Reklama

„Legia i młodzieżówka z wirtualnym trenerem. Dziwię się Bońkowi”

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

12 października 2020, 08:04 • 9 min czytania 8 komentarzy

Zatrudnienie Michniewicza było pokazem wyjątkowego braku wyobraźni wielu osób w to zaangażowanych. Wymieniłem w gronie winnych szefa PZPN. Tu dziwię się bardzo, że Zbyszek zgodził się na taki model. Przecież kilkanaście lat temu był jednym z tych, którzy bezwzględnie krytykowali decyzję o zatrudnieniu Leo Beenhakkera, kiedy przez jakiś czas Holender był selekcjonerem naszej reprezentacji i dyrektorem Feyenoordu – pisze Dariusz Dziekanowski w „Przeglądzie Sportowym”. Co poza tym dziś w prasie?

„Legia i młodzieżówka z wirtualnym trenerem. Dziwię się Bońkowi”

„PRZEGLĄD SPORTOWY”

Kilka mocno napchanych treścią stron o sukcesie Igi Świątek, a dalej już piłka. Dariusz Dziekanowski krytykuje pomysł, by Czesław Michniewicz łączył pracę w kadrze i w Legii. Nazywa to wprost – wirtualny trener.

Po trzech tygodniach Michniewicz zanotował porażkę w walce o fazę grupową Ligi Europy, porażkę w Superpucharze (tak, zrzucam to na jego konto, bo Marek Saganowski tylko go zastępował), a przy okazji skomplikował sobie drogę do awansu do MME. Jakby tego było mało, to po czwarte, przyczynił się do tego, że Legia musiała po promocyjnej cenie sprzedać Michała Karbownika. Przypomnijmy, największy talent warszawskiej drużyny i najbardziej wartościowy zawodnik większość meczu z ekipą z Karabachu oglądał z ławki rezerwowych. Nie tylko nie miał więc okazji pomóc drużynie, ale też dał argument chętnym na jego kupno, że mogą/powinni zaoferować mniej. Zatrudnienie Michniewicza było pokazem wyjątkowego braku wyobraźni wielu osób w to zaangażowanych. Wymieniłem w gronie winnych szefa PZPN. Tu dziwię się bardzo, że Zbyszek zgodził się na taki model. Przecież kilkanaście lat temu był jednym z tych, którzy bezwzględnie krytykowali decyzję o zatrudnieniu Leo Beenhakkera, kiedy przez jakiś czas Holender był selekcjonerem naszej reprezentacji i dyrektorem Feyenoordu. W żadnym momencie jednak jego obowiązki w klubie nie kolidowały ze zgrupowaniami, tak jak teraz zbiegły się obowiązki Czesława Michniewicza. Rozumiem, że warunkiem zgody PZPN na jego pracę w Legii było to, że priorytetem ma być młodzieżówka. Miejmy nadzieję, że przynajmniej da się uratować awans tej drużyny i wejdzie ona do turnieju. W przypadku porażki…. Lepiej o tym nie myśleć.

Mateusz Borek pisze o tym, że młodzież obroniła się w starciu z silnym rywalem. Walukiewicz to właściwie już kandydat do wyjazdu na Euro.

Reklama

W starciu z Italią młodzież nie odstawała. Świadomość tych chłopaków jest coraz większa. Młodzież czuje, że to może być jej moment. Nie ma czasu, aby czekać. Każdy z nich musi dać coś ekstra, aby trener rozważał go w kontekście wyjazdu na EURO. Walukiewicz pokazał na tle mocnego rywala, że to kandydat do wyjazdu na mistrzostwa Europy. Na środku obrony nie ma takiej rywalizacji jak kilkanaście lat temu, gdy mieliśmy takich zawodników jak Tomasz Hajto Jacek Bąk, Tomasz Wałdoch, Jacek Zieliński, Tomasz Kłos czy Michał Żewłakow. Teraz są Kamil Glik i Jan Bednarek, każdy z młodych stoperów, który się wyróżnia, ma szansę wyjazdu na EURO. To samo dotyczy Szymańskiego i Jóźwiaka. Dopiero zaczynają przygodę z reprezentacją, ale mogą walczyć nie tylko o wyjazd, ale i pierwszy skład. Do tego dochodzi Karbownik. Trener Brzęczek może zabrać na mistrzostwa sześciu-siedmiu młodych zawodników. Drużyna musi dostawać świeżą krew, to szansa na postęp. Selekcjoner zdaje sobie sprawę, że nie ma wyjazdu za zasługi. Nie ma Cionka, a jest Walukiewicz. Nie ma też Kuby Błaszczykowskiego. Teraz do kadry ma daleko, z różnych względów, musi być zdrowy, regularna grać. Zobaczymy, w jakiej będzie formie.

