Reklama

PRASA. „Legia to faworyt z Lechem, bo gra u siebie i nie jest obciążona Ligą Europy”

redakcja

Autor:redakcja

07 listopada 2020, 08:12 • 9 min czytania 10 komentarzy

W sobotniej prasie sporo przed meczem Lecha z Legią, a także sylwetka Macieja Domańskiego, duża rozmowa z Jakubem Szumskim oraz analiza dotycząca fenomenu słowackich bramkarzy w Ekstraklasie. Zapraszamy. 

PRASA. „Legia to faworyt z Lechem, bo gra u siebie i nie jest obciążona Ligą Europy”

PRZEGLĄD SPORTOWY

Legia – Lech. Mistrz gra z wicemistrzem. Kibice oczekują fajerwerków, bo po boisku będą biegać najlepsi piłkarze ekstraklasy.

– Faworytem będzie Legia, głównie dlatego, że gra u siebie i nie ma podwójnych obciążeń związanych z występami w Lidze Europy – uważa Maciej Murawski, były reprezentant Polski i zawodnik obu zespołów. – Nastawiam się na dobry, emocjonujący mecz. Wiele razy przy okazji spotkań tych drużyn liczyliśmy na świetne widowisko, a rozczarowani kibice oglądali jak piłka, zamiast toczyć się po ziemi, fruwa nad głowami piłkarzy. Więcej było walki, mało futbolu i emocji w polu karnym. Trener Lecha Dariusz Żuraw lubi otwartą grę i nie sądzę, by odszedł od swojej filozofii, a szkoleniowca Legii postrzegałem jako lubiącego grę defensywną. Zmienił się. Zespół z Warszawy śmiało gra do przodu i atakuje rywala na jego połowie. Legia i Lech są nastawione na ofensywę, mają wielu zawodników kreujących okazje, mogących przesądzić o wyniku, dlatego trudno mi sobie wyobrazić, żeby było 0:0 – kończy ekspert Canal+.

Przy okazji spotkań zespołów tej klasy powszechna jest opinia, że jeden może, drugi musi. Często kończy się to nudnym „0:0 po bezbarwnej”. Teraz, z różnych przyczyn, oba kluby są na musiku.

Reklama

Michał Skóraś zaczyna się przebijać w Lechu Poznań, a jeszcze w tamtym sezonie zdarzało się, że Jarosław Araszkiewicz jeździł do Bełchatowa, żeby go obejrzeć na wypożyczeniu w Rakowie, a on siedział na ławce.

Czasem w trakcie rozmowy telefonicznej przed meczem Skóraś zapowiadał Araszkiewiczowi, że warto, by zjawił się na stadionie, bo młodzieżowiec powinien wystąpić od początku. Tak czuł po treningach. Tymczasem okazywało się, że wszedł z ławki albo w ogóle. – Zaliczyłem kilka pustych przelotów, nie ma co ukrywać. W takich sytuacjach rozmawia się po zawodach o wszystkim, tylko nie o piłce, by jakoś podbudować tych chłopaków. Pamiętam taką jedną sytuację. Staliśmy i widziałem, że Michał jest nieco podłamany. Zagadałem, że pewnie by chętnie już do Poznania wrócił, co? Zażartował, że od razu, tylko sprzęt jeszcze musi zdać. Także dlatego uznaliśmy zimą z dyrektorem sportowym akademii Marcinem Wróblem, że lepiej skrócić wypożyczenie i po pół roku sprowadzić z powrotem Michała do Lecha – opowiada Araszkiewicz.

Polskie kluby chętnie zatrudniają golkiperów ze Słowacji. Występy Matuša Putnockiego czy Dušana Kuciaka pokazują, że warto szukać w tamtym kierunku.

Gdy Matuš Putnocky w 2015 roku przyjechał do Polski, o ekstraklasie wiedział niewiele. Zaskoczyła go skala zainteresowania piłką w naszym kraju. – Włączałem telewizor i widziałem programy poświęcone lidze, analizy, a każdy mecz ekstraklasy był transmitowany. Na Słowacji jakieś spotkania pokażą, ale nie wszystkie. U nas piłka musi dzielić się zainteresowaniem kibiców z hokejem na lodzie – wyjaśnia gracz Śląska.

