Niedzielny mecz Liverpoolu i Manchesteru City zapowiadany był jako angielskie starcie tytanów. Słusznie, wszak to mistrz i wicemistrz Premier League. Szkoda, że jak to w takich meczach bywa, widowisko nie porwało w stu procentach, szczególnie w drugiej połowie. Dowiedzieliśmy się jednak, że Pep Guardiola nie jest najlepszym materiałem na męża, bo gdy wychodzi do sklepu po jajka, bułki i ser, to pewnie o pieczywie zapomni.
Od lipca 2016 roku do listopada 2020, hiszpański szkoleniowiec wydał blisko miliard euro na wzmocnienia. Miliard. W tym czasie klub z The Etihad wzmocniło 37 piłkarzy. Ilu z nich przychodziło jako środkowi napastnicy? Dwóch.
Pablo Moreno i Gabriel Jesus
18-latek został sprowadzony jeszcze w tym roku z Juventusu U-19, po czym natychmiast oddano go na wypożyczenie do Girony, więc dla większości kibiców jest anonimem. 23-letni Jesus gra w Anglii od trzech sezonów i dał się poznać zarówno jako super-strzelec, jak i super-marnotrawca okazji. Jednakże przede wszystkim, Brazylijczyk jest gościem, na którego nie można liczyć przez sporą część sezonu.
Wszystko przez kontuzje, które szargają kadrą Manchesteru City tak mocno, że Pep Guardiola momentami nie ma kogo wystawić w ataku. Trudno mu przy tym wylewnie współczuć, bo kwota, którą posłał w kierunku rozmaitych klubów ze Europy i świata, zdecydowanie predestynowała do tego, żeby kilku napastników do miasta Oasis ściągnąć.
Tym bardziej, że urazy nie są czymś, czego na The Etihad nie widzieli od stuleci.
Szklana pułapka
Kontuzje prześladowały Vincenta Kompany’ego – lidera defensywy. Prześladowały też Davida Silvę – lidera linii pomocy. To one zakończyły karierę Micaha Richardsa – wielkiego talentu angielskiej piłki. Teraz do tego grona powoli dołącza Sergio Aguero, który topnieje w oczach niczym płatek śniegu opadający na rękę.
Analogia do płatka śniegu nie jest przypadkowa. Obydwaj są tak samo trwali.
Od sezonu 2016/17, napastnik rodem z Argentyny opuścił 49 meczów. Grubo ponad jeden sezon normalnego grania. Jakby tego było mało, Aguero jest trapiony przez nawracające urazy. Jego absencje nie biorą się już z boiskowych starć, lecz są melodią przeszłości, momentami rozbrzmiewającą zbyt nachalnie. Odnawiająca się trzykrotnie kontuzja kolana brzmi jak wystarczający powód to zmartwień. Brzmi też jak dobry powód do tego, by rozglądać się za zastępstwem.
MANCHESTER CITY WYGRA Z TOTTENHAMEM? KURS 1.76 W TOTOLOTKU!
32-latek szargany przez swoje własne zdrowie nie może samodzielnie stanowić o sile ataku jednej z najlepszych drużyn Europy, wszak liczba meczów, w których wystąpi, będzie ograniczana. A ekipa Pepa Guardioli jak tlenu potrzebuje skutecznej dziewiątki, co chociażby pokazały starcia z Liverpoolem (pudło Sterlinga), a wcześniej z Sheffield United (zmarnowane okazje Fernana Torresa).
To zaledwie dwa spotkania, jednakże ewentualna obecność Sergio Aguero automatycznie skłaniałaby nas ku myśleniu, że Manchester City obie te sytuacje by wykorzystał. Argentyńczyk nie zwykł marnować naboi – od sezonu 2016/17 zmarnował 38 “big chances” w Premier League, czyli średnio 9.5 na pełny sezon.
-
Roberto Firmino? 11.25
-
Harry Kane? 11.75
-
Sadio Mane? 10.75
-
Mohamed Salah? 13.5
-
Pierre-Emerick Aubameyang? 11.5
Snajper The Citizens wyrasta, wobec tego, na totalnego kozaka i faktycznie tak jest. Gdy tylko nie przebywa na łóżku rehabilitacyjnym, zajmuje się nałogowym zdobywaniem bramek. W sezonie 2017/18 opuścił aż trzynaście spotkań, a mimo tego wbił 21 goli, co było trzecim wynikiem w Premier League.
Manchester City stał się zatem zakładnikiem Sergio Aguero. Odstawić go nie sposób, bo każdy jego mecz właściwie wiąże się z udziałem w akcji bramkowej. Jednak liczenie na niego przez większą liczbę sezonów też wydaje się być nierozsądne, wszak zdrowie Argentyńczyka nie rozpieszcza.
Podobnie zresztą jak jego zastępca, bo chociaż Gabriel Jesus jest niezły, to do poziomu Argentyńczyka mu daleko. A jak się połamie, to błyskawicznie nad The Etihad zbierają się czarne chmury.
Jednonogi zastępca
Kontuzje wykluczyły Brazylijczyka na bagatela 38 meczów. Właściwie tylko w poprzedniej kampanii pozostawał do dyspozycji Guardioli przez cały czas. Wcześniej Hiszpan musiał liczyć na to, że absencje Jesusa i Aguero nie spotkają się na jednej osi czasu.
