Gdyby Wisława Szymborska mogła dzisiaj żyć, czekałoby ją dość niecodzienne zadanie. Bo jak tu nagle wytłumaczyć całemu światu, że jej słynna teza z wiersza nieuchronnie zmierza ku obaleniu? No, trzeba przyznać, że nie byłoby to łatwe, skoro Fulham robi wszystko, żeby pozbawić poetkę literackiej nagrody Nobla. Podważając nie tylko porządek świata, ale również własny sens istnienia w Premier League.
Chłopcy, naprawdę fajnie się tam bawicie na Craven Cottage. Tygodnie mijają, pensja się zgadza, w najwyższej lidze jeszcze trochę pogracie. Słowo klucz: trochę. Bo niby nic dwa razy się nie zdarza, ale wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że czeka was ten sam los, co w sezonie 2018/2019. Historia zatoczy koło, jeśli nie wydarzy się cud.
KURSY NA FULHAM – WBA W TOTALBET: Fulham 2.50 – remis 3.30 – WBA 3.05
Jamie Carragher wypalił ostatnio na łamach angielskich mediów, że bardziej niż obrony mistrzowskiego tytułu przez Liverpool jest pewien tylko spadku Fulham. To wymowne o tyle, że na poparcie słów byłego piłkarza “The Reds” jesteśmy w stanie znaleźć kilka solidnych argumentów.
Naiwność prostą drogą do zguby
Ameryki nie odkryjemy, mówiąc, że przeskok z Championship do Premier League bywa brutalny. W końcu nie dość, że wspinasz się po bardziej zdradliwych szczytach, to jeszcze musisz mieć świadomość, że ewentualny upadek z wysokości boli dwa razy mocniej. Wystarczy przypomnieć o spadkowiczach z ostatniej dekady, z których zdecydowana większość ugrzęzła na zapleczu czy nawet w 3. lidze na dobre.
Łącznie takich marek jest aż kilkanaście.
Tym bardziej zatem należy docenić wyczyn Fulham, które wróciło pod szyld Premier League tak szybko, jak było to tylko możliwe. Po roku przerwy. Może nie w imponującym stylu i dopiero po wygranych barażach z Brentford, które – patrząc na przekrój całego sezonu – bardziej zasługiwało na awans, ale jednak. Sukces pozostaje sukcesem.
Szkoda tylko, że komuś zabrakło wyobraźni. Jasne, upić się może dosłownie każdy, jesteśmy tylko ludźmi, ale w siedzibie Fulham pojechano po bandzie. Upojono się triumfem, który najpierw uśpił czujność, a potem zasiał naiwność. Stąd, jak wiemy, niedaleko przecież do głupoty, a w dalszej perspektywie do zguby.
Definicja piłkarskiego efektu jo-jo
Co robi Jaś, kiedy w szkole otrzymuje ocenę niedostateczną? Uczy się jeszcze raz, zdecydowanie mocniej, i czym prędzej idzie na poprawkę. Efekt – ocena pozytywna.
Kolega Jasia, Fulham, wpada natomiast na genialną myśl. Uważa, że nauka sprzed miesiąca mu w zupełności wystarczy, dlatego bez ponownego zaglądania do podręcznika podchodzi do poprawki. Otrzymuje tę samą ocenę – pałę. No, kto by się spodziewał?
Można by rzec “twoja twarz brzmi znajomo”, kiedy widzi się obecne poczynania londyńskiej ekipy. Bo nie dość, że demony te same, to jeszcze skład osobowy łudząco podobno do orkiestry, która spadła z hukiem w sezonie 2018/2019. Spójrzmy:
Niesamowite. To jednak nie złudzenie! Poza Serim, który wrócił z wypożyczenia do Galatasaray, każdy z wymienionych piłkarzy ma przynajmniej 300 minut na koncie w obecnym sezonie. Jedni są bardziej istotni, drudzy mniej, ale ogólny przekaz wybrzmiewa niczym zwiastun nadchodzącej katastrofy.
Fulham buja się po Premier League z tymi samymi kolesiami, którzy dwa lata temu przegrywali mecze z Cardiff czy Huddersfield. Kolesiami, którzy stworzyli drugą najgorszą ofensywę i najgorszą defensywę w lidze (81 bramek straconych). Co zatrważające, nic w tej kwestii się nie zmieniło.
No, dobra. W myśl zasady efektu jo-jo zapowiada się, że będzie jeszcze gorzej.
Defensywa Fulham to ewenement
Tu aż trzeba metafory. Wyobraźcie sobie, że jesteście żołnierzem w czasie I wojny światowej. Macie pałkę okopową, dominują starcia w zwarciu, wszystko gra. Oczywiście do czasu, gdy na twarz nie wjadą czołgi. Wtedy trzeba uciekać.
Potem przychodzi II wojna światowa. Chcecie wyruszyć w bój z tą samą pałką, ale logika podpowiada, że z nią czy zasłużonym Winchesterem pod pachą nosa poza ogródek nie ma co wychylać. To nie ma sensu.
Fulham myślało inaczej. Dziś widzimy tego brutalną weryfikację, a przecież byle głupiec zorientowałby się, że tak właśnie będzie.
