Bądźmy na chwilę optymistami i załóżmy, że polskie kluby w trzeciej europejskiej lidze dadzą radę, ze dwie wejdą do grupy i jakoś to będzie. Oczywiście – biją nas Dunajskie Stredy i inne podobne wynalazki, natomiast warto być optymistą, by zaraz być pesymistą. Widać przecież na przykładzie Lecha, że ewentualni pucharowicze nie dadzą rady w lidze.
Znów powtórzę: polski klub nie potrafi grać co trzy dni. Nawet nie dlatego, że jesteśmy genetycznie upośledzeni, ale po prostu nie potrafimy ułożyć odpowiednio kadry. Ładujemy wszystko w pierwszą jedenastkę, z różnym skutkiem, może jeszcze ktoś przejmie się graczem numer dwanaście, trzynaście i czternaście, ale dalej: zapomnijcie. Nikt obecnie nie ma osiemnastu piłkarzy gotowych do gry na trzech frontach. I nie będzie miał.
Nie, Legia też nie ma. Gdyby miała, to by się dostała do fazy grupowej, a się nie dostała.
No i wracając do ogółu: widać, że ci, którzy się dostaną, będą mieli olbrzymie problemu w sezonie. Lech już jedzie na oparach, dostaje czwórkę od Pogoni Szczecin, a z całym szacunkiem – Portowcy to żadna Benfica, żeby przyjmować od nich czwórkę. Co więcej: Lech i tak ma łatwiej, bo gramy tylko 30 kolejek, kalendarz nie jest aż tak naładowany. W przypadku kolejnego sezonu może być przecież gorzej, ponieważ terminarz zostanie poszerzony do 34 spotkań.
Ja nie wiem, jak chcemy to łączyć. Ale pocieszam się: prezesi czy dyrektorzy sportowi, jeśli istnieją, też nie wiedzą.
Zastanawiam się więc, czy kolejne kluby nie będą tych trzecioligowych rozgrywek odpuszczać. To już nie będzie ten prestiż, choć to by można jakoś przykryć odpowiednim PR-em. Problem jest inny – to już nie będą te pieniądze, co w Lidze Europy. Jasne, zawsze jest lepiej mieć te parę euro więcej niż mniej, ale czy Lech albo inna Pogoń będą chciały się zabijać o wygrane mecze z Austriakami albo Norwegami, by przegrać ligę z kretesem tak jak Lech 20/21.
W Lidze Europy tak, pewnie, awans do grupy to spory zastrzyk finansowy, trzecia liga nie będzie pod tym względem równie ciekawa.
O, cholera! Sam się złapałem na tym, że dałem gotową wymówkę trenerom i piłkarzom na bęcki od kelnerów i pasterzy. „Odpuściliśmy to, skupiamy się na lidze”. Nawet więc jeśli będzie się okazywać, że listonosz po zmianie jest lepszy od naszego gwiazdorka w różowych butach, żadnego dwumeczu tam nie przegramy. Albo będziemy wygrywać, bo chcieliśmy, albo będziemy przegrywać, bo też chcieliśmy. Jestem dumny, że mogłem pomóc. Dane do faktury wysyłam prywatnie.
Z drugiej strony – oczywiście mogłoby być normalnie. Moglibyśmy zebrać osiemnastu poważnych w jednym, drugim i trzecim klubie, potem walczyć na dwóch frontach i nie odpuszczać meczu z Benfiką, bo Podbeskidzie jest ważniejsze, ale przecież wiecie – normalnie tutaj nie będzie.
Nowe rozgrywki w Europie to dla niektórych szansa i dla nas też. Zestaw wymówek i kombinacji powiększy się jak nigdy wcześniej.
WOJCIECH KOWALCZYK