A gdyby wolej Chilwella był odrobinę dokładniejszy, a gdyby VAR uznał bramkę, a gdyby Giroud jeszcze raz dołożył głowę do któregoś z dośrodkowań. Chelsea mogłaby sobie dzisiaj wypisać niezłą listę usprawiedliwień i wymówek, ale prawda jest taka, że znów traci punkty i znów traci je na własne życzenie. Po grze poniżej własnego potencjału, zwłaszcza w ofensywie. I po prostym błędzie w defensywie. Przez 90 minut była zespołem prowadzącym grę, ale jednocześnie bez pomysłu, co z tym prowadzeniem gry dalej zrobić.
Znamienne, że bramka padła po strzale głową niemal na czworaka w wykonaniu Giroud, a była to jednocześnie połowa celnych strzałów oddanych przez Chelsea po 45 minutach. Jakaś finezja, prostopadłe piłki, szukanie nieoczywistych rozwiązań? Może raz, gdy dobrze środkiem wyszedł Pulisic, ale uderzył w boczną siatkę. Potem było już raczej wrzucanie piłki z prawej strony, a następnie wrzucanie piłki z lewej strony. Tak, zdarzało się z tego chaosu coś wykreować – Pulisic sytuacyjnym strzałem z paru metrów mógł zdobyć bramkę na 1:0, futbolówka przeszła tuż nad poprzeczką. Potem doszedł też ten gol Giroud. Ale to zawsze jest trochę wynik kapitulacji – drużyna, która momentami dochodzi do 70% posiadania piłki nie potrafi znaleźć recepty innej, niż trzaśnięcie z łebka.
Zwłaszcza, że taką grę to i Aston Villa może zaproponować.
Początek drugiej połowy, dorzut z prawej strony boiska. Do tej pory bezbłędna obrona Chelsea zdaje się kompletnie nie dostrzegać wbiegającego w pole bramkowe El Ghaziego. Prościutkie wykończenie, piłka jeszcze dziurawi Mendy’ego, robi się 1:1.
Przy takim wyniku Chelsea zaczyna się pocić, zwłaszcza, że Aston Villa wystawiła dzisiaj własną odpowiedź na N’Golo Kante – Johna McGinna. Gość był absolutnie wszędzie, przerywał ataki, a i sam był blisko zdobycia bramki na 2:1, po jego atomowym uderzeniu futbolówka trafiła w poprzeczkę. W The Blues zmieniały się nazwiska – wszedł Werner, wszedł Havertz, ale nie zmieniała się gra. Brak pomysłu w tym słynnym “final third”, do tego jeśli już Werner dochodził do piłki w polu karnym, to wynikało z tego niewiele więcej niż z prób Pulisica sprzed przerwy.
Słabo, wolno, przewidywalnie. A co najgorsze – to nie jest pierwszy raz. Ani drugi raz.
Chelsea w ostatnich pięciu meczach wygrała tylko z West Hamem, dała się oklepać Evertonowi, Wolves oraz Arsenalowi w ostatniej kolejce. Teraz doszedł remis z Aston Villą, który nikogo na Stamford Bridge nie może satysfakcjonować. Szczególnie, gdy spojrzymy na tabelę – dzisiejszy rywal Lamparda i spółki ma tyle samo punktów, ale jeszcze dwa mecze do rozegrania. Generalnie szóste miejsce Chelsea zdaje się wynikać przede wszystkim ze szczęśliwego omijania koronawirusowych zasadzek. W gronie drużyn z 26 punktami na koncie, tylko The Blues mają 16 spotkań, Tottenham jedno mniej, Manchester City i Aston Villa o dwa mniej.
Zbierając to wszystko razem – jakość gry w ostatnich meczach, liczbę zdobytych na tej przestrzeni punktów oraz sytuację w tabeli, zwłaszcza uwzględniając okoliczności – pod Lampardem zaczyna się robić dość grząsko. To już nie jest pełen wyrozumiałości sezon z banem transferowym. To moment, w którym Roman Abramowicz chciał odbudować swoje wielkie Imperium Romanum. Na razie Chelsea łamie sobie zęby na wiosce Galów. Co tydzień, regularnie, niemal metodycznie.
Chelsea – Aston Villa 1:1 (1:0)
Giroud 34′ – El-Ghazi 50′
Fot.Newspix