacji ze źródła.
Joszko: – Rozmawialiśmy z jego agentem, właściwie to z jego bratem, a nawet przez chwilę udało nam się pogadać z samym piłkarzem za pośrednictwem Skype’a. Temat upadł przez rozbieżności finansowe.
Wiedzieliście, że ma kilkanaście kilogramów nadwagi i pewnie trochę zajęłoby wam, żeby doprowadzić go do stanu jakiejkolwiek użyteczności?
Royston Drenthe prezentuje taką jakość piłkarską, był w takich miejscach i w takich klubach, że nie miałby najmniejszego problemu w polskiej okręgówce, proszę mi wierzyć.
Skąd w ogóle pomysł na podjęcie rozmów? Zależało wam na ciekawym ruchu marketingowym?
Zależało nam na pomocy Royowi, bo ogłosił bankructwo na parę dni przed naszym komunikatem, że rozpoczynamy rozmowy. Chcieliśmy podać mu pomocną dłoń.
Początkowo wydawało się, że będzie możliwość, żeby zagrał w lidze okręgowej? Jestem w stanie wyobrazić sobie, że taka perspektywa może mu urągać.
Sam powiedział nam, że sportowo wcale by mu to nie przeszkadzało. Tylko finansowo nie doszliśmy do porozumienia.
Chciał pensji, na którą nie stać było Victorii Cisek?
Tak, dokładnie.
Nie wyszło i Drenthe znalazł się w Murcii, która jego transfer traktuje w kategoriach marketingowych. Co do tego nie ma wątpliwości. Hiszpański czwartoligowiec kusił już Samuela Eto’o, Antonio Cassano i Joleona Lescotta, a w jego składzie gra Mathias Pogba, czyli brat Paula Pogby, gwiazdora Manchesteru United.
Czego spodziewać się po tej przygodzie?
Bylibyśmy niespełna rozumu, jeśli próbowalibyśmy cokolwiek przewidywać. Royston Drenthe bawi się swoim życiem, zdając się uwielbiać jego przewrotność i nieprzewidywalność. W 2019 pokazywano jego zdjęcia z pokaźną nadwagą. Latem minionego roku zasypywał Instagram fotami z siłowni i promował zdrowy tryb życia. A teraz zobaczyliśmy go z okrąglutkim brzuszkiem w Hiszpanii. Rok temu deklarował, że odchodzi od piłki i skupia się na rapie, żeby w czerwcu powiedzieć, że nawijanie to nie jego bajka. W międzyczasie krzyczał na prawo i lewo, że podbije świat holenderskiego filmu jako aktor, ale z tych planów też nic nie wyszło. Przyznał się, że ma siedmioro dzieci z czterema różnymi kobietami. Ale obecnie jest singlem. Niepodrabialna postać.
– Koledzy śmieją się, że jestem jak ośmiornica. I chyba jestem.
Fot. Racing Murcia