To nie był prosty mecz dla Bayernu. RB Salzburg notorycznie atakował bramkę Bawarczyków, zagrażając gospodarzom nawet wtedy, gdy ci prowadzili już 3:0. Być może nawet by zdołali uszczknąć z tego spotkania jeden punkt, no ale ekipa z Monachium miała Lewandowskiego, a Austriacy Szoboszlaia. Widzicie różnicę? Pewnie tak.
Nic lepiej nie zobrazuje tego meczu niż dwie najlepsze sytuacje bramkowe dla dzisiejszych rywali. Z jednej strony mieliśmy gola Lewandowskiego – Polak strzelił szczęśliwie, trochę się przewracał, trochę nieczysto kopnął w piłkę, a strzał oddawał nie w wyniku koronkowej akcji kolegów z drużyny, ale dobijał uderzenie zza pola karnego, które słabo sparował Cican Stanković. Niemniej – gol padł i Bayern objął prowadzenie, którego nie oddał do końca meczu.
Ale miał szczęście.
Jeszcze przed trafieniem Lewego, znakomitą okazję miał wspomniany Szoboszlai. Właściwie to nie znakomitą. On po prostu powinien strzelić. Wręcz musiał. Nie dość, że był sam na sam z Neuerem, to jeszcze Niemiec był wyjątkowo źle ustawiony i odsłaniał połowę bramki. Węgier jednak postradał zmysły i wszelakie umiejętności piłkarskie. Huknął jakieś pięć metrów nad poprzeczką, zupełnie nie kłopocząc bramkarza rywala. Red Bull powinien wówczas objąć prowadzenie i bić się z gospodarzem na równych warunkach. Zamiast tego była zaprzepaszczona genialna sytuacja i kontrolę przejął Bayern.
Tuż po przerwie Bawarczycy objęli prowadzenie. Znowu dopisywało im szczęście, bo chociaż tym razem akcja była składna i Coman strzelał z przygotowanej pozycji, to jednak uderzenie Francuza prawdopodobnie zostałby obronione przez 28-letniego golkipera. Ale o tym się nie dowiemy, bo na linii strzału znalazł się Maximilian Wober, który wpakował piłkę do własnej siatki. Było 2:0, ale gra Bayernu nie przekonywała.
Widać to po liczbie okazji, jakie miał Lewandowski.
Nie tylko bramki
Poza otwierającym trafieniem, Robert musiał w tym meczu się mocno nacierpieć. Austriacy od początku spotkania próbowali wykluczyć go z gry. Nie tylko podwajali, ale wręcz potrajali krycie, co skończyło się kilka stratami Polaka. Na jego szczęście żadna nie doprowadziła do bezpośredniego zagrożenia bramki.
Uwypuklona została jednak zadziwiająca niemoc Bayernu w środku pola. Wzorem meczu z Werderem Bremą, Bawarczycy mieli w tej strefie boiska nieliche problemy. Mueller był poza tempem akcji przez niemal 90 minut. Jego procent podań wynosił tylko 68%, nie udało mu się także zanotować ani jednego kluczowego podania.
Marc Roca też wydawał się nie nadawać na tych samych falach, co reszta zespołu. Abstrahując od dwóch głupich żółtych kartek, które zobaczył Hiszpan, i przez które Bayern musiał się martwić wynikiem nawet mimo dwubramkowego prowadzenia, pomocnik zaliczył naprawdę przeciętne zawody. Nie harował w defensywie, nie rozgrywał, słabo ubezpieczał środkowych obrońców, przez których raz po raz przechodziły długie podania zawodników Salzburga. Na swoje szczęście Bayern miał Goretzkę, który może nie był najbardziej kreatywnym graczem, lecz dobrze wywiązywał się z obowiązków w grze obronnej.
Jednakże mimo zdominowania środka pola, Austriacy nie potrafili sfinalizować swoich akcji. Sytuacja Szaboszlaia to jedno, natomiast próby Mwepu, Berishy i Sucicia to drugie. Cała trójka marnowała świetne sytuacje, czy to przez źle skorygowany celownik, czy to przez Neuera, który odbębniał kolejny dzień w biurze. Zachwycająca była podwójna interwencja Niemca, przywodząca na myśl obronę Dudka po strzale Szewczenki w finale Ligi Mistrzów.
Neuer nie był jednak w stanie rozwiązać problemów swojego klubu, jeśli chodzi o atak. Jednakże Robert Lewandowski był. Mimo, że Polak nie miał bezpośredniego udziału przy bramce na 3:0, to właśnie on otworzył korytarz zagraniem do Comana. Francuz zacentrował w pole karne, Lewy zgubił obrońców, wyskoczył, ale wtedy w powietrzu pojawił się Leroy Sane i to Niemiec umieścił piłkę w siatce.
Robertowi w tym wypadku pozostała asysta drugiego stopnia. Płakać jednak nie będzie, bo tą akcją po raz kolejny udowodnił, że nie jest napastnikiem jednowymiarowym. Wziął na siebie ciężar rozegrania, wyręczając Thomasa Muellera i pomógł Die Roten podwyższyć prowadzenie na 3:0. Poza tym tych bramek w Lidze Mistrzów Lewandowski ma już tyle, że wyprzedza go jedynie Leo Messi oraz Ciristiano Ronaldo.
32-latek był bez wątpienia jednym z najlepszych zawodników Bayernu w meczu z Salzburgiem. Szczerze mówiąc najlepszym, obok Manuela Neuera. Jeden sprawił, że Bawarczycy mieli co roztrwonić, drugi sprawił, że do tego roztrwonienia nie doszło.
Bayern Monachium 3:1 RB Salzburg
1:0 – Robert Lewandowski – 42’
2:0 – Maximilian Wober – 52’
3:0 – Leroy Sane – 68’
3:1 – Mergim Berisha – 73’
Fot. Newxpix