Reklama

Siedem lat poza rajem. Jak zmieniała się Marsylia i dlaczego jest tu, gdzie jest?

redakcja

Autor:redakcja

27 października 2020, 16:37 • 10 min czytania 5 komentarzy

Olympique Marsylia A.D. 2013 był jak Polska w trakcie przygotowań do mistrzostw Europy w 2012 roku. Drużyna tak jak i kraj – w budowie. A dodajmy jeszcze do tego Stade Velodrome, które również przechodziło przeobrażenie. Dziś OM ma znów drużynę na miarę Ligi Mistrzów, a stadion w swoim obecnym kształcie mógłby ugościć nawet finał. Porównując obecną ekipę do tej ostatniej, która zagrała w Champions League nie sposób nie docenić pracy Andre Villasa-Boasa. Był ostatnim elementem potrzebnym do przełamania impasu. Co jednak musiała przejść Marsylia, aby powrócić do raju? I czy jest szansa, że w nim pozostanie na dłużej? Sprawa oczywista nie jest.

Siedem lat poza rajem. Jak zmieniała się Marsylia i dlaczego jest tu, gdzie jest?

„Znajdujemy się w punkcie A”

Zacznijmy jednak od początku. Jest 11 grudnia 2013 roku. Marsylia przegrywa 1:2 z Borussią Dortmund na przebudowywanym Stade Velodrome. Robert Lewandowski zalicza w tym meczu zarówno gola, jak i pudło w stylu Bartosza Ślusarskiego. Choć do 87. minuty utrzymuje się remis, to jednak odbiera go pod koniec spotkania Kevin Grosskreutz. „Les Olympiens” są pogodzeni z losem. W pierwszym składzie wystąpią wówczas Mandanda, Mendy, Lucas Mendes, Diawara, Fanni, Lemina, Cheyrou, Payet, Thauvin, Khalifa i Gignac. Kolejnego awansu – z własnymi historiami w Premier League po drodze – doczekają tylko 35-letni bramkarz oraz dwie gwiazdy – Payet i Thauvin.

Marsylczycy nie zdobyli w sześciu meczach ani jednego punktu, podczas gdy Borussia, Arsenal i Napoli uzbierały po 12 oczek. Nie pomógł nawet Gignac, który okazał się tylko królem własnego podwórka. Mała tabela premiowała wówczas dalej Dortmund i „Kanonierów”. Obraz smutku, obraz rozpaczy, właściwie żałoba już trwa – zaledwie cztery dni przed meczem władze klubu pożegnały trenera Elie Baupa. A na domiar złego w Paryżu szaleje Zlatan, ładuje w okienko Anderlechtowi, jego kościół szaleje, a PSG ma zamiar zdominować nie tylko Ligue 1, ale też futbol europejski. Dla fana Marsylii, który postrzega „Les Rouge-et-Bleu” jako zwykłych utracjuszy, to sytuacja tragiczna.

Portowe miasto przestało wyglądać jak idylla z filmu „Asterix kontra Cezar”. Kolejne trzy lata straciło na skutek sportowego kryzysu. W 2016 roku OM wylądowało w Ligue 1 na miejscu trzynastym, co już było sygnałem alarmowym. Krewki charakter niektórych fanów Marsylii sprawiło, że z klubu odszedł ostatecznie Margarita Louis-Dreyfus. Podczas meczów z trybun poleciały butelki, telefony komórkowe, wściekli kibice odpalali petardy.

Gwizdy podczas meczów wyśmiewał wówczas prezes Vincent Labrune: – Muszę chyba zatrudnić weterynarza, bo mamy na stadionie ekipę kóz.

Reklama

Kibice nie będą jednak dłużni zarówno wobec „prokurenta pani Margarity”, jak i samej właścicielki. 53-letnia Szwajcarka rosyjskiego pochodzenia została główną winną zapaści OM. „Brakuje ci kompetencji, nie znasz się na tym, odejdź stąd”. Nie była ulubienicą tłumu – uważano, że klub nie jest jej do niczego potrzebny, a wyniesie z futbolu tylko frustracje. Nie przeznaczała na klub większych funduszy, stawało się to dla niej coraz bardziej obojętne. Jak się okazuje, bycie byłą modelką i żoną biznesmena to po prostu za mało.

