Reklama

Defensywa z odzysku. Zegarki z AliExpress, patroszenie ryb i transport towarów

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

02 listopada 2020, 11:47 • 7 min czytania 6 komentarzy

Tylko Pogoń Szczecin straciła do tej pory mniej bramek od Warty Poznań. I Lech, i Legia dały sobie strzelić więcej goli od beniaminka. Jeśli chodzi o beniaminków – Warta straciła ponad trzy razy mniej bramek od Stali i Podbeskidzia. Jak to się stało, że poznaniacy stworzyli tak rzetelną obronę? Ano stworzyli ją z odzysku.

Defensywa z odzysku. Zegarki z AliExpress, patroszenie ryb i transport towarów

Oczywiście przy chwaleniu defensywy warciarzy trzeba pamiętać o tym, że i goli strzelonych beniaminek ma najmniej w lidze – tyle samo co Piast Gliwice. Ale różnica w bramkach straconych między nimi a pozostałymi nowymi zespołami w Ekstraklasie jest zdecydowanie większa. “Zieloni” postawili po awansie na dobrą organizację w tyłach i na tym zyskują punkty, natomiast z przodu wielokrotnie brakowało im do tej pory jakości.

Niemniej ciekawy jest sposób, w jaki klub budował swoją defensywę przez ostatnie lata. Bo tak naprawdę tylko dwóch piłkarzy z zestawienia obrońców doszło do tego klubu latem. I ledwie jeden z nich odgrywa na ten moment ważną rolę w wyjściowym składzie. Mowa o Janie Grzesiku, który przyszedł z ŁKS-u po perturbacjach związanych z koronawirusem. Natomiast to też przykład na to, że – brzydko mówiąc – recykling w budowaniu tego zespołu przynosi efekty. Bo Grzesik jeszcze rok temu był jednym z członków wesołego kompanii pod pieśnią “liczymy stracone bramki od dwóch w górę”. Czy powiedzielibyśmy wówczas, że jeśli ktoś z tej ekipy zostanie na poziomie Ekstraklasy, to właśnie prawy obrońca łodzian? No, tak średnio. Drugim z nowych zawodników jest Robert Ivanov, który wskoczył ostatnio do składu pod nieobecność Bartosza Kieliby, natomiast to nim wiemy póki co najmniej.

Cała reszta defensywy musiała przebijać się przez niższe ligi. I historie tych piłkarzy pokazują, że – jakkolwiek banalnie to brzmi – warto wierzyć w siebie i warto dać sobie szansę.

“Patrzcie, to ten skurwiel z Jarocina”

Jakub Kiełb w Wartą jest od czasów II ligi. Niewiele brakowało, a nie grałby w piłkę, a patroszyłby ryby w porcie w Grimsby. Dzieliły go od tego bramki lotniskowe. Wywodzi się z Łodzi, zaczynał kopać piłkę w SMS-ie, w ŁKS-ie kariery nie zrobił, podobnie w Turze Turek czy Termalicę. Doznał urazu, rehabilitował się za własne pieniądze i tak doszedł do zdrowia oraz formy w trzecioligowej Jarocie Jarocin. Jak sam przyznawał w rozmowie z Szymonem Mierzyński z WP/SportoweFakty – rodzice naciskali, by poszedł do normalnej pracy. Myślał o pójściu do wojska, ale kolega z Anglii namówił go na pracę w porcie w Grimsby. Dogadał się, był już właściwie już na lotnisku, gdzie na telefonie śledził mecz barażowy Warty z Garbarnią.

Reklama

W klubie dostał wcześniej informację – jeśli awansujemy, to będziemy cię chcieli. A “Zieloni” zwrócili na niego uwagę m.in. dlatego, że w meczu Jaroty z Wartą… obrażał się z Jakubem Pyżalskim, który w swoim stylu atakował słownie zawodników rywali.

Warta Garbarnię pokonała, awansowała do II ligi, a Kiełb do Anglii nie poleciał. Podpisał kontrakt z Wartą, wreszcie zarabiał więcej niż kilkaset złotych miesięcznie. Pyżalski przywitał go w klubie słowami “patrzcie, to ten skurwiel z Jarocina!”.

Doba za krótka na normalną pracę, treningi i syna

Również z Jaroty do Warty przyszedł Bartosz Kieliba. On trafił do Poznania jeszcze wtedy, gdy “Zieloni” grali w III lidze. Podczas gry w Jarocie jeździł z towarem po kilkaset kilometrów dziennie. Najpierw kilka godzin pracy, później trening, w międzyczasie na świecie pojawił się syn. Doba stała się za krótka, nie było czasu na sen.

W pewnym momencie zrobiło się niebezpiecznie za tym kółkiem, bo nieraz zarywało się nocki, brakowało godzin w dobie i podjęliśmy decyzję z żoną, że trzeba wykorzystać pierwszą-lepszą okazję i podjąć decyzję. Byłem na testach w Zawiszy Bydgoszcz, tam się nie udało – niby nie ze względów sportowych – ale trafiłem do Warty. Mogłem zrezygnować z pracy i zająć się piłką. Wiedziałem, że jeśli nie zrobimy awansu w pół roku do drugiej ligi, to będę szukał czegoś innego – mówił na naszych łamach.

Warta awans zrobiła. Później kolejny. I jeszcze jeden. Zaopatrzeniowiec, który chciał rzucać piłkę, zagrał w Ekstraklasie i do tej pory ma jedną z najwyższych średnich not ze wszystkich piłkarzy Ekstraklasy.

