Reklama

Wynik, który nie zadowala żadnej ze stron. City remisuje z Liverpoolem

redakcja

Autor:redakcja

08 listopada 2020, 19:38 • 4 min czytania 7 komentarzy

Zaczęło się spektakularnie, skończyło dość smętnie. Nie powiemy, że dzisiejszy hit Premier League, czyli starcie Manchesteru City z Liverpoolem, kompletnie zawiódł nasze oczekiwania, bo byłaby to przesada. Ale obu zespołom chyba nie wystarczyło sił, by urządzić widzom wielkie widowisko od pierwszej do ostatniej minuty. Dlatego dostaliśmy godzinę wielkiej piłki i pół godziny taktycznego przesuwania, gdy trudno było tłumić ziewanie.

Wynik, który nie zadowala żadnej ze stron. City remisuje z Liverpoolem

Szybki cios Liverpoolu

Pierwsza połowa – kapitalna w wykonaniu obu stron. Może nie ze względu na sam poziom gry, bo było trochę błędów i niedokładności po obu stronach, więc nie można powiedzieć, że mistrzowie i wicemistrzowie Anglii wznieśli się dzisiaj na wyżyny swoich możliwości. Ale tempo spotkania było jak najbardziej satysfakcjonujące nawet dla najbardziej wymagających widzów, tym bardziej jeśli weźmiemy pod uwagę napięty terminarz w rundzie jesiennej obecnego sezonu. Gra toczyła się po prostu w systemie cios za cios. Raz kotłowało się pod bramką Edersona, by już po chwili w opałach znajdował się Alisson.

Na pewno mecz napędzony został w dużej mierze przez otwierającego gola dla gości, który padł już po trzynastu minutach gry. Kyle Walker kolejny raz dał ciała w defensywie. Sadio Mane szybkim zrywem uciekł Anglikowi i dał się sfaulować, a że całe zajście miało miejsce w polu karnym, to arbiter wskazał na jedenasty metr. Mohamed Salah karnego wykorzystał, no i “Obywatele” znaleźli się w tarapatach.

Trzy remisy i dwie porażki po siedmiu meczach ligowych? To byłby dla zespołu Pepa Guardioli prawdziwy dramat.

No ale gospodarze – jak mawiał Henryk Kasperczak – na straconego gola zareagowali “pozitiwnie”. Wciąż szwankowała u nich defensywa, wciąż dopuszczali piłkarzy The Reds do niebezpiecznych sytuacji – swoje okazje marnowali między innymi Mane, Firmino i Jota – ale z czasem przejęli kontrolę nad środkiem pola, a co za tym idzie – inicjatywę w całym spotkaniu. Można się zastanawiać, czy Juergen Klopp przypadkiem nie przeszarżował z wyborem wyjściowego składu. Tylko dwóch typowych środkowych pomocników to chyba jednak trochę za mało, by skutecznie odpierać ataki takiej ekipy jak Manchester City.

Reklama

Jesus jak Romario

Ataki gospodarzy przyniosły bramkowy efekt po pół godzinie gry. Gabriel Jesus wykorzystał znakomite, otwierające podanie od Kevina De Bruyne, z dziecinną łatwością zgubił krycie Trenta Alexandra-Arnolda i wpakował piłkę do sieci w stylu niezapomnianego Romario. Z czuba, z prezesa, ze szpica, z Karola. Nazywajcie to jak chcecie. Tak czy owak – Alisson był bez szans. Mało tego, chwilę później The Reds mogli przegrywać. Arbiter po raz kolejny podyktował jedenastkę, tym razem dla “Obywateli”. Nie popisał się Joe Gomez, który ręką zablokował dośrodkowanie, no i narobił kłopotu swojemu zespołowi.

Do strzału z wapna podszedł Kevin De Bruyne. I… nie trafił w bramkę. Trudno powiedzieć, czy nieczysto trafił w piłkę, czy może przeszkodziła mu deszczowa aura. Tak czy inaczej, Belg uderzył tragicznie.

Po przerwie rezultat spotkania nie uległ już zmianie, a mecz – co tu kryć – kompletnie zatracił tempo. Fakt, że na samym początku drugiej połowy trochę się jeszcze działo. Miał swoje szanse Jota, stuprocentową okazję zmarnował także Jesus, który otrzymał wymarzone dogranie od Joao Cancelo. Ale mniej więcej po godzinie gry obie ekipy ewidentnie przeszły w tryb oszczędzania energii i chyba po prostu pogodziły się z podziałem punktów. Tym bardziej że obaj trenerzy raczej nie byli zachwyceni stanem kadrowym w swoich ekipach jeżeli chodzi o zmienników. Guardiola dokonał zaledwie jednej zmiany, Klopp tylko dwóch. Nie można jednak powiedzieć, by rezerwowi wnieśli jakieś wielkie ożywienie do poczynań którejkolwiek z ekip. Raczej dodatkowo pomogli w realizowaniu założeń taktycznych.

Brak powodów do entuzjazmu

Można się domyślać, że żaden ze szkoleniowców nie jest w pełni zadowolony z wyniku. Guardiola przede wszystkim nie ma się z czego cieszyć – Manchester City wciąż plasuje się w środku tabeli, a dzisiaj przecież miał wystarczająco dużo okazji, by przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Klopp może z kolei grymasić na skuteczność swoich ofensywnych zawodników. Udało mu się pomieścić w wyjściowym składzie i Salaha, i Mane, i Firmino, i Jotę, a tymczasem piłka tylko raz wylądowała w siatce. Zwłaszcza Portugalczyk sknocił kilka takich okazji, które w starciach z rywalami pokroju “Obywateli” po prostu trzeba wykorzystywać. Momentami można było odnieść wrażenie, że Liverpool gra aż nazbyt kombinacyjnie i szuka dodatkowego podania w momencie, gdy trzeba po prostu walić piłką pod ladę.

Nie będziemy już wspominać o tym, że jedni i drudzy mają kłopoty z grą w defensywie, bo to oczywistość. Po siedmiu kolejkach The Citizens mają aż dziewięć straconych goli, a The Reds po ośmiu oberwali już w lidze – to jakiś kosmos! – szesnastokrotnie.

No i efekt jest taki, że liderem Premier League jest na ten moment ekipa Leicester City.

Reklama

MANCHESTER CITY 1:1 LIVERPOOL FC
(G. Jesus 31′ – M. Salah 13′)

fot. NewsPix.pl

Najnowsze

Hiszpania

Mbappe wraca z dalekiej podróży. Taki Real kibice chcą oglądać

Patryk Stec
3
Mbappe wraca z dalekiej podróży. Taki Real kibice chcą oglądać
Koszykówka

Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark

Michał Kołkowski
3
Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark

Anglia

Anglia

Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Radosław Laudański
5
Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Komentarze

7 komentarzy

Loading...