Skoro dowiedzieliśmy się po minionym zgrupowaniu, że jednak możemy nieźle wyglądać w środku bez Zielińskiego (sensacja!) i Krychowiaka (nieprawdopodobne!), a Brzęczek ma względny spokój na tej pozycji, to popsuć – choć wcale nie tydzień temu – musiało się z przodu. Co się polepszy, to się popieprzy. No i dzisiaj dysponujemy tak naprawdę tylko jednym środkowym napastnikiem.
A jeszcze niedawno słyszałem, że powinniśmy zagrać trzema z przodu, bo szkoda taki potencjał marnować. Już wtedy było to głupie, jakoś nikt nie chciał grać na dwóch bramkarzy, a też mamy potencjał, natomiast teraz nie ma to już kompletnie żadnego sensu.
Zacznę od Piątka, ponieważ jego sytuacja jest z jednej strony mniej oczywista, a z drugiej – raczej wszystko mamy jak na tacy. Piątek gra słabo i to nie tak, że sprawy mają się podobnie od tygodnia, tylko od miesięcy. Jeśli strzela to z karnych, kolejni trenerzy klubowi tracą co do niego złudzenia, Piątek zaczyna z ławki, bo kogo to obchodzi, że kiedyś dużo strzelał. W futbolu miesiąc to masa czasu, a od dobrych dni napastnika minęło ich co najmniej kilka, czyli w tym przypadku wieczność.
Można myśleć: dobra, niedługo się ogarnie i znów będzie nas cieszyć. A co jeśli nie? Co jeśli ta wiara jest kompletnie bezpodstawna? Przecież Piątek dłużej źle grał w piłkę niż grał dobrze, to przecież sama statystyka przekonuje: równie dobrze nic już ciekawego może z niego nie być. Może inna skala, ale to trochę tak, jakbyśmy czekali aż do trafiania wróci, nie wiem, Mariusz Stępiński. Właściwie to w tym i poprzednim sezonie liczby mają podobne.
Mało było napastników jednej, dwóch rund? No dużo, nie wiem, dlaczego teraz nie miałoby trafić na Polaka. Powtórzę: nie mamy gwarancji, że w czerwcu będzie z nim inaczej.
Tak samo jak z Milikiem, który – gdyby rzetelnie podliczyć – zbliża się do granicy, w której tyle samo gra, co nie gra. Najpierw kontuzje, a teraz wojna z Napoli. Przestańmy się łudzić, że Milik w indywidualnych treningach dojdzie do odpowiedniej formy. Klepki z nikim nie zagra, żadnego dośrodkowania nie wykorzysta, kto ma mu podawać – drzewa, pachołki? Chyba że postawi jedną z tych specjalnych maszyn, ale Laurentiis to złośliwy gość i może skończyć się na drzewach, ewentualnie na maszynie, ale do lodów.
Znów mamy wiarę, oczekiwania, przekonanie: zimą zmieni klub, będzie fajnie! A jak nie zmieni? Latem też miał odejść i nie odszedł. Na dzień szesnastego października w obu tych przypadkach jesteśmy w strefie marzeń, a nie rzeczywistości.
Co gorsza nie bardzo widać, by ktoś – tak jak ma to miejsce w środku pola – na tych dwóch gości naciskał. MLS-u nasi nie podbijają, chyba że sprawdzamy Przybyłkę, który wcześniej odbijał się, a przynajmniej nie podbijał drugiej Bundesligi. Może Wilczek? Ale jak sprawić, by kadra wszystkie mecze grała w okolicach Kopenhagi… Świderski ma trzy gole od czerwca w Grecji. No naprawdę nie wygląda to różowo.
Oczywiście można temat olać, bo wiadomo – będzie grał najlepszy w Europie i na świecie Lewandowski, ale fajnie byłoby mieć plan B, gdyby przytrafiły się kartki albo nawet – odpukać – drobna kontuzja. Niestety, tak jak wcześniej mieliśmy plan B i C, tak teraz musimy wierzyć, że wypali ten jeden jedyny plan, gdyż innego nie posiadamy.
Dużo w tej naszej piłce opiera się na wierze, a to chyba nie ta dziedzina życia.
WOJCIECH KOWALCZYK