Ale to nie był jedyny moment, gdy rozważał rzucenie futbolu. Dwa lata temu rodzinę Kielibów dotknął dramat. Bartosz z żoną na konsultacjach lekarskich dowiedzieli się, że ich córka choruje na rdzeniowy zanik mięśni. Chorobę śmiertelną, która paraliżuje działanie organizmu. Nerwy, dodatkowe konsultacje, rewolucyjne badanie we Włoszech.

Reklama

W trakcie lotu na leczenie do Włoch przez godzinę w samolocie podtrzymywaliśmy małą przy życiu. Toczyliśmy walkę przez cały lot, dopiero po rozpoczęciu lądowania małej się polepszyło. Mało osób o tym wie. Bywały takie chwile, że Maja traciła oddech, saturacja mocno spadała. Było krytycznie – mówił nam Kieliba.

Rodzina była rozdzielona – żona mieszkała we Włoszech, gdzie trwało leczenie córki. On był kapitanem drużyny, w której nie płacono. Po głowie krążyły myśli – w takich momentach może powinien być tam na miejscu? – Chodziły po głowie myśli, by rzucić piłkę, wyjechać z rodziną do Włoch i skupić się na leczeniu córki. Padło jednak pytanie – z czego to opłacimy? Uznaliśmy wspólnie, że będziemy musieli przetrwać ten czas kilkunastu miesięcy w rozłące – wyjaśniał.

Tego lata córeczka Kieliby oglądała z trybun mecz, w którym tata poprowadził Wartę do awansu do Ekstraklasy.

Do Ekstraklasy przez rezerwy Miedzi

Gdyby solidnie pogrzebać w archiwach zdjęciowych Warty Poznań, to znajdą się tam wspólne zdjęcia Jakuba Modera i Aleksa Ławniczaka. Ten pierwszy rok temu objawił się Ekstraklasie, dziś jest bohaterem największego transferu w historii Ekstraklasy. A Ławniczak? Dwa lata temu trafił na wypożyczenie do Miedzi Legnica. Albo żeby być precyzyjny – do rezerw Miedzi Legnica. W pierwszym zespole nie zagrał nawet meczu. Rozegrał za to cały sezon na czwartym poziomie rozgrywkowym.

Czy ktokolwiek wróżył mu to, że będzie podstawowym stoperem zespołu Ekstraklasy? Raczej nie. Mówiono o nim w juniorach Warty, że coś w sobie ma, ale też uważano, że to Mateusza Wypycha stać na granie na wyższych poziomie. Dzisiaj Wypych jest podstawowym stoperem Odry Opole, a Ławniczak? Po wypożyczeniu do – zaznaczmy jeszcze raz – rezerw Miedzi wrócił do Poznania. Początek sezonu 2019/20 – ławka. Dopiero po siedmiu kolejkach wskoczył do składu i miejsca w zespole już nie oddał. Jeśli Warta awansowała po części siłą swojej defensywy, to filarami tej obrony był duet Kieliba-Ławniczak.

Może nie jest to klasyczna historia z kanonu “chciał rzucać piłkę, ale futbol wyciągnął do niego rękę na zgodę”. Ale pokazuje też, że czasem nieoczywisty talent może rozbłysnąć. Ławniczak do dziś nie ma choćby jednego występu w młodzieżowej reprezentacji Polski, a przecież na bogactwo wśród młodych stoperów z rocznika 1999 nie możemy narzekać.

Sznycle za 2,50 zł i zegarki z AliExpress

Czy gdyby nie to, że Warta musiała zagrać z Błękitnymi Stargard w Pucharze Polski i gdyby nie to, że Jan Grzesik chwilę przed podpisaniem kontraktu z Wartą złapał koronawirusa, to czy Jakub Kuzdra nadal byłby w zespole “Zielonych”? Wydaje się, że nie. Latem został wystawiony na listę transferową. Dostał wolną rękę w poszukiwaniu pracodawcy. Na zasadzie “znajdziesz sobie kogoś, to pozwolimy ci odejść”. Ale czas płynął szybko, nagle trzeba było jechać na mecz z Błękitnymi. Kuzdra zagrał na prawej obronie z konieczności – nie było jeszcze Grzesika, nie dotarł jeszcze Mateusz Spychała, ktoś na boku obrony musiał zagrać.

I Kuzdra zagrał na tyle dobrze, że wybiegl też na pierwszą kolejkę Ekstraklasy. A później drugą, trzecią, przekwalifikowano go na lewego obrońcę i ostatnio to on jest jednym z najproduktywniejszych zawodników Warty w ofensywie. Powoli buduje swoje CV w Ekstraklasie, a bywało tak, że nie miał za co kupić obiadu i kładł się spać wcześniej, by nie chodzić głodnym. Kupował sznycle za 2,50 zł, żadnych dodatków. W Polonii Bytom nie płacili, trzeba było sobie radzić – ściągał hurtowo zegarki z AliExpress, sprzedawał je z przebitką, by jakoś funkcjonować.

***

Takich historii znaleźlibyśmy po kilka w innych klubach Ekstraklasy. Historie zawodników, którzy byli już na piłkarskim zakręcie i pewnie rzuciliby futbol, by zająć się normalna pracą. Ale ujmujące w Warcie jest to, jak wielu piłkarzy przeszło tam taką drogę. Gdzie ich to zaprowadzi – do utrzymania czy jednak spadku? Tak naprawdę cholera wie. Ale trudno się spodziewać, by nawet ewentualny spadek kogoś w tym zespole podłamał. Przecież dla nich Ekstraklasa i tak jest już przygodą życia, o którą walczyli przez lata.

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

6 komentarzy

Loading...