Pół roku temu w Lublinie Cracovia i Lechia zamknęły dość przyzwoity dla nich sezon starciem o Puchar Polski. Obie ekipy stworzyły świetne widowisko, a trzeba też przyznać, że było to dla nich po prostu przedłużenie całkiem fajnego okresu – Lechia w końcu przystępowała do meczu jako obrońca tytułu, Cracovia Puchar Polski traktowała jako pocieszenie po przegranej walce o mistrzostwo. A wiecie – żeby przegrać walkę o mistrzostwo, to trzeba w niej uczestniczyć.
Wówczas wydawało się, że kolejny sezon również może być całkiem okej. Obie drużyny mają szkoleniowców z polskiego ścisłego topu. W obu znajdowało się kilku piłkarzy z potencjałem na szybki rozwój. I w Krakowie, i w Gdańsku nie doszło do jakiejś wybitnej rewolucji, zdawało się, że w obu miastach jest potencjał do dalszego rozwoju tego, co już tam jest.
No i co? No i wczoraj się z nimi zrównała punktami Wisła Płock, w permanentnej przebudowie, z trenerem, na którym już powoli stawiano krzyżyk, świeżo po zwolnieniu dyrektora sportowego, w głównej mierze za sprawą jego transferów z ostatniego okienka.
Zakręt. Wiraż. Jakkolwiek to nazwiemy – Lechia i Cracovia grają zdecydowanie poniżej oczekiwań i tak, uwzględniamy tutaj karę ujemnych punktów dla Cracovii. Co – poza rozczarowywaniem kibiców – mają ze sobą wspólnego oba kluby?
BEZ SZAŁU NA POZYCJI MŁODZIEŻOWCA
Sześciu różnych młodzieżowców próbował w tym sezonie Piotr Stokowiec i sześciu go rozczarowało. Oczywiście najwięcej spodziewaliśmy się po Tomaszu Makowskim i tu też odczuwamy największy zawód, ale chyba nikt nie sądził, że tak blado wypadnie też ta cała gdańska zgrajka, która od dawna miała opinię dość utalentowanej grupy. Kobryń debiutował jeszcze w sezonie 2017/18, jako nastolatek. Sopoćko na wypożyczeniu do Podbeskidzia dołożył cegiełkę w udanej walce o awans do Ekstraklasy. A jest jeszcze Urbański, jest jeszcze Kałuziński, jest Żukowski.
– Wprowadzanie młodych zawodników uznaję za dalszy ciąg procesu. W ubiegłym sezonie było tego mniej, natomiast obecnie przy możliwości przeprowadzenia pięciu zmian w meczu wydaje się, że naturalną rzeczą jest, że tych minut będą dostawać więcej – mówił po udanym występie młodzieży w Pucharze Polski trener Piotr Stokowiec. Działo się to w sierpniu tego roku, po tym jak cała wesoła hałastra oklepała Stal 4:0, a jedną z bramek zdobył Kałuziński z asysty Makowskiego.
Oczywiście dziś już wiemy – większość z nich na Ekstraklasę jeszcze nie dojechała. Najlepszą średnią not ma Kałuziński – i jest to dokładnie 4,00. Reszta spadłą poniżej granicy przyzwoitości – Makowski legitymuje się średnią 3,44, Sopoćko 2,67, reszta grała za mało, by wyciągać wnioski, ale i tak rzadko gwarantowała choćby piłkarską bylejakość. Zazwyczaj były to występy po prostu odstające od gdańskiej normy.
A przecież mówimy od klubie, którego akademia współtworzy to nasze Big Six. Gdzie co chwila miały się pokazywać wielkie talenty, tymczasem na razie co chwila słychać o kolejnych Macierzyńskich. Ujmijmy to tak: transfer Jana Biegańskiego z GKS-u Tychy to nie było złapanie krajowej okazji. To było konieczne wzmocnienia na pozycji młodzieżowca.
Cracovia?
Cracovia ma Karola Niemczyckiego i musi codziennie modlić się o dużo zdrowia dla tego bramkarza. Niemczycki gra fantastycznie, jest jednym z najlepszych na tej pozycji w całej ligowej stawce, ale przede wszystkim – zaspokaja limit młodzieżowców. Zerkamy sobie, co byłoby, gdyby młody golkiper musiał np. pauzować za kartki. Pik? Gut? Kapek? Zaucha?
Przecież ta wymienianka brzmi absurdalnie. Natomiast nie chcemy się czepiać – znalezienie jednego kozackiego młodzieżowca, w dodatku na tak newralgicznej pozycji jak bramka, to spory sukces. Może i nie będzie z tego wielkiego wyniku w Pro Junior System (rocznik Niemczyckiego już nie punktuje, więc Cracovia na razie zebrała dokładnie 0 punktów), ale przynajmniej nie trzeba skakać po nazwiskach jak Piotr Stokowiec.