Atmosfery pracy w Marsylii nie wytrzymał Marcelo Bielsa, który nie podołał zadaniu wprowadzenia OM do Ligi Mistrzów. Rozpoczał nawet nowy, drugi już sezon, a później stwierdził po pierwszym meczu – „ja już podziękuję, wracam do siebie. Wspólna praca wymaga minimum zaufania, którego już nie ma”. Louis-Dreyfus szukała następcy, ale i na nim się sparzyła – Michela zwolniła jeszcze w trakcie kolejnego sezonu. „Biała królowa” (tak we Francji mówi się na owdowiałe kobiety) miała kontynuować dzieło męża, zmarłego na białaczkę w 2009 roku Roberta Louis-Dreyfusa – człowieka, którego imię nosi dziś centrum treningowe Marsylii. To on poświęcił aż 13 lat swojego życia, aby wprowadzić znów Marsylczyków na piedestał.

Zaczęło się od glorii i chwały w 2010 roku, kiedy Didier Deschamps po 17 latach poprowadził marsylczyków do upragnionego mistrzostwa Francji. Deschamps kończył zresztą swoją przygodę poprzez zawodowy awans – zdobyte sześć trofeów z Marsylią pomogły mu zostać selekcjonerem reprezentacji Francji. Na chwilę odrzuciła żałobę, natomiast swoją przygodę z futbolem zakończyła w smutny sposób. Mogła znów oddać się roli bizneswoman poza piłką – w Louis Dreyfus Commodities, zajmującej się handlem zbożami.

Cena wolności? 45 milionów euro

W październiku 2016 roku na pewno nie rozbrzmiewał już motyw z „Benny’ego Hilla”. To było raczej „Victory Celebration” Johna Williamsa. Rodzina Louis-Dreyfus odeszła w niepamięć. Matka wraz z synami oddała udziały w klubie. W Marsylii z wejściem nowego inwestora, Amerykanina Franka McCourta zmienił się przede wszystkim nastrój wokół klubu. Nowym prezesem został Jacques Henri-Eyraud, a także zmieniono trenera i dyrektora sportowego, zapowiadano także budowę nowego centrum treningowego. Rudi Garcia wciąż miał we Francji odpowiednią renomę jako ten, który poprowadził do mistrzostwa Lille z Edenem Hazardem na czele.

Spróbował jednak czegoś nowego – z Romą nie udało mu się jednak zdobyć scudetto, wciąż oglądał plecy Juventusu. Wszedł do środowiska trenerskiego zdominowanego przez Włochów i trzeba powiedzieć, że sobie nie poradził. Podobnie on, jak i odchodzący z Barcelony Andoni Zubizaretta potrzebowali przystani, w której mogą odbudować swoją markę. To ich Eyraud i McCourt wybrali na twarze nowego projektu – nazwano go „OM Champions Project”. Z zastrzykiem gotówki ze Stanów Zubizaretta mógł poszaleć na zakupach. Tak opisywaliśmy dwa lata temu powolną budowę projektu sportowego, który zakończył się awansem do finału Ligi Europy.

„Zubi” w swoim pierwszym zimowym okienku transferowym kupił za 29 mln euro Payeta, za 9 mln Morgana Sansona, za 1,5 mln Gregory’ego Serticia, za darmo przyszedł także Patrice Evra. Przede wszystkim należy pochwalić go za sprowadzenie Payeta, który w pierwszym sezonie zapisał na swoim koncie 10 goli i 24 asysty. Walnie przyczynił się do awansu zespołu do finału Ligi Europy, bo w ciągu jedenastu meczów strzelił trzy gole i zaliczył aż siedem asyst.

Reklama

Latem zeszłego roku do klubu przybyło kilku naprawdę ciekawych zawodników. Florian Thauvin został jedną z gwiazd poprzedniego sezonu Ligue 1. Zdobył 22 bramki, zaliczył też 12 asyst. Konstantinos Mitroglou co prawda na razie zawodzi, ale duży wpływ mają kontuzje, które przytrafiały mu siębardzo często. Dalej mamy Luiza Gustavo, pewny punkt drużyny. Do klubu przybyli jeszcze między innymi Valere Germain, regularnie grający napastnik, Clinton N’Jie, który też zdążył już strzelić kilka bramek, czy Adil Rami, pewniak w defensywie.

