Na takie wieści liczyliśmy. Zimowa przerwa w Ekstraklasie będzie o tydzień krótsza. Siedem dni mniej na śledzenie jakichś paździerzowatych sparingów w Belek, siedem dni mniej oglądania oklepanych kulisów, siedem dni mniej na pisanie tekstów o Dusanie Dupoviciu, którego polski klub ściągnął do rywalizacji na lewej obronie.
Zawsze w tej dyskusji o przesuwaniu meczów przez koronawirusa padało hasło, że “przesuwać nie można za często, bo terminy na zaległe kolejki się skończą”. Ekstraklasa sprytnie wpadła na pomysł, by niektóre spotkania rozgrywać awansem – czyli jak zespołom X i Y wypadli rywale na kolejkę dwunastą, to niech zagrają teraz mecz ze sobą i zaliczymy im wynik z kolejki dwudziestej. Niby proste, ale w sumie mądre i rozsądne.
Tylko problem pojawił się taki, że – co jak co – ale te mecze zaległe trzeba i tak kiedyś rozegrać. Właściwie od początku sezonu słyszymy, że może być problem z wolnymi terminami na mecze. No bo tak – w tygodniu Puchar Polski, trzeba go dograć. Co jakiś czas są zgrupowania reprezentacji narodowych. Do tego europejskie puchary, które trzeba odbębnić i lepiej, żeby się nie pokrywały ze starciami ligowymi. A jeszcze latem trzeba skończyć granie równo z gwizdkiem, bo zaczyna się Euro.
Ekstraklasa wpadła zatem na całkiem rozsądny pomysł, by rundę wiosenną w Ekstraklasie rozpocząć wcześniej. Początkowo piłkarze mieli wrócić na boiska 6 lutego, a według nowych ustaleń wrócą już 29 stycznia. Czyli jakiś miesiąc z hakiem po ostatnim meczu rundy jesiennej, bo w tym roku będziemy grali do 20 grudnia.
– Obserwując rozwój drugiej fali pandemii koronawirusa w Polsce i Europie musimy z wyprzedzeniem reagować na potencjalne komplikacje, które mogłyby zagrozić integralności rozgrywek. Biorąc pod uwagę nasze doświadczenia z obecnie trwającej rundy Ekstraklasy, a także doświadczenia innych lig europejskich, po przeprowadzeniu dyskusji wśród wszystkich klubów i otrzymaniu większości głosów za takim rozwiązaniem, postanowiliśmy przyspieszyć start rundy wiosennej o tydzień. Skrócenie przerwy zimowej sprawi, że zyskamy dwa dodatkowe terminy, które będziemy mogli wykorzystać w przypadku konieczności przełożenia meczów. Sezon rozpoczął się niemal miesiąc później niż w normalnych okolicznościach i kluby doskonale rozumieją, że sytuacja jest wyjątkowa i niezbędne są decyzje, które mają zwiększyć bezpieczeństwo rozgrywek – mówi Marcin Animucki, prezes Ekstraklasy S.A.
Zatem Ekstraklasa raczej dogra sezon w komplecie, każdy zespół wyjdzie na boisko te trzydzieści razy. Nam to jakiś strasznie nie przeszkadza, a jeśli ma pomóc w organizacji ligi, to tylko przyklaskujemy. Ponadto przerwa zimowa – tak niewiarygodnie nudna – będzie krótsza o te kilka dni dni. Nawet nie będzie czasu, by solidnie zatęsknić, ale może to i dobrze.
Na pogodę też chyba nie będzie co narzekać, bo przecież porządną zimę w Polsce to ostatnio widzieliśmy jakoś wtedy, gdy Józefa Wojciechowskiego bolał ząb. Zresztą każdy w Ekstraklasy ma podgrzewaną murawę, wiec już tak nie dramatyzujmy, że szanowni panowie piłkarze będą musieli w końcówce stycznia kopać do siebie pomarańczową piłkę.
Nadzwyczajne sytuacje wymagają nadzwyczajnych środków. A jeśli ten środek nie wadzi, to nawet jesteśmy w stanie przyklasnąć tej decyzji.
fot. FotoPyk