Jedna Wenta to 15 sekund, jeden Najman to… jak mrugnąć dwa razy, w każdym razie niedługo, a jeden Grosicki to 21 sekund, czyli tyle, o ile spóźniono się z przesłaniem dokumentów, by dopiąć transfer do Nottingham. Jak ustalił Tomasz Włodarczyk z Meczyki.pl – cudów nie ma, nikt nagle nie pozwoli Grosickiemu zmienić zespołu i zawodnik przynajmniej do stycznia musi zostać w West Bromwich Albion.
WIECZNIE SPÓŹNIONY
Tak jak Kamila lubimy i doceniamy, bo dał wiele reprezentacji, a w Europie zrobił przyzwoitą karierę, tak kompletnie nie rozumiemy poczynań piłkarza i jego agentów. Regularnie zabierają się za robotę w ostatni dzień okienka transferowego, jak gdyby wówczas przypominali sobie: oho, trzeba działać. Wszyscy pamiętamy przecież na przykład sagę z przejściem Polaka do Burnley. Wtedy ucierpiał „Przegląd Sportowy”, rzucając okładkę potwierdzającą transfer, gdy transferu nie było, ale teraz najbardziej ucierpiał sam piłkarz.
Gdyby został zawodnikiem Nottingham, miałby właściwie pewność gry w wyjściowej jedenastce. Po pierwsze Grosicki jest na poziomie Championship ceniony – nigdy nie zszedł tam poniżej dwucyfrówki w zsumowanej liczbie goli i asyst, ba, w sezonie 18/19 przekroczył nawet barierę dwudziestu oczek w kanadyjce. Po drugie Nottingham go potrzebowało. Zespół gra słabiutko, nie wygrywa, po ośmiu kolejkach ma ledwie sześć punktów i tylko pięć strzelonych bramek. Jasne jest więc, że wymagają wsparcia w ofensywie, a konkretny Grosicki byłby wsparciem nieocenionym. Tyle że nie będzie.
Zostaje w WBA i tutaj o wyjściowej jedenastce może właściwie pomarzyć. Zdaniem Włodarczyka Bilić obiecał piłkarzowi, że jeśli ten zostanie w klubie, to zgłosi go do rozgrywek Premier League, ale od bycia zgłoszonym do grania, droga jest cholernie daleka.
NIECENIONY W WBA
Już na poziomie Championship Polak nie był tam specjalnie ceniony. Tylko cztery razy wyszedł w pierwszym składzie, a dziesięciokrotnie podnosił się z ławki. Poza dobrym okresem w lipcu, kiedy w trzech meczach dał dwie asysty i gola, nie przynosił zespołowi konkretów. No i po awansie rzeczywistość okazała się dla Grosickiego jeszcze bardziej brutalna.
Tylko raz zaproszono go na ławkę rezerwowych w Premier League. W EFL Cup dostał 55 minut z czwartoligowcem, ale gdy w kolejnej rundzie los skojarzył WBA z przedstawicielem Championship, to Grosickiego nie było nawet na ławce.
I teraz wraca po nieudanej próbie odejścia: jak wierzyć w regularną grę?
Na skrzydła WBA ściągnęło przecież między innymi Dianganę i Pereirę. Pierwszy kosztował przeszło 13 baniek, drugi ponad osiem. Trudno będzie Grosickiemu rywalizować, tym bardziej że obaj są względnie młodzi i WBA może na nich jeszcze zarobić, a na 32-letnim Polaku niezbyt.
Jakąś nadzieją mogłyby być wyniki ekipy Bilicia, bo ta jeszcze nie wygrała w Premier League ani jednego meczu, natomiast czy Chorwat mógłby dostrzec w skrzydłowym zbawcę, który odmieni los zespołu? Przykład epizodu Grosickiego w Hull na poziomie elity pokazuje, że raczej nie ma podstaw.
Ale nawet jeśli Grosicki ugra kwadrans w jednej kolejce, 10 minut w drugiej… To nie jest regularne granie.
No i kadra ma problem. Milik nie gra i do zimowego okienka na pewno nie będzie grał. Grosicki nie gra i wątpliwe, by grał. Można gadać, że będą trenować więcej indywidualnie i trzymać formę fizyczną, ale gdyby to było takie proste, futbol wyglądałby nieco inaczej.
Cóż, pozostaje wierzyć, że zimą przed Euro, Grosicki jednak zmieni klub. I zabierze się za te przenosiny szybciej niż w Deadline Day.
Fot. FotoPyk