Reklama

Pogoń w ostatnich latach z impetem przełamuje klątwę Legii

redakcja

Autor:redakcja

24 października 2020, 11:28 • 5 min czytania 3 komentarze

Czasy, gdy Legia Warszawa przyjeżdżała do Szczecina na spacerek, nie są odległymi wspomnieniami. Jeszcze do niedawna obojętnie czy piłkarze Pogoni stosowali mityczne jeżdżenie na dupach, czy stadion pękał w szwach, w znakomitej większości przypadków trzy punkty jechały do Warszawy. Przypominało to sytuację, w której starszy brat wracał na święta do domu, młodszy zaś napinał się, chciał przykozaczyć, a w ostatecznym rozrachunku i tak w ramach nauczki solidnie oberwał po twarzy.

Pogoń w ostatnich latach z impetem przełamuje klątwę Legii

W futbolu nic nie trwa wiecznie. Po latach traumy Portowcom wreszcie udało się zmienić obraz meczów z Wojskowymi. Coraz częściej to oni odsyłają z kwitkiem legionistów. Nawet na stadionie przy ul. Łazienkowskiej – na którym to nie byli w stanie wygrać prawie ponad 36 lat – czują się już na tyle pewnie, że wypady tam nie są wyłącznie wycieczką krajoznawczą. W ciągu ostatnich trzech meczów w stolicy, aż dwukrotnie mogli zatańczyć tam zwycięski taniec radości. Nie będzie dużym nadużyciem postawienie tezy, że w Szczecinie wreszcie znaleziono remedium na kompleksy związane z występami przeciwko czternastokrotnym mistrzom Polski.

I że w dużej mierze jest to zasługa Kosty Runjaicia. Jego bilans przeciwko Legii Warszawa to: 4 zwycięstwa, 1 remis, 2 porażki, bramki: 11:11.

Dziś, o godzinie 20.00 szczecinianie podejmą u siebie gości z Warszawy. Niemiecki szkoleniowiec na własnym obiekcie nie zaznał jeszcze smaku porażki z Legią. Dla kibiców Pogoni spotkania z nią od zawsze stanowią wydarzenie sezonu. Teraz mecz odbędzie się przy pustych trybunach, ale może to i lepiej w kontekście ich ulubieńców. W Szczecinie krąży dość trafna opinia, że im większa frekwencja, tym gorzej na boisku. Tamtejsza gościnność w stosunku do piłkarzy i kibiców ze znaku „eLki” była powszechnie znana. Wróćmy do 25 października 1998 r. Na trybunach euforia. Portowcy pokonali odwiecznego rywala 3:1. Nikt wówczas nie sądził, że kolejny taki moment – w zmaganiach ligowych – nastąpi dopiero za 15 lat. W sezonie 2014/2015 r., za kadencji Jana Kociana Pogoń wreszcie przerwała fatalną passę, wygrywając 2:1.

Zwróćmy uwagę na jakich liczbach tutaj operujemy, jakich okresów dotyczą te klątwy. To nie jest naciągane “trzy mecze bez zwycięstwa”. Piętnaście lat przerwy pomiędzy wgranymi meczami u siebie. 36 lat przerwy bez wyjazdowego kompletu przy Łazienkowskiej.

A przecież to nie było tak, że Pogoń wiecznie była ligowym dżemikiem, Legia zaś hegemonem.

Plejada gwiazd sprowadzona przez Sabriego Bekdasa nie była w stanie postawić się Legii. Nadeszły czasy Antoniego Ptaka. Przepiękny wolej Kaźmierczaka i pomysłowe oprawy ultrasów również na nic się zdały. Potem w pierwszych sezonach po powrocie do Ekstraklasy grali jak nigdy, przegrywali jak zawsze. A to Radosław Janukiewicz postanowił rozdawać prezenty, a to napastnicy celowali w słynnego „Stara” z podnośnikiem służącym do celów transmisyjnych. Zawsze coś, zawsze ktoś. Gdyby nie słupek, gdyby nie poprzeczka… Sympatycy z portowego miasta mieli uzasadnione przypuszczenia, że ktoś rzucił klątwę na ich ukochaną drużynę. Nawet pamiętny sezon 2000/01 – wicemistrzowska Pogoń Szczecin kończy ligę nad Legią, ale u siebie tylko remisuje, na wyjeździe tradycyjnie przegrywa.