Oceny dla Polaków za mecz z Włochami. Najwyższa nota dla Modera, najniżej oceniony został Krychowiak.

GRZEGORZ KRYCHOWIAK
OCENA: 4

Co się dzieje z najlepszym zawodnikiem Lokomotiwu Moskwa poprzedniego sezonu – tego nie wie nikt. Środkowy pomocnik jest cieniem samego siebie. Wolny, ociężały, faulujący, brakuje mu błysku, którym zawsze imponował. W końcówce stworzył Linettemu najlepszą okazję dla Polski do strzelenia gola, ale strzał zawodnika Torino został zablokowany.

JAKUB MODER
OCENA: 7

Tak rodzą się reprezentanci. Jeden z trzech zawodników, który przetrwał w jedenastce z meczu z Finlandią. I wtedy, w towarzystwie zmienników, i teraz – z bardziej doświadczonymi kolegami – błyszczał. Niewidoczyny, ale wykonał swoje zadania. Odbierał piłkę, wyprowadzał akcje, bardzo pożyteczny. Po przerwie oddał groźny strzał, grał bez jakichkolwiek kompleksów. Miło było na niego patrzeć.

Reklama

Paweł Bochniewicz w rozmowie z Łukaszem Olkowiczem opowiada o kulisach transferu do Holandii, początkach w nowej lidze, pierwszych spostrzeżeniach, ale i o barwnych pożegnaniu z kolegami w Zabrzu.

W „Prześwietleniu” dwaj młodzi bramkarze z Polski, Karol Niemczycki i Mateusz Górski, którzy jako nastolatkowie wyjechali do Holandii, podkreślali, jak pewni siebie są tam zawodnicy. Każdy powie, że jest najlepszy.

Na boisku to widać.

W meczu z Utrechtem jeden z rywali dwa razy w tej samej akcji próbował panu przepuścić piłkę między nogami. Dwa razy nieudanie.

Mają jakość, pewność siebie, więc próbują sztuczek, zakładania siatek i tego typu rzeczy. Obrońcy grają nonszalancko, powiedziałbym, jeśli chodzi o wyprowadzanie piłki. Ryzykować nie boją się też środkowi pomocnicy, a tym bardziej napastnicy czy skrzydłowi, z którymi muszę się bić.

To największa różnica w porównaniu do ekstraklasy?

Oni nie boją się grać pod presją, to dla nich normalne. A to akurat wynika z treningów, na których są tylko małe gry, dziadki, gra na utrzymanie. Dają ci do zrozumienia: „Stary, podaj do mnie, mogę mieć nawet trzech na plecach. Ja chcę piłkę”. Nie zawsze uda im się z tego wyjść, ale nie panikują, gdy przeciwnik czai się obok.

Jak w Holandii postrzegają ekstraklasę?

W szatni pytali o nią.

I co pan powiedział?

Że jest fizyczna, do bitki. Nikt w drużynie nie dał mi odczuć, że czuje się lepszy ode mnie, bo przyjechałem z Polski. O ekstraklasie niedawno rozmawialiśmy z chłopakami na zgrupowaniu reprezentacji. U nas, może nie tak często jak w Eredivisie, zdarzają się ciekawe mecze. I też są dobrzy piłkarze. To nie jest tak, że chodzimy z łopatami i się nawalamy.

