Półtora roku temu Lech Poznań podjął bardzo świadomą decyzję – zechciał wywrócić do