Reklama

Fanów obu ekip długo łączyły przyjacielskie relacje. W 2013 r. trwająca wiele lat kibicowska zgoda się ostatecznie się rozpadła. Nie to, że coś sugerujemy, ale z czasem skończyło się też rozdawanie punktów w zamian za bogaty melanż w Warszawie. Młodszy brat przestał bać się tego większego, który zawsze brylował na salonach. Obecnie można powiedzieć, że Szczecin stał się niewygodnym terenem dla Legionistów. Ostatni raz wygrali tam tuż przed tym, jak Runaijć objął stery. Był to listopad 2017 r. (1:3). Następnie dwa spotkania w Grodzie Gryfa okazały się już kompletnie nieudane. Pierwsze zakończyło się zwycięstwem Pogoni 2:1, a w poprzednim sezonie po koncertowej grze fani z Pomorza Zachodniego świętowali wygraną w rozmiarze 3:1.

Czego należy się spodziewać w nadchodzącym starciu?

Portowcy, mimo iż kolejny raz w bieżących rozgrywkach byli zmuszeni przerwać treningi i odbyć przymusową kwarantannę, występem pokazali z Lechią Gdańsk, że są w stanie dać z siebie maksimum pod względem cech wolicjonalnych, a fizycznie również w żaden sposób nie odstawali od rywali. Na pewno nie przegrają meczu w głowach, zanim jeszcze wyjdą na boisko. A tak wielokrotnie bywało przez kilkanaście lat wstecz. Szczecinianie przecież już niejednokrotnie udowodnili, że można pokonać bardziej utytułowanego przeciwnika. Nogi nie będą im drżeć w tunelu.

Osoby związane z Pogonią liczą, iż podwójnie zmotywowany Michał Kucharczyk udowodni byłemu klubowi, że wciąż stać go na wiele i w granatowo-bordowych barwach wreszcie zaprezentuje się na miarę potencjału. Sprowadzony niedawno napastnik Luka Zahović także jest bacznie obserwowany przez kibiców. Ma on stanowić brakujący element układanki. Po wyczynach parodystów typu Manias albo Benyamina traktowany jest niczym potencjalny zbawiciel. W poprzednim meczu ligowym zaliczył asystę oraz przebiegł najwięcej spośród wszystkich zawodników trenera Runjaicia – 12,02 km.

Pogoń oczywiście ma swoje, dość oczywiste problemy.

Ale i drużyna ze stolicy również przechodzi przez wyjątkowo ciężki okres. Sztab szkoleniowy może mieć silny ból głowy z obsadą pozycji numer 9. Trener Legionistów wspomniał na przedmeczowej konferencji, że Tomas Pekhart ma obite żebra i jego występ w Szczecinie stoi pod znakiem zapytania. Niepewny jest też los Rafaela Lopeza. Według prognoz istnieje duże prawdopodobieństwo, że w ataku od pierwszej minuty zobaczymy Macieja Rosołka. Łącznie aż trzynastu zawodników z różnych przyczyn będzie zmuszonych do absencji. Nie ma czego zazdrościć aktualnym mistrzom Polski.

Jeśli chodzi o pozytywy, to środowy bój ze Śląskiem pozwolił odczuć wszystkim, że zespół powoli wstaje z kolan. Trudno wskazywać, że gra oraz styl uległ diametralnej poprawie. W tym momencie najważniejsze dla Legii było powrócić na zwycięską ścieżkę. Choć trochę obudować mental i podnieść morale. Udało się, ale wciąż Czesław Michniewicz ma nad czym rzeźbić i nad czym się zastanawiać.

Reklama

Co ważne – Pogoń z Legią zazwyczaj grają widowiskowe mecze. Rzadko kiedy trafia się paździerz. Ostatni bezbramkowy remis padł 5 lat temu. Mimo wielu przeciwności losu po obu stronach barykady wydarzenie nie powinno rozczarować. Ostatnimi czasy w każdym spotkaniu pomiędzy nimi pada powyżej dwóch bramek. Zresztą, knajpy pozamykane, siłownie zatrzaśnięte na cztery spusty. I tak nie ma nic ciekawszego do roboty w ten sobotni wieczór.

PIOTR STOLARCZYK

Fot.FotoPyK

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

3 komentarze

Loading...