„SPORT”

W „Sporcie” najniższe noty mają Grosicki i Milik – kolejno 2 i 1 – a najwyższe oceny przypadły Kędziorze i Moderze – obaj po 7.

Mateusz KLICH (70 min) – 5

Tym razem grał wyżej niż zwykle i w kilkanaście minut zrobił więcej aniżeli Piotr Zieliński w niejednym spotkaniu. Popełnił jednak głupią stratę przed własnym polem karnym, po której Włosi mieli dobrą sytuację.

Grzegorz KRYCHOWIAK – 5

Wydawało się, że opuści plac gry niedługo po rozpoczęciu spotkania. Pozostał jednak na boisku i miał problemy… z utrzymaniem równowagi. Zaliczył stratę, po której Włosi ruszyli z groźną kontrą.

Kamil JÓŹWIAK (83 min) – 6

To on oddał pierwszy celny strzał na włoską bramkę. Zbyt lekki jednak, aby zaskoczyć Donnarummę. W niektórych jego zagraniach brakowało dokładności.

Holendrzy rozczarowani i rozczarowujący – trzeci kolejny mecz bez gola, tym razem zremisowali 0:0 z Bośnia i Hercegowiną

Pięciu zmian w porównaniu do meczu z Włochami dokonali także Holendrzy. W pierwszej jedenastce pojawili się: De Vrij, Malen, Blind, Luuk de Jong i Dumfries. Najlepszy ich napastnik Memphis Depay pauzował z powodu kartek. Siedział na trybunach w towarzystwie dziewczyny i raczej się nie nudził. Zmian dużo, efektów mało – tak można podsumować I połowę. Gra toczyła się pod dyktando Holendrów (70 procent posiadania piłki), wymieniali wiele podań, ale brakowało elementu zaskoczenia. Było to bicie głową w niebieski mur obronny gospodarzy. Po kwadransie Bośniacy zrozumieli, że przecenili możliwości rywali i zaczęli grać odważniej. Kilka razy skontrowali, pozwalali sobie na efektowne zagrania piętą, serie dryblingów (Krunić, Pjanić), otrzymując brawa od grupki kibiców na trybunach stadionu Bilino Polje. Holendrzy przed przerwą ani razu nie zatrudnili bramkarza Szehicia, próby de Vrija (głową) i Promesa były nieudane. Bośniacy grali najlepiej jak potrafili, ale ich akcjom brakowało wykończenia. Holendrzy nie grali tego, co powinni.

Pech kapitana Górnika. Michał Koj na treningu złamał nos i doznał urazu głowy, teraz czeka go przerwa. Na jego kontuzji skorzysta… ten, który go pokiereszował.

Wystąpił w czterech kolejnych ligowych spotkaniach – z Lechią (3:0), Legią (3:1), Wisłą Kraków (0:0) oraz Zagłębiem (0:2). Grał więcej niż poprawnie. W końcówce przedłużonego letniego okienka transferowego klub z Zabrza zdecydował się jednak na sprowadzenie jeszcze jednego zawodnika, który może występować na środku defensywy. To 22-latek z Grecji Stefanos Evangelou, mający mocne CV; ma na koncie występy w Panathinaikosie i pobyt w Olympiakosie Pireus. Z Górnikiem podpisał 2-letni kontrakt, a o miejsce w składzie miał rywalizować nie z kim innym, jak z Kojem. Dlaczego o tym wszystkim piszemy? Bo do poważnej kontuzji Koja doszło właśnie w treningowym starciu z Evangelou! Obaj piłkarze wyskoczyli do górnej piłki. Pech chciał, że „Koju” został trafiony głową Greka w twarz. Prosto z zajęć treningowych udał się do szpitala w Zabrzu – nie tylko ze złamanym nosem, ale też ze wstrząśnieniem mózgu…

Odra Opole idzie jak burza w I lidze. Tym razem spokojnie ograli Koronę Kielce 2:0 i opolanie są wiceliderem zaplecza Ekstraklasy.