Obecna linia defensywna zespołu składa się z piłkarzy, których na poziomie Premier League zapamiętano przede wszystkim z bezjajeczności i bramek samobójczych. Mówiąc wprost, żeby wparować na posesję londyńczyków i wynieść, co trzeba, nie trzeba było żadnych kombinacji alpejskich.
Tak jak głowa i umiejętności nie dojeżdżały piłkarzom Fulham podczas poprzedniej przygody na angielskich salonach, tak nie ma wątpliwości, że identyczny obraz widzimy tu i teraz.
- Pierwsze sześć kolejek sezonu 2018/2019: 13 straconych bramek (6 punktów)
- Pierwsze sześć kolejek sezonu 2020/2021: 13 straconych bramek (1 punkt)
Jeden remis na przestrzeni sześciu spotkań mówi sam za siebie. Gdy zajrzymy głębiej, okaże się, że zepsutych trybików składających się na tak słabe wyniki jest nieco więcej.
Orest Lenczyk macza w tym palce
Dwa lata temu Fulham zgubił przede wszystkim brak stabilizacji. Czy to na stołku trenerskim, czy na polu boiskowych personaliów, które niekiedy przyprawiały o uśmiech politowania. Ale czy mogło być inaczej, skoro z tygodnia na tydzień Slavisa Jokanović czy Claudio Ranieri odpalali maszynę losująca? Niewykluczone, że trenerzy “Wieśniaków” dzwonili po rady do Oresta Lenczyka, co Scott Parker robi zresztą do dziś.
- W obecnym sezonie zobaczyliśmy aż pięć różnych zestawień defensywy Fulham
- W międzyczasie trener Parker zaproponował już trzy formacje (od 1-3-4-3 po 1-4-5-1)
- Tylko West Ham puścił w bój więcej piłkarzy w tym sezonie Premier League
Nawet okoliczności pandemiczne nie są tutaj wytłumaczeniem. Fakt nieprzygotowania optymalnej jedenastki na start kampanii w Premier League obnażyły trzy pierwsze kolejki, kiedy Fulham zanotowało kilka srogich zderzeń czołowych.
Ot, takie tam stłuczki wyceniane na 10 goli w plecy i -9 punktów karnych.
Srogi kamyczek do ogródka szkoleniowca? A jakże, nie ma co się czarować. Szkoleniowca, zaznaczmy, którego doświadczenie trenerskie na szczeblu seniorskim nie wychodzi poza półtora roku w Championship. To wkrótce może zaboleć.
Powodów do bólu jest jednak więcej. Drużyna Scotta Parkera nie zdołała jeszcze wygrać meczu na Craven Cottage, a skoro na horyzoncie zbliżają się domowe spotkania z Evertonem i Liverpoolem, zmiany statusu quo nie przewidujemy.
- Fulham nie zdobyło punktu w pierwszych trzech meczach ligowych u siebie
- To najgorszy bilans domowych spotkań w lidze (1:8 w golach)
- Takiej sytuacji w XXI wieku “Wieśniacy” jeszcze nie doświadczyli
Transfery? Dużo wiatru, wątpliwa jakość
Na domiar złego transfery dokonane latem nie sprawiają wrażenia na tyle trafionych, żeby myśleć o nich jak o kole ratunkowym w razie całosezonowej walki o utrzymanie. Co prawda za nami dopiero sześć kolejek, ale o polityce budowania kadry przez Fulham jesteśmy już coś w stanie powiedzieć.
Piłkarze grają i – lekko mówiąc – nie powalają.
Nie dość, że latem zapanował rozgardiasz, czytaj: efekt przysłowiowych drzwi obrotowych, to jeszcze same nazwiska wydawały się mocno wątpliwe, patrząc w kontekście zaoferowania solidnej jakości na poziomie najlepszej ligi świata.
Rezerwowy obrońca Olympique Lyon, środkowy obrońca Huddersfield, lewy obrońca spadkowicza Championship, rezerwowy skrzydłowy RB Leipzig, środkowy pomocnik niechciany w Southampton czy talent z Chelsea po ciężkiej kontuzji. Hm…
Na papierze kolorowo, są interesujące postacie, ale jak dotąd większość z nich nie zrobiła praktycznie nic, żeby zmyć znak zapytania ze swojego nazwiska. No, może poza Areolą, który jako jedyny prezentuje solidną formę, ale akurat on jest na warunki Fulham wzmocnieniem z innej bajki.
Nadzieja w słabości innych
Co tu dużo mówić. Sześć kolejek to wystarczający papierek lakmusowy, żeby pokusić się o wstępną ocenę. Ta jest dla Fulham brutalna, choć gdy spojrzymy na “podboje” dolnej części stawki, nie ma tragedii.
Wystarczy wygrywać starcia z zespołami pokroju West Bromu, Burnley, Sheffield czy Brighton, żeby za pół roku znów nie myśleć o ewakuacji. Jeśli się nie uda, to za dwa lata robimy powrót do Premier League, nie chłopcy? I tak w koło Macieju.
Fot. NewsPix