Natomiast nie możemy tutaj pominąć, że młodzieżowiec młodzieżowcem – ale ogólnie chłopaki z roczników 1996 i niżej w obu klubach nie mają lekko. Kontuzja zatrzymała rozwój Kamila Pestki, ale już Wdowiak został utopiony. W Lechii zatrzymał się w rozwoju Karol Fila, nie może cały czas rozkwitnąć Egy, Haydary też nie rozwija się tak, jak można było sądzić po jego formie przed transferem do Gdańska. Trudno nam wskazać w tych dwóch klubach młodego, o którym moglibyśmy napisać: od finału Pucharu Polski nieprawdopodobnie się rozwinął. Wyjątkiem Niemczycki, ale on finał Pucharu Polski oglądał jeszcze jako piłkarz Puszczy Niepołomice.
UMIARKOWANIE UDANE OKNO
Marcos Alvarez. Rivaldinho. Damir Sadiković. Wydawało się, że Cracovia robi dość rozsądne ruchy. Można było się oczywiście przyczepić, że znowu dominują obcokrajowcy, których Michał Probierz i tak ma pełną szatnię, ale taki Alvarez? Można było odnieść wrażenie, że to jest gość, który wchodzi i z miejsca zjada ligę. Po pierwszym meczu zresztą tak to wyglądało. Sęk w tym, że potem Alvarez obniżył loty, a finalnie doznał kontuzji. Z Rivaldinho było inaczej – ten nawet nie miał dobrego wejścia czy imponujących przebłysków, gra od początku tak samo źle. Sadiković wreszcie gra w kratkę, i to dosłownie – jak dobrze wypadł z Wisłą Płock, to zaraz skiepścił z Wisłą Kraków. Jak dobrze zagrał z Piastem, tak nie przekonał przeciw Lechowi.
Tak naprawdę z całego transferowego okna najsolidniej wygląda Matej Rodin, no i oczywiście wspomniany już wcześniej Niemczycki. To też już trochę reguła – Cracovia lepiej wygląda z tyłu niż z przodu, więc i ruchy na rynku najlepiej wypaliły na pozycji stopera i bramkarza.
W Lechii? “Nie oczekiwałem niczego, a i tak jestem rozczarowany” – jak głosi popularny mem. Właściwie jedynym celem lechistów na okienko było załatanie luk po Mladenoviciu i Augustynie. Pierwszego już wcześniej zastąpił Pietrzak, drugiego próbowano załatać Bartoszem Kopaczem. Czy się udało? Niespecjalnie, Lechia straciła już 19 goli, tyle co Wisła Kraków i Warta Poznań. Poza tym – sensem nastawiania się na “sezon przejściowy” jest wiara, że uda się rozwinąć tych, którzy obecnie są w klubie. Czy tak się w Lechii stało? Też nie. Gdańszczanie są po prostu słabsi, niż w ubiegłym sezonie.
TRENERSKI TOP, BOISKOWY ŚRODEK TABELI
Cracovia bez ujemnych punktów awansowałaby na siódme miejsce, ponad Lecha i Jagiellonię. Pozostaje więc zadać pytanie, czy naprawdę taki był plan? Siódme miejsce ze sporą (8 punktów) stratą do lidera? Wydaje się, że nie do końca, zwłaszcza, że walka na trzech frontach nie trwała w Krakowie specjalnie długo, piłkarze w pasiastych koszulkach tradycyjnie wyłapali oklep już na pierwszej europejskiej przeszkodzie.
W Lechii jest jeszcze gorzej. Po czterech kolejnych porażkach bez strzelonego gola, gdańszczanie zaczynają łapać mocny kontakt z ligowym dżemem – beniaminkami, obiema Wisłami oraz Piastem Gliwice. Jeśli dzisiaj znów Lechia przegra, zimę spędzi w towarzystwie drużyn typowanych do twardej walki o utrzymanie w lidze.
Nie da się tych wyników oddzielić od postaci obu trenerów. Obaj dostali w swoich klubach mnóstwo czasu. Zaufania. Obaj wypracowali sobie zresztą własną pozycję rzetelną, dobrą pracą. Cenimy nadal fach i Stokowca, i Probierza. Nadal uważamy ich za trenerów z polskiego ścisłego topu. Ale aktualnie obaj wylądowali w tabeli na równi z Wisłą Płock Radosława Sobolewskiego.
“Kiedy znajdziemy się na zakręcie – co z nami będzie”? – śpiewała któraś z polskich wokalistek, teraz nie przypomnimy sobie nazwiska. Co będzie z tymi trenerami i drużynami, które znajdują się na wirażu? Cóż, panika jest w obu przypadkach niewskazana, zresztą po transferze Biegańskiego już widać, że problemy są diagnozowane na bieżąco. To sezon przejściowy, więc sporo może się upiec właściwie większości zespołów w ligowej stawce. Ale jeśli ta bylejakość się utrzyma, być może trzeba będzie trochę zmienić myślenie na temat obu tych klubów i obu tych trenerów.
Bo czołówka nie tylko odjeżdża, ale dołączają do niej nowe kluby ze świeżymi nazwiskami za sterami. Tak, spoglądamy w tej chwili na Bełchatów.
Fot.FotoPyK