Reklama

Martin Chudy zwraca uwagę na frekwencję, oczywiście, gdy mówimy o graniu przed pandemią. – W Słowacji zdarzają się mecze z tysiącem kibiców na trybunach, a w Polsce często gra się przy 15 tysiącach. Inna jest wtedy presja na piłkarzu. To dlatego selekcjonerzy naszej reprezentacji tak chętnie oglądają spotkania ekstraklasy. Przy wypełnionym stadionie łatwo ocenić, jak zawodnik radzi sobie ze zwiększonymi wymaganiami – klaruje zawodnik Górnika Zabrze.

František Plach uważa, że bramkarzowi łatwiej trafić do ich kadry z wyżej notowanej ekstraklasy niż z ligi słowackiej, co pokazał Dušan Kuciak. Bramkarz Lechii to potwierdza: – Powołanie dostałem po kilku latach, co pokazuje, że w ekstraklasie można się wypromować i przebić do kadry. To są właśnie inne możliwości. Słowaccy bramkarze transfer do waszej ligi traktują jako krok do przodu i zwiększone szanse na to, by ktoś z jeszcze mocniejszych klubów zwrócił na nich uwagę. Polskim golkiperom jest o tyle łatwiej, że od razu mogą pokazać się w ekstraklasie – argumentuje Kuciak, który po czterech i pół roku w Legii podpisał kontrakt z Hull City. Pobyt na Wyspach nie był udany, a Kuciak po półtora roku przyjechał do Polski i związał się z Lechią. – W Anglii nie udało mi się osiągnąć celu i wróciłem tam, gdzie czuję się najlepiej – podsumowuje zawodnik, którego karierę zdobią trzy mistrzostwa Polski i cztery triumfy w Pucharze Polski.

Techniki Maciej Domański ze Stali Mielec nauczył się dzięki granatowej wełnianej włóczce, którą brał od babci.

Życie numer jeden w Stali zaczął właśnie w wieku 13 lat. Wcześniej Domański trenował w juniorach innej Stali, rzeszowskiej, ponieważ pochodzi z niedalekiego Głogowa Małopolskiego. Dzisiaj twierdzi, że jest jednym z nielicznych piłkarzy, którzy mogą powiedzieć, że są wychowankami dwóch klubów. Do Mielca młody Maciek przeniósł się, ponieważ w tym mieście powstała Szkoła Mistrzostwa Sportowego. Zamieszkał w internacie, 50 km od rodzinnej miejscowości.

Domański: – W młodości dużo pracowałem nad techniką, czasem nieświadomie. Pamiętam, że w domu bardzo dużo ćwiczyłem wełnianą granatową włóczką. Wziąłem ją od babci, oklejałem taśmą, żeby się nie rozwiązywała i żonglowałem. Kiedy miałem 10 lat, pojechaliśmy ze Stalą Rzeszów na turniej do Holandii i tam po raz pierwszy zobaczyłem małe piłki. Dziś są normą, dostępne wszędzie, ale wtedy była to dla mnie zupełna nowość. Spodobała mi się, więc kupiłem sobie, bo bardzo przypominała moją włóczkę, miała nawet ten sam kolor. Od tamtej pory po domu biegałem już z piłką. Rodzice zadowoleni nie byli, kiedy kopałem po szybach, ale w sumie tolerowali to. Piłkę mam do dziś, jest w fatalnym stanie, ale kiedy patrzę na nią, przypominają mi się czasy dziecięce. Pamiętam jeszcze jedną rzecz: gdy była zima i na podwórku mnóstwo śniegu, brałem łopatę i tworzyłem sobie specjalne tunele na szerokość właśnie tej łopaty. Biegałem z piłką tymi korytarzami.

Rozmowa Izy Koprowiak z bramkarzem Rakowa, Jakubem Szumskim, który dopiero niedawno wreszcie wypłynął na szersze wody.

