Trzy odwołane mecze Premier League. Rekordowe osiemnaście zakażeń w skali całej ligi. Izolacja w Fulham i Manchesterze City. Pomysły wstrzymania ligi na dwa tygodnie. Zagrożony Puchar Anglii. Tak złej sytuacji okołokoronawirusowej jeszcze na Wyspach nie było. Jak radzi sobie z nią Premier League? Jak będą wyglądały najbliższe tygodnie w Anglii?
Tylko poprzednia doba przyniosła w Wielkiej Brytanii 981 zgonów z powodu koronawirusa, a liczba zakażonych po raz drugi z rzędu przekroczyła 50 tysięcy. Epidemia, po pojawieniu się nowego szczepu wirusa, mocno przyspieszyła. Nowa odmiana zbiera swoje żniwo ze zwielokrotnioną siłą. Naukowcy twierdzą, że ryzyko zarażenia tym szczepem jest większe o 70%. Choć choroba przebiega identycznie, sama łatwość złapania tego paskudztwa robi wrażenie. Prawie dwa razy łatwiej zachorować, a przecież wcale nie trzeba było się starać, by zarazić się starą odmianą.
Cierpi z tego powodu cała Wielka Brytania, a wkrótce zapewne cały świat.
18 zarażonych
Na tle kraju sytuacja w Premier League wygląda – można powiedzieć – sielankowo. Ba! Nawet całkiem dobrze wygląda ona w porównaniu do tego, z jakimi problemami mierzyła się jesienią choćby Ekstraklasa, która przecież koniec końców dograła rundę bez większych komplikacji. Anglicy przyjęli system dwóch testów tygodniowo we wszystkich klubach. Pewnie funkcjonowałby i u nas, gdyby nie fakt, że testy swoje kosztują, a wiadomo – takie wydatki to dla angielskich klubów jak kultowe waciki, można „szaleć” bez końca.
Nazwiska zarażonych są oczywiście skrzętnie trzymane w ukryciu. Publikowane są natomiast dane odnośnie do samej liczby chorych. Pierwszy tydzień grudnia? 14 pozytywów. Drugi? Sześć. Trzeci – siedem, czwarty – osiemnaście, co oznacza, że pobity został listopadowy rekord szesnastu zarażonych. To wciąż liczby, które nie robią na nas wielkiego wrażenia. Przypomnijmy – w samej Pogoni Szczecin odchorowało w jednym momencie prawie dwa razy tyle osób. A tu mowa o całej lidze. O 18 pozytywnych testach spośród 1479 przeprowadzonych.
Skrupulatnie prowadzone statystyki wykazują, że do 27 grudnia…
- przeprowadzono 26 094 testy,
- 131 z nich dało wynik pozytywny (0,5%).
To wciąż statystyki, po których przeczytaniu włos raczej nie jeży się na głowie. Patrząc jednak szerzej na całą sytuację w kraju, wydaje się, że to może być klasyczna cisza przed burzą. Skoro w Anglii notuje się już po 50 tysięcy zarażeń dziennie, jakim cudem mieliby uchronić się piłkarze?
Nowa rzeczywistość – przekładane mecze
Do tej pory Anglia twardo się broniła przed wirusem. Udało jej się dokończyć zeszły sezon, mimo że w momencie zawieszenia rozgrywek sprawa mistrzostwa dla Liverpoolu była jednym z gorętszych tematów, o których dyskutowało się w tramwajach na internetowych komunikatorach. Ale i Anglię musiało w końcu dopaść. Początek grudnia, przełożony mecz Aston Villi z Newcastle. Poniedziałek, odwołane hitowe starcie Manchesteru City z Evertonem na cztery godziny przed pierwszym gwizdkiem. Środa, przesunięte spotkanie Tottenhamu z Fulham. Znów – dokładnie 360 minut przed planowym rozpoczęciem meczu.
Jose Mourinho nie krył niezadowolenia na swoim Instagramie. Filmik, na którym on i jego sztab wyczekują w hotelowym lobby na decyzję ligi, okrasił wymownym komentarzem: “mecz o 18, my wciąż nie wiemy, czy zagramy. Najlepsza liga świata”.
Tottenham czekał na decyzję władz ligi, które nie mogły zawiesić tego spotkania z automatu, zgodnie z opracowanymi procedurami. Te w Anglii są dość nieprecyzyjne. Pierwotnie postawiono twarde zasady: gdy jest czternastu gości, to gramy. Regulacje zapisane przed startem rozgrywek mówiły następująco:
„nie zostanie udzielone pozwolenie na przełożenie meczu ligowego, w którym wnioskujący klub ma 14 lub więcej dostępnych zawodników”.
Teoria teorią, życie życiem. W praniu wyszło, że w każdej chwili decydujące mogą okazać się inne czynniki (np. opinia lekarzy). Do zarażeń doszło w Fulham, a także w Manchesterze City, gdzie – według informacji angielskich mediów – zarażeni są Kyle Walker, Gabriel Jesus i dwóch pracowników klubu. Ledwie cztery osoby w klubie. Mało? Mało. Ale jak widać – wielka kasa, to i wielkie środki ostrożności.
