Reklama

Świąteczna salwa Kanonierów

redakcja

Autor:redakcja

26 grudnia 2020, 21:13 • 4 min czytania 4 komentarze

Pasowałoby do tego meczu, jeśli Gabriel Martinelli trafiłby przewrotką do bramki Chelsea. Oj, pasowałoby, ale jego strzał był nieco za lekki. Do tej pory Brazylijczyk częściej niż w Premier League błyszczał w Lidze Europy, a ostatnio długo leczył kontuzję kolana, ale teraz wrócił na dobre i wyglądał bardzo dobrze. Zresztą nie inaczej niż cały Arsenal, który zbombardował faworyzowanego derbowego rywala i dał sobie świąteczną nadzieję, że nie zawsze musi być tak kiepsko jak jesienią. 

Świąteczna salwa Kanonierów

Przed londyńskimi derbami nikt by tak nie zakładał, ale Mikelowi Artecie wyszło wszystko, a Frankowi Lampardowi nie wyszło nic. Arsenal może nie zmiótł z planszy Chelsea, ale na pewno nie wyglądało to jak starcie zespołu ze ścisłej czołówki tabeli z zespołem z jej dolnych rejonów. Kanonierzy ustawili się stosunkowo nisko. Mądrze przesuwali się w defensywie. Zagęszczali środek pola, zmuszając tym samym do kreowania akcji Timo Wernera, który znajduje się pod formą do tej skali, że aż potykał się o własne nogi i serio nie przesadzamy – ilekroć sprintował, szarpał, ruszał z piłką, tylekroć ta futbolówka niesfornie gubiła mu w gąszczu własnych nóg. Marnie to wyglądało. Nieprzypadkowo dostał zmianę w przerwie. Julian Nagelsmann mógł tylko smutno się uśmiechnąć.

A skoro nie szło Niemcowi, to Chelsea nie miała zbyt wiele ciekawych alternatyw na rozgrywanie akcji. No dobra, może stałe fragmenty gry, ale też nic z nich nie wynikało.

Za to Arsenal, choć absolutnie nierzucający na kolana, poczynał sobie sprawnie i skutecznie. Bardzo aktywny był duet Tierney-Martinelli. Pierwszy jeździł sobie lewą flanką jak po autostradzie i równo nacinając sobie Reece Jamesa, co zresztą przyniosło gospodarzom karnego zamienionego na gola przez Lacazette’a. Drugi zaś mącił, rozgrywał, napędzał, był dużo aktywniejszy niż zazwyczaj jest, obserwujący cały mecz z ławki, Pierre-Emerick Aubameyang, a i sam powinien mieć swoją bramkę, ale zmarnował setkę z jedenastego metra, swoją drogą wypracowaną przez Tierney’a.

Ale nie tylko oni błyszczeli.

Piękną brameczkę z rzutu wolnego załadował zwykle irytujący Granit Xhaka. Kiedy patrzyliśmy na łatwość, z jaką nadawał piłce rotację, z którą większych szans nie miał Edouard Mendy, to automatycznie przypominaliśmy sobie słowa Patrice’a Evry, który niedawno zdradził, że Thierry Henry powiedział mu, że jak widzi, że Xhaka w jego Arsenalu wychodzi jako kapitan, to machinalnie wyłącza telewizor. Tym razem, choć Szwajcar nie był kapitanem, legendarny Francuz mógł przegapić naprawdę ładne uderzenie. Ale cóż, bardzo zdziwieni nie jesteśmy – to, że 28-letni pomocnik umie uderzyć, wiemy nie od dziś. Tylko mógłby to robić częściej, a i pewnie więcej osób chciało go oglądać.

Reklama

Trzecią bramkę dołożył Bukayo Saka i coś nam się wydaje, że to właśnie to trafienie doskonale definiowało ten występ w wykonaniu Kanonierów. Dynamiczny, choć nie jakiś szczególnie ekspresowy, atak skrzydełkiem. Kilka wymienionych podań zakończone wypuszczenie 19-letniego Saki w pole karne Chelsea. Sytuacja, jakich milion, nic szczególnie specjalnego. Ostry kąt, kilku obrońców w polu karnym, Mendy dobrze ustawiony przy bliższym słupku. Wszyscy spodziewali się dośrodkowania na głowę Lacazette’a (on sam też, jego reakcja po całym zamieszaniu najlepiej na to wskazuje). Ale Saka miał nieco inny pomysł. Znaczy, chcielibyśmy wierzyć, że faktycznie był w tym zamysł, bo jego efektowne trafienie miało znamiona klasycznego centrostrzału.

Trochę przypadku, trochę szczęścia, trochę elementu zaskoczenia, trochę umiejętności.

Dlatego właśnie piszemy, że ten gol określa cały występ Arsenalu. Tym bardziej, że jeszcze chwilę później, po fatalnym kiksie Mendy’ego, świetną okazję do ustrzelenia dubletu miał Lacazette’a, ale 28-letni strażak-piroman, wróć, golkiper naprawił swój błąd.

Chelsea przebudziło się dopiero na ostatnie dziesięć minut. Pierwszy celny strzał i od razu gol. Callum Hudson-Odoi nabił futbolówką Abrahama, który był o rozmiar stopy Bellerina od spalonego i się zaczęło. Gra Arsenalu stanęła. I właściwie to stawialibyśmy, że to wszystko skończy się jeszcze remisem, gdyby tylko Jorginho, który zazwyczaj z tego miejsca na murawie się nie myli, ciut lepiej wykonał rzut karny, który z dużą łatwością obronił Leno. A tak, kanonierskie salwy dalej mogły brzmieć dumnie.

Arsenal wygrał i Mikel Arteta może być ciut spokojniejszy o swoją posadę. Widać, że ten zespół, choć błądzi, to ma potencjał i wcale nie musi być w tym sezonie skazany na upokarzającą walkę o byt w elitarnej stawce Premier League. Przed Frankiem Lampardem za to dużo pracy. Jego napakowany talentem i milionami skład złapał zadyszkę. Z czterech ostatnich meczów ligowych, Chelsea trzy razy wychodziła przegrana. Zawodzi Timo Werner, zawodzi Kai Havertz. Trzeba to wszystko przemyśleć, posprzątać i poukładać. Duży test przed byłym wielkim piłkarzem i młodym jeszcze trenerem.

Arsenal 3:1 Chelsea

Lacazette 34′ z karnego, Xhaka 44′, Saka 56′ – Abraham 85′

Reklama

Fot. Newspix

Najnowsze

Anglia

Anglia

Trener Chelsea wstawia się za Mudrykiem. “Wszyscy wierzymy, że jest niewinny”

Arek Dobruchowski
8
Trener Chelsea wstawia się za Mudrykiem. “Wszyscy wierzymy, że jest niewinny”
Anglia

Amorim zaznacza, że nie skreślił Rashforda: Manchester United potrzebuje go

Arek Dobruchowski
4
Amorim zaznacza, że nie skreślił Rashforda: Manchester United potrzebuje go

Komentarze

4 komentarze

Loading...