Głowa często się panu grzała?

Na pewno. Wszystko chciałem dostać szybciej, inaczej to sobie wyobrażałem. Pamiętam, jak w 2007 roku ogłoszono, że Polska będzie organizowała w 2012 roku mistrzostwa Europy. Szybko policzyłem, że będę miał wówczas 20 lat, sądziłem, że skoro jako 16-latek jestem w Legii, to cztery lata później na pewno pojadę na ten turniej jako reprezentant kraju. Kiedy przez kolejne lata nie dostawałem szansy na debiut, uważałem, że nie mogę dłużej czekać. Brakowało mi cierpliwości. Sądziłem, że to strata czasu, którego już nie mam. A przecież miałem tylko 19 lat! Wówczas zdawało mi się, że jestem już taki stary, że czas mnie goni. Dopiero niedawno zwolnił. Dziś mam przeświadczenie, że przecież tyle gry jeszcze przede mną.

Perspektywę zmieniła choroba? Trudno przecież o większy wstrząs niż diagnoza, jaką usłyszał pan, grającw Zagłębiu Sosnowiec.

Wiosną 2017 roku miałem powiększone węzły chłonne, gorączkę. Zrobiono mi badania, po których usłyszałem wprost od lekarza klubowego, że moje problemy ze zdrowiem to białaczka, że mam się pakować, jechać do Warszawy, bo w Sosnowcu nie są w stanie mi pomóc. Spędziłem na oddziale hematologii trochę czasu, wykonano mi biopsję węzłów chłonnych, na wyniki czekałem dwa tygodnie. Pamiętam z tego okresu taką scenkę: stoję na szpitalnym korytarzu z siostrą i patrzymy na tablicę, na której jest przedstawione, jak sprawdzić, czy możesz mieć chłoniaka. Wymienili pięć objawów. Miałem wszystkie. Na papierze nic nie było jednak potwierdzone, trzeba było czekać.

Najdłuższe dni, godziny w życiu?

Szczerze mówiąc, nie byłem przerażony, nie mam przekonania, że to doświadczenie otworzyło mi oczy, że coś w moim życiu zmieniło. Chyba podświadomie czułem, że wszystko będzie OK. Bliscy się stresowali, strach w rodzinie był duży, ale ja sam chciałem zachować dystans. Do momentu uzyskania wyników, zwłaszcza z kolegami, potrafiliśmy z tego sporo żartować, co pozwalało rozluźnić atmosferę. Po dwóch tygodniach okazało się, że na szczęście nie jest to białaczka, a mononukleoza. Też wymagająca leczenia, ale niegroźna. 

SPORT

Strzeleckich fajerwerków we Wrocławiu nie należy oczekiwać. Wszystko przez panów, którzy stoją między słupkami, czyli Matusa PutnockiegoMartina Chudego.

Nasza ekstraklasa bramkarzami ze Słowacji stoi, a golkiperzy Śląska i Górnika są tego najlepszym przykładem. W zeszłym roku klasyfikację „Złotych butów” naszej redakcji wygrał Słowak z Piasta Frantiszek Plach. Chudy był drugi w tej klasyfikacji. Są jeszcze inni specjaliści, żeby wymienić Duszana Kuciaka z Lechii czy Michala Peskovicia, który teraz ma ratować Podbeskidzie.

– Jeśli mówimy o słowackich bramkarzach grających u was, to na pewno najbardziej ceniony jest Kuciak – mówi Mojmir Stasko ze słowackiego „Sportu”. Dziennikarz dodaje: – Polska liga nie jest jakoś specjalnie popularna. Liczą się przede wszystkim te mocne ligi zachodnie, a w dalszej kolejności liga czeska. Aczkolwiek na pewno coś zmieniło się w ostatnich latach, kiedy dobre występy w Legii zaliczał Jan Mucha, w Śląsku dobrze bronił Marian Kelemen, a gwiazdą był też napastnik Ondrej Duda – mówi żurnalista ze Słowacji.