W ciągu pierwszych 24 miesięcy McCourt m. in. podpisał znacznie lepszą umowę sponsorską z Pumą, która zastąpiła markę Adidas. Odciął zatem kolejne stare korzenie – ś.p. Robert Louis-Dreyfus był niegdyś dyrektorem wykonawczym Adidasa, zanim jeszcze zainwestował w Marsylię. Firma Arema, która modernizowała Velodrome miała zostać przejęta przez jedną z jego spółek właściciela OM. Zubizaretta postawił na nogi skautów, którzy wyruszyli do Ameryki Południowej i Afryki, by tam szukać kolejnych piłkarskich diamentów. Kolejną sprawą było także „OM Next Generation” – projekt współpracy Marsylii z mniejszymi klubami szkolących młodzież. W końcu wydzierżawiono także Stade Paul Le Cesne, na którym swoje mecze rozgrywają rezerwy Marsylii – została ona podpisana na kolejnych 50 lat. Więcej pieniędzy wpływało już na mocy kontraktu z nowym sponsorem strategicznym, Orange. Nazwa firmy telekomunikacyjnej znalazła się zresztą później także w tytule stadionu. Z koszulek pomarańczowe logo zniknęło przed sezonem 2019/20, gdy znalazł się tam Uber Eats (który zresztą został też tytularnym sponsorem ligi). Tylko do 2018 roku McCourt zainwestował 130 milionów euro. O wszystkie te rzeczy zatroszczono na się po to, aby Marsylia wreszcie nie przypominała opuszczonego sklepu z półkami pełnymi kurzu.

Odzyskanie Dimitriego Payeta przywróciło Marsylii lidera. Najlepsi juniorzy, tacy jak Maxime Lopez, przez chwilę nie chcieli już uciekać z klubu tak jak działo się to w przypadku Thauvina, który odbił się od Newcastle United.

„Atmosferka wróciła.”

Niestety Marsylczycy w sezonie odbudowy upadają pod presją. Finał Ligi Europy zakończył się dla nich porażką 0:3, a Antoine Griezmann zasiadł przy stole i rozdawał karty. Nałożymy też na to inny fakt – Marsylia w końcówce sezonu mogła za sprawą trzeciego miejsca awansować do Champions League, ale i tę sprawę zaprzepaściła – straciła punkty w spotkaniach z Angers (1:1) i z Guingamp (3:3).

Garcia pozostawił po sobie frustrację – sezon, w którym miał aż dwie szanse na awans do LM, został ostatecznie przegrany. Nie uratował się też w kolejnych rozgrywkach. Wziął ze sobą Kevina Strootmana, którego znał jeszcze z czasów Romy. Holender jednak nie nawiązał do dawnej dyspozycji. Po ciężkiej kontuzji sprzed lat okazał się wrakiem. Rozczarował i z każdym meczem grał coraz gorzej, na tyle, że z czasem zaczęły się nawoływania, aby skorzystał z pierwszej lepszej oferty spływającej z Anglii.

Sławy potrafiły przypominać o sobie na nowo przynajmniej raz na jakiś czas – zrobili to Payet, Thauvin, Zubizaretta. Wynik Garcii dziś z perspektywy czasu odbierany jest już także jako pewien przełom, choć na gorąco pozostawił sporo rozczarowania. Ustąpił on jednak miejsca – do wielkiej piłki powracał Andre Villas-Boas, znudzony już nieco zabawą w życie. Miał facet fantazję, bo bawił się chociażby w Rajdzie Dakar. Zabrał ze sobą do sztabu chociażby Ricardo Carvalho. AVB przypomnieć chciał wszystkim, dlaczego to jego Porto zdobywało niegdyś małą potrójną koronę.

Efekt? Imponujący początek – 36 dni nowego roku, a Marsylia nie straciła choćby gola gola. „Guardian” określi łrewolucję Marsylii mianem „cichej, stabilnej i nawet odrobinę nudnej”. „Defensywka” w postaci Amaviego, Calety-Cara, Kamary i Sakaia była monolitem. O

Marsylia zyskała też napastnika. Na szpicy biegał Dario Benedetto – ten sam, który miał zbawiać Argentynę w el. MŚ 2018. Ostatecznie stał się przyczyną kłopotów Sampaoliego, który nie chciał w swojej kadrze Mauro Icardiego, a ogrywał właśnie „Pipę”. Konflikt do złudzenia przypominał stawianie na Sandro Kulenovicia ponad Carlitosem. Wyrwanie z Boca Juniors Benedetto zakończyło tym samym jakiekolwiek starsze spekulacje o transferze Arkadiusza Milika lub Mario Balotelliego.