REMIS CITY Z TOTTENHAMEM – KURS 3.90 W SUPERBET!
Jednak i wtedy nie było aż tak kolorowo. Pamiętacie wyliczenia odnośnie zmarnowanych “big chances”? No to Brazylijczyk ma ich średnio 14.5. Absolutnie rekordowy pod tym względem był ostatni sezon, gdzie napastnik ten zaprzepaścił aż 24 sytuacje. Najwięcej z całej ligi. A ile goli strzelił? Tylko 14, czyli tyle samo co Chris Wood z Burnley. Dopiero trzynasty wynik w lidze. Gorzej niż Sergio Aguero.
Sezon 2019/20 pokazał zatem, że na Jesusa trudno w pełni liczyć, skoro nie do końca wywiązuje się z podstawowych zadań napastnika. To fajnie, że jest zdrowy, jednakże tak powalająca nieskuteczność nie świadczy o nim dobrze. Pod względem strzałów Brazylijczyk zajął trzecie miejsce, dając się wyprzedzić jedynie Raulowi Jimenezowi oraz Mo Salahowi. Szkopuł tkwi w tym, że i Meksykanin, i Egipcjanin strzelili więcej goli.
Gabriel może wejść w buty Aguero, lecz są to buty zdecydowanie za duże.
Oczywiście nie warto się tutaj zupełnie na Jesusa zżymać, wszak w jego wieku Jamie Vardy łoił Red Bulla z wódką na budowie, a Charlie Austin nosił cegły. Ma dopiero 23 lata i mnóstwo pustych bramek przed sobą. Zapewne strzeli w barwach Manchesteru City jeszcze dziesiątki goli, ale na ten moment trudno uciec od stwierdzenia, że Guardioli przydałby się jeszcze jeden snajper.
W szczególności na momenty, gdy Brazylijczyka albo Argentyńczyka nie ma. A takich – jak już się przekonaliśmy – zdecydowanie nie brakuje.
Kto na ratunek?
W letnim okienku transferowym Manchester City wzmocnił Ruben Dias, Nathan Ake, Ferran Torres i kilku trzecioplanowych piłkarzy, na czele ze wspomnianym Pablo Moreno. Ku zaskoczeniu kibiców – nie było tutaj napastnika, który mógłby odciążyć podstawową dwójkę.
Dlaczego?
GOL CITY W MECZU Z TOTTENHAMEM – KURS 2.90 W TOTALBET!
Jak niedawno wyjawił Pep Guardiola… nie było pieniędzy. Źródełko nagle wyschło i po wydaniu blisko miliarda euro, okazało się, że nie można pozwolić sobie na więcej. To trochę jakby przyzwyczaić dziecko do nowego toru HotWheels co Wigilię, a następnie zaskoczyć go Wyścigiem Pokoju, wykonanym w całości z zakrętek zebranych przez pana Mietka.
Sprawiło to, że na początku tego sezonu, Katalończyk obudził się z ręką w nocniku. Sergio Aguero i Gabriel Jesus wypadli z powodu urazów i Guardiola skończył z młodzieżowcem Liamem Delapem albo koniecznością kombinowania. Wybrał to drugie.
Do powrotu Brazylijczyka, który zdobył świetną bramkę przeciwko Liverpoolowi, szkoleniowiec imał się różnych koncepcji. A to jako dziewiątka występował Raheem Sterling, a to Ferrnan Torres. Niestety dla Pepa, były to w gruncie rzeczy pomysły-niewypały.
Anglik strzelił zaledwie jednego gola, występując w centralnej części ataku. Było to w meczu z Arsenalem, gdy dobił uderzenie Phila Fodena. Natomiast Hiszpan jeszcze się w Premier League nie przebudził. Ale będzie o to trudno, jeśli każe mu się grać jako fałszywa dziewiątka. Pokazał to mecz z Sheffield United, gdzie Torres… właściwie się nie pokazał.
Torres był statyczny, skupiony na polu karnym, lecz zdecydowanie nie “pod grą”. Rzadko pokazywał się do podania Kevinowi De Bruyne, a i tak zdołał zmarnować dwie sytuacje. Widać było, że niekomfortowo czuje się jako środkowy napastnik. Widać było, że Pep Guardiola powinien wcześniej zadbać o zabezpieczenie się przed takimi sytuacjami.
***
Z perspektywy kanapy łatwo oceniać Katalończyka i jego decyzje transferowe. Nie sposób nie zauważyć jego maniakalnej chęci naprawienia defensywy Manchesteru City za wszelką cenę. Budowa obrony pochłonęła setki milionów, a końcowe efekty nadal nie są znane, bo trudno po kilku meczach ocenić kupno Rubena Diasa. Należy przy tym pamiętać, że Guardiola ma za sobą całą listę przestrzelonych transferów, takich jak Nolito, John Stones, Benjamin Mendy.
Być może część kwot, które przelano na konto Valencii, Evertonu i Monaco, pozwoliłaby zabezpieczyć przyszłość ataku The Citizens. Być może, bo w rzeczywistości drużyna z The Etihad jest skazana na łaskę losu, gdyż na zdrowie Aguero i Jesusa chyba nie ma co liczyć.
JAN PIEKUTOWSKI
Fot. Newspix