Było 0:2, a Odra rozpędzała się i kreowała okazje na kolejne gole. Korona była w stanie odgryźć się jedynie bombą Emile’a Thiakane, dosłownie paznokciami sparowaną przez Rosę na poprzeczkę. Senegalczyk do siatki powinien trafić w I połowie, określonej przez szkoleniowca opolan mianem przeciętnej. Kielczanie mieli wtedy 3 okazje, wszystkie z udziałem Thiakane. Nie wykorzystał żadnej, co w końcu sfrustrowany podsumował dosadnym: „Ja pier..!” – jak przystało na Afrykańczyka świetnie czującego się w Polsce. Dla gospodarzy była to już trzecia z rzędu domowa porażka. – Każdy, kto nas ogląda, wie, że na wyjazdach jesteśmy zupełnie innym zespołem. To trudne do zrozumienia – dziwił się trener Maciej Bartoszek. – OK – budujemy drużynę na nowo, ogrywamy młodzież, a dopóki nie zamkną się kwestie właścicielskie, nie mamy co liczyć na transfery. W żaden sposób nie usprawiedliwia to jednak, że na naszym stadionie przytrafiają nam się takie mecze. Przepraszamy kibiców. Na boisku nie było Korony. Brakło determinacji, zdecydowania, charakteru. Nie wiem, skąd w domowych meczach tak zachowawcza gra. To sport i można przegrać, ale nie możemy zapominać, w jakim klubie jesteśmy i czego się od nas oczekuje – irytował się Bartoszek.

„SUPER EXPRESS”

Ze sportu w Superaku dziś tyle, ile na poniżej stronie. O piłce tyle, że z Włochami było 0:0.

„GAZETA WYBORCZA”

Tu też krytyka Krychowiaka, czemu trudno się dziwić. Ale i sporo wniosków po meczu z Włochami o tym, jak obie kadry ewoluowały od 2018 roku.

W środku pola nie nadążał Grzegorz Krychowiak. Ślamazarnie myślał, ślamazarnie się poruszał, należał do najsłabszych na boisku – w przeciwieństwie do biegającego obok o dekadę młodszego Jakuba Modera, który sprawiał wrażenie, jakby z zawodnikami pokroju Marco Verrattiego czy Nicolo Barelli szarpał się na co dzień. Co o tyle pocieszające, że wciąż czekamy, aż reprezentację ożywi przemiana pokoleniowa. Trenerowi Brzęczkowi często wypomina się, że najlepszy mecz podczas jego kadencji reprezentacja rozegrała właśnie z Włochami, wyjazdowy w Bolonii. To zarzut, ponieważ debiutował wówczas jako selekcjoner i nie miał szans zdążyć z odciśnięciem swojego piętna na drużynie – a z czasem, gdy mijał czas spędzony na wspólnych zgrupowaniach, poziom gry się obniżał, eliminacje Euro 2020 były momentami potworną mordęgą. Roberto Mancini, który swoją kadrę podnosił z beznadziei po traumatycznej porażce w walce o mundial, obrał kierunek przeciwny. Po remisie z Polską u siebie jego piłkarze triumfowali na wyjeździe, natomiast w kwalifikacjach do mistrzostw kontynentu wygrali wszystkie mecze, nastrzelali 30 goli, na pożegnanie chciało im się rozbić Armenię 9:1. Im, ponoć genetycznym minimalistom, którzy nigdy nie wysilają się bardziej, niż trzeba. Na tym ma polegać sukces Manciniego – urządził piłkarzom pranie mózgów, natchnął ich entuzjazmem, wymyślił Italię na nowo. Nasz selekcjoner przełomu nie spowodował. Miesiąc po tamtym remisie Polacy przegrali u siebie z Włochami 0:1. Teraz rozziew między skutkami jego pracy a dwuleciem starań Brzęczka był chyba jeszcze wyraźniejszy. Obaj musieli zainstalować w drużynie sporo nowych nazwisk (Włoch nawet więcej), ale tylko jeden nadał jej klarowne kształty. Choć Włosi wcale nie grali w niedzielny wieczór dobrze.

fot. FotoPyk

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

8 komentarzy

Loading...