Sukces za wszelką cenę? Jedno potknięcie może wytrącić z równowagi…

Pandemia COVID-19 wprawiła nieco McCourta w zakłopotanie. Velodrome, którego klimat porównywany był niegdyś do Anfield oraz Westfalenstadion, stało przez pewien czas puste. Liga skończyła się przedwcześnie i Marsylia uratowała drugie miejsce w lidze. Ale za jaką cenę? Cenę niepokoju. McCourt zaczął po raz pierwszy odczuwać to, co pani Louis-Dreyfus – po raz pierwszy wydał więcej niż zarobił. Już w pierwszej połowie sezonu OM zanotowała stratę 50 milionów euro, a w powietrzu wisiały jeszcze sankcje od UEFA. Andoni Zubizaretta usłyszał, że nie ma funduszy na nowe wzmocnienia.

„Nie ma kasy, panie dyrektorze”

Temat na tyle obruszył „Zubiego”, że odszedł z klubu, bo nie chciał podpisywać pod ewentualną wpadką w nadchodzącym roku. W ślad za nim ma przez chwilę miał iść Andre Villas-Boas, ale zatrzymały go władze OM. Portugalczyk już w trakcie najlepszego sezonu od lat zapewniał, że jego przyszłość i przyszłość byłego bramkarza Barcelony jest połączona nicią zależności. W tej drodze ku zdetronizowaniu PSG Portugalczyk obawiał, że klub właśnie robi krok wstecz. Takim właśnie jest szkoleniowcem – konkretnym. Został w klubie, chce wypełnić kontrakt, ale widać już dzisiaj, że jest wewnętrznie skonfliktowany. W niedawnej rozmowie z agencją AFP, uzależniał swoją sytuację od kolejnych wzmocnień, które poczyni klub w styczniu. Dopiero w lutym chce zasiąść do rozmów.

Z nowym dyrektorem ds. piłki profesjonalnej, Pablo Longorią wytyczyli dalszy plan. Longoria pracował wcześniej w Valencii, więc wie, co to znaczy spotykaćproblemy. I tak naprawdę za sukces można uważać pozostanie w klubie trzonu z zeszłych rozgrywek. Duje Caleta-Car pozostał w klubie. Zniknął na chwilę Lopez, którego wypożyczono do Sassuolo, aby mógł na dobre dojrzeć pod skrzydłami de Zerbiego. Klub wypożyczył z Bayernu Mickaela Cuisance’a po tym, jak upadł jego transfer do Leeds, a także Leonardo Balerdiego. Napastnika w miejsce Benedetto jednak nie zakupił – Finansowe Fair Play może dotyczyć w mniejszym stopniu takich klubów jak Manchester City, ale haka na takich smutnych dawnych gigantów jak Marsylia i Milan to akurat w UEFA znajdziemy. Między innymi z tego powodu nie znalazł się w Marsylii Darwin Nunez – ten sam, którego podziwialiście niczym odlatującego Boeinga – podczas niedawnego meczu w Poznaniu.

Jeśli jest jakiekolwiek hasło, z jakim Olympique ma teraz występować publicznie, to na pewno nie jest nim „Droit Au but” (po francusku: prosto do celu, widoczne w herbie klubu). Jest nim raczej „walczmy, ale cieszmy się z małych rzeczy”. Tutaj chaotyczny klimat jest wpisany wręcz w DNA klubu. Albo nie robi się nic, albo zaraz można przedobrzyć. Kasa była, ale kończyć się może. Nie pomaga sprawa z brakiem wypłat z tytułu praw telewizyjnych ze strony platformy Mediaset. Marsylia dziś zdecydowanie jest w lepszym miejscu niż siedem lat temu, ale czy jej ambicje sportowe zostaną spełnione? Dziś śmiemy wątpić.

Ale metod Tapiego i walki „po trupach do celu” już nie polecamy – tym bardziej nie w takich czasach.

RAFAŁ MAJCHRZAK

fot. NewsPix

Najnowsze

Ekstraklasa

Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Bartosz Lodko
0
Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Francja

Francja

Kolejny francuski klub w poważnych tarapatach. Właściciel zapowiada wielką wyprzedaż

Paweł Marszałkowski
3
Kolejny francuski klub w poważnych tarapatach. Właściciel zapowiada wielką wyprzedaż

Komentarze

5 komentarzy

Loading...