Słaby mecz zagrał Real w poprzedniej kolejce z Elche. Padł tylko remis, a Królewscy mogli to starcie nawet przegrać, bo chyba trochę zlekceważyli przeciwnika po pierwszej bramce i sami prosili się o kłopoty. Taka wpadka po serii zwycięstw… No, nie wypadało, ale futbol jest na tyle sympatyczną dyscypliną, że na szansę do zmazania plamy nie trzeba długo czekać. Real miał w terminarzu mecz z Celtą i tym razem pewnie już wygrał.
A zwycięstwo to tym cenniejsze, że Celta jest rywalem jednak z wyższej półki niż Elche. Błękitni punktowali ostatnio bardzo dobrze i owszem, można zwrócić uwagę, że z kolei dla nich przeciwnicy nie byli najmocniejsi, bo choćby Huesca, Athletic czy Alaves, natomiast trudno ich deprecjonować. Tym bardzie gdy koncert za koncertem odstawia ostatnio Aspas.
Ale jako się rzekło: Real nie miał problemów.
Widzieliśmy naprawdę duży spokój gospodarzy, którzy spokojnie neutralizowali wszystkie próby przyjezdnych. Celta niby miała piłkę częściej, ale mieć ją, a potrafić z nią coś ciekawego wykonać – duża różnica. Tak naprawdę groźnie było tylko na początku spotkania, kiedy Nolito kapitalną wcinką wypatrzył Aspasa, ten pokonał już Courtois, ale na linii strzały stanął Nacho. Tyle że… Real sytuację pod swoją bramką zamienił na gola dla siebie.
Poszła szybka kontra, lewą stronę urwał się Asensio, wrzucił do Vazqueza, a ten z dyńki otworzył wynik spotkania. Celta po prostu nie nadążyła. Najpierw Araujo nie zrobił nic, by zablokować dośrodkowanie, potem Olaza kompletnie nie ogarnął, że za plecami ma Vazqueza. Hiszpan odrósł od ziemi na skromne 173 centymetry, a jednak miał wszystko, by trafić głową.
Trochę wstyd.
Real po tej bramce nie forsował tempa, z groźniejszych sytuacji możemy mu wspomnieć uderzenie Carvalaja z dystansu, ale znów: nie mieliśmy tego uczucia, co z Elche, że Celta może tutaj zaraz coś trafić. Nie, Królewscy prowadzili mecz po własnej ścieżce, szybko odświeżyli się w przerwie i chwilę po gwizdku na drugą część gry zadali drugi cios.
Znów po kontrze – gospodarze przejęli piłkę w środku boiska, podanie dostał Vazquez i miał do wyboru, do koloru, komu chce sprezentować asystę. Mógł podawać do Asensio, mógł do Kroosa, wybrał tego pierwszego i Hiszpan z najbliższej odległości musiał pokonać bramkarza. Tak też się stało. Asensio w końcu trafił swoją sztukę, ale to tak naprawdę tylko ukoronowanie tego, że w ostatnich meczach jego forma rośnie – chłopak jest coraz konkretniejszy i na wiosnę może być kluczowym graczem Królewskich.
W każdym razie: Celta była na kolanach i nie miała pomysłu, jak na to wszystko odpowiedzieć. Tym bardziej że przed stratą drugiej bramki straciła Aspasa, który zszedł z kontuzją, ale po prawdzie w tym meczu nie grał nic ciekawego. A bez niego, cóż. Trudno Celcie ograć Real.
Dzięki tej wygranej Królewscy przeskoczyli w tabeli Atletico, ale wiadomo – jest to lider wirtualny, skoro ekipa Simeone ma trzy mecze w zapasie. Natomiast inna wiadomość dla kibiców Realu jest dobra: wygląda na to, że spotkanie z Elche było tylko wypadkiem przy pracy.
Real – Celta 2:0
Lucas 6′ Asensio 53′
Fot. Newspix