Czech Michal Frydrych z Wisły Kraków marzy, że podobnie jak Tomasz Petraszek trafi z ekstraklasy do „Narodniego Tymu”. W niedzielę zagrają przeciwko sobie.

Czeski stoper ma także dodatkową motywację do jak najlepszej gry. Selekcjoner naszych południowych sąsiadów Jaroslav Szilhavy, interesujący się występami Tomasza Petraszka pewnie „rzuci okiem” na mecz w Bełchatowie, więc warto się starać. – Gdy grasz tak dobrze jak Tomasz Petraszek w Rakowie, to możesz liczyć na powołanie do reprezentacji – dodaje Michal Frydrych.

– Co prawda na najbliższe mecze Ligi Narodów i towarzyskie spotkanie z Niemcami z polskiej ligi powołanie dostał tylko Tomasz Pekhart z Legii, ale to też jest dowód na to, że z PKO Ekstraklasy do „Narodniego Tymu” nie jest daleko. Trzeba się więc starać w każdym spotkaniu. Do meczu z Rakowem na pewno nie trzeba nas dodatkowo motywować, bo wystarczy spojrzeć na tabelę. Wiem też, że to rywal, który gra zespołowo i ma dobrych zawodników w ofensywie, więc musimy się do tego meczu mocno przygotować. Wierzę w taktykę naszego trenera.

Pomocnika Podlesianki Katowice, Jakuba Rzepę czeka długi rozbrat z futbolem. To efekt wydarzeń z meczu… Piast Bieruń Nowy – KS Bestwinka w tysko-bielskiej klasie okręgowej.

(…) Kara z pewnością jest surowa. 2 lata dyskwalifikacji dla Rzepy biegną od 29 października. W całej tej sprawie nasuwały się też pytania, dlaczego w ogóle na obiekcie byli kibice, skoro wskutek pandemii wydarzenia sportowe odbywają się bez udziału publiczności. Działacze Piasta zaznaczyli, że na meczu było kilku przedstawicieli służb porządkowych; w obozie Bestwinki przekonywano zaś, że skoro tak, to nie wywiązywali się ze swoich obowiązków. Klub z Bierunia Nowego również kary nie uniknął. Komisja Dyscypliny Śląskiego ZPN na czwartkowym posiedzeniu orzekła 3000 zł grzywny oraz zakaz rozgrywania meczów z udziałem publiczności na całym obiekcie do 30 czerwca 2021 roku, zaś Szymon Tomala został zawieszony na 4 mecze.

SUPER EXPRESS

Artur Wichniarek przed hitem Bundesligi mówi o Lewandowskim i Haalandzie.

(…) – Czy Norweg może się zbliżyć do osiągnięć Roberta Lewandowskiego, który strzelił 246 goli w 326 meczach w Bundeslidze?

– „Lewy” tak wyśrubował te rekordy, więc wątpię, czy Haaland jest w stanie zdobywać po 30 bramek w sezonie przez wiele lat. Ten sezon pokazuje, że „Lewy” jest także przed asem Borussii w klasyfikacji snajperów. Niemniej Norweg jest zdolny do wszystkiego. Jednak nie wiadomo, czy za dwa lata już go nie będzie w Bundeslidze.

(…) – Jak porównasz umiejętności obu gwiazd?

– Nie można porównywać 20-latka z 32-letnim Lewandowskim, który w piłce klubowej osiągnął już wszystko. Robert jest najlepszym napastnikiem na świecie grającym tyłem do bramki. Haaland gra inaczej. Potrafi przejść czasami koło meczu, bo gdy przypomnimy sobie jego pierwszy mecz z Bayernem w Bundeslidze, to wyglądał mizernie, a obrońcy rywali nakryli go czapką. On wciąż się rozwija.

Fot.

Najnowsze

Liga Mistrzów

Dyrektor Bayernu uderza w Marciniaka: Wszyscy chcieliśmy polskiego finału oprócz polskich sędziów

Arek Dobruchowski
0
Dyrektor Bayernu uderza w Marciniaka: Wszyscy chcieliśmy polskiego finału oprócz polskich sędziów

Komentarze

10 komentarzy

Loading...