TOTTENHAM CZY LEEDS? TOTOLOTEK OFERUJE KURSY 1,82 (NA GOSPODARZY) i 4,01 (NA GOŚCI)
Poszkodowany w tej sytuacji czuje się Everton, któremu – jak donoszą źródła „The Athletic” – przedstawiono decyzję o przesunięciu spotkania jak fakt dokonany, co w klubie odebrano jako lekceważące traktowanie. Bez dialogu, bez wysłuchania stanowiska czy argumentów, na co ekipa z Liverpoolu liczyła. Gdyby władze Evertonu dostali szansę wypowiedzenia się, optowaliby prawdopodobnie za tym, żeby jednak zagrać, nawet mimo ryzyka szybkiego rozprzestrzeniania się wirusa w drużynie z Manchesteru. Zwłaszcza, że – w myśl protokołu medycznego – było kim grać. City zgłosiło przed sezonem dwudziestu graczy, zarażeni byli tylko Walker i Jesus, Gundogan i Garcia leczyli do tego urazy, zatem wciąż pozostawało szesnastu gości do gry. O ile oczywiście w poniedziałek na listę zarażonych nie „wpisali się” kolejni. To kolejny dowód na to, że ustalone przed rozegraniem zasady istnieją głównie na papierze.
Zawieszenie ligi? Bez szans
Zasady nie są do końca jasne i dużo w nich uznaniowości, zatem naturalny wydaje się fakt, że nie wszyscy będą zadowoleni. Powoli formułuje się grupa, która wspiera radykalne rozwiązania, z przerwaniem rozgrywek na dwa tygodnie na czele. Miałoby ono po pierwsze wyczyścić ligę z zarażonych osób, po drugie – przeczekać mocną falę wirusa, jaka pustoszy właśnie Wielką Brytanię. Pomysł funkcjonował jakiś czas na zasadzie „ktoś coś rzucił, ale tematu generalnie nie ma”, pierwszym poważnym człowiekiem, który poparł tę krążącą w przestrzeni publicznej ideę, okazał się Sam Allardyce.
– Mam 66 lat. Ostatnią rzeczą, jakiej chcę, to złapanie koronawirusa. Piłkarze prawdopodobnie go pokonają, ale dla kogoś takiego jak ja mogłoby to być trudniejsze. Bardzo martwię się o siebie i ogólnie o piłkę. Jeśli zawieszenie ligi pomoże, zróbmy to i pozwólmy sezonowi potrwać trochę dłużej, kiedy już przez to przejdziemy. Bezpieczeństwo jest ważniejsze niż cokolwiek, a kiedy słyszę, że nowa odmiana wirusa przenosi się o 70% szybciej, jedyną właściwą rzeczą jest zatrzymanie ligi – wypowiada się menedżer WBA. Wtóruje mu chociażby Nuno Esprito Santo (trener Wolves), a w opozycji staje między innymi Ole Gunnar Solskjaer.
Rozwiązanie jest co najmniej dyskusyjne. Przede wszystkim dlatego, że trzy odwołane mecze jeszcze nie stanowią tak realnego problemu. Rozgrywki nie są póki co sparaliżowane. A to przecież specyficzny sezon – Anglia rozpoczęła grać później niż zwykle, a musi wyrobić się do mistrzostw Europy. Taki Tottenham chciał grać z Fulham, bo doskonale wie, że – przy grze na wszystkich możliwych frontach – będzie później trudno to odrobić. Zresztą, wiele mówi fakt, że dzięki przełożonemu meczu podopieczni Mourinho zaliczyli pierwszy tydzień z tylko jednym meczem od… września.
MANCHESTER UNITED WYGRA Z ASTON VILLĄ? 1,75 W TOTOLOTKU!
Co na to Premier League? Raczej tonuje wszelkie zapędy i wprost odcina się od tego pomysłu. Zakulisowe źródła „The Athletic” twierdzą, że to nie jest żadna gra pod publiczkę, zawieszenie ligi naprawdę jest totalną ostatecznością. Zamiast tego federacja sugeruje, by jeszcze bardziej przestrzegać wszelkich zaleceń. Może nie warto zbijać sobie piątek podczas meczów? Może nie trzeba celebrować gola przytulankami? Mówi się o tym, że mają zostać zaostrzone także kary za brak maseczki czy olewanie pandemicznych obowiązków. W międzyczasie zwiększono skalę testów – z jednego do dwóch tygodniowo.
Jednocześnie Premier League nie zamierza póki co pozyskiwać szczepionek za wszelką cenę. Choć uratowałoby to integralność rozgrywek, w kolejce czeka przecież cała masa innych, bardziej narażonych na koronawirusowe żniwa osób niż młodzi, umięśnieni atleci z Liverpoolu czy Chelsea. Jeśli na rynku pojawi się tak dużo szczepionek, by liga mogła je wykupić, a jednocześnie nie zabierze innym możliwości ochrony przed wirusem, dojdzie do masowych szczepień w Premier League. Dokładnie na tej samej zasadzie, na której doszło do masowych testów na koronawirusa. Ale na to trzeba jeszcze chwilę poczekać.
Co dalej?
Zagrożone są najbliższe spotkania Fulham (w niedziele mają grać z Burnley) i City (także niedziela, rywalem Chelsea), a do tego Puchar Anglii. Tak jak Premier League jest testowana na naprawdę dużą skalę, tak sytuacja w niższych ligach wygląda nieco inaczej. Władze angielskiej piłki zapowiedziały już, że sfinansują testy wszystkim zespołom spoza Premier League, by mieć pewność, że nikt nie przemyci na boisko wirusa.
Na razie do paraliżu rozgrywek nie dojdzie. Będziemy się jednak bacznie przyglądać angielskiemu podwórku, bo – no cóż – na ten moment nie ma chyba bardziej zagrożonych rozgrywek, niż właśnie Premier League.
źródła: The Athletic, Sky Sports
Fot. newspix.pl