Manchester City oddał więcej strzałów, wymienił więcej podań, technicznie był lepszy, ale w najważniejszej rubryce jest remis. The Citizens zaledwie zremisowali z WBA, a co więcej, zagrali mimo wszystko słaby mecz.
Problemy zaczęły się już na starcie, gdy WBA szybko mogło objąć prowadzenie. Podopieczni Slavena Bilicia wyprowadzili groźną kontrę, piłka odbiła się od Joao Cancelo, a następnie Grant stanął oko w oko z Edersonem. Napastnik przegrał jednak ten pojedynek, bo Brazylijczyk wybronił swój zespół przed utratą bramki. Co dla gospodarzy gorsze – niewiele sobie z tego wydarzenia zrobili.
Jak się można było spodziewać – to oni przejęli kontrolę nad tym spotkaniem. Długo utrzymywali się przy piłce, klepali dookoła pola karnego, skazywali przyjezdnych na bieganie za futbolówką. Tylko był jeden problem – z tego klepania nie wychodziło absolutnie nic. W pierwszej połowie The Citizens oddali zaledwie dwa celne strzały na bramkę. Malutko, biorąc pod uwagę, że w czterech ostatnich meczach WBA musiało mierzyć się z 52 takimi uderzeniami. A jednak City nie potrafiło sforsować bloku obronnego, który do gry wypuścił Slaven Bilić, więcej niż raz.
Znajdujący się tuż przed linią końcową Sterling dokładnie dograł do Gundogana, a Niemiec wpakował piłkę do siatki. Ten jeden raz zawodników Guardioli nie byli w stanie upilnować defensorzy beniaminka. Tylko ten jeden.
Gdzie jesteś, Kevinie?
Znowu zawiodła postawa pomocników Manchesteru City. O ile Sterling ponownie był aktywny, a Gundogan strzelił gola, o tyle Rodri, a przede wszystkim Kevin De Bruyne, zniknęli nam wszystkim z radarów.
Belg nie potrafił w tym meczu zrobić sztycha. Aż do końcówki spotkania nie stworzył kolegom żadnej dogodnej okazji strzeleckiej, nie był w stanie oddać też uderzenia, który zagroziłoby Johnstone’owi. Tylko o ile w Derbach Manchesteru 29-latek został po prostu wyłączony z gry i nie miał właściwie jakiejkolwiek swobody, tak przeciwko WBA z gry wyłączył się samodzielnie. The Baggies postawili tylko na kontry, Kevin mógł ponownie pociągać za sznurki… lecz nie zrobił tego. Na długie minuty popadał w szarość, zupełnie nie przypominając piłkarza, którym zachwycaliśmy się w ubiegłym sezonie.
Moment miał właściwie jeden – gdy posłał dokładną piłkę w pole karne, ale najpierw doskonałą sytuację spartaczył Aguero, a chwilę później Sterling. Koniec końców De Bruyne wypracował kolegom dobre okazje, lecz nie powinny go one usprawiedliwiać. Raz, że była końcówka spotkania, a Belg miał za sobą 90 minut snucia się po boisku, a dwa, że rywalem Manchesteru City nie była ekipa z topu, ale West Bromwich Albion. 19. drużyna Premier League.
I brawa dla West Bromu
Na koniec wypada beniaminka pochwalić. Stosunkowo niska liczba przyjętych uderzeń naprawdę dobrze świadczy o ich obronie, której Bilić poświęcił dzisiaj cały zespół. Nieprzyjemnie się z defensorami The Baggies grało, albo byli od zawodników Manchesteru City szybsi, albo zaskakująco sprytniejsi.
Dara O’Shea i Semi Ajayi skutecznie wspomagali swoich kolegów na bokach defensywy, chociaż i Gibbs, i Furlong zagrali naprawdę dobre spotkanie, uprzykrzając życie Sterlingowi oraz Fodenowi. Skrzydłowi The Citizens nie mogli się rozwinąć, będąc notorycznie blokowanym przez swojego przeciwka. Podobnie sprawa miała się z Gabrielem Jesusem, który też – ku zdziwieniu wielu osób – nie stanowił dla defensywy WBA większego zagrożenia.
Jednak samą obroną Częstochowy nie udałoby się dzisiaj wywalczyć nawet tego jednego, jakże cennego, punktu. Beniaminek był dobrze przygotowany również pod względem kontrataków, przez co cały mecz był zbliżony do tego, co mogliśmy obserwować w starciu Tottenhamu z Manchesterem City. Wspomniana wcześniej sytuacja Granta miała swoje podłoże właśnie w szybkim przejściu z obrony do ataku, podobnie jak i akcja bramkowa.
Jasne, WBA miało trochę szczęścia, bo piłkę do siatki wpakował nie uderzający Ajayi, lecz Ruben Dias, który próbował zablokować uderzenie, niemniej nie ma to w tym wypadku większego znaczenia. Beniaminek zremisował z Manchesterem City i – pomijając końcówkę, gdzie mógł w niwecz puścić swoje starania – zrobił to jak najbardziej zasłużenie.
A Kamil Grosicki? Na ławce cały mecz. To już nic dziwnego mimo ostatniego epizodu.
MANCHESTER CITY 1:1 WEST BROMWICH ALBION
1:0 – Ilkay Gundogan – 30’
1:1 – Ruben Dias (bramka samobójcza) – 43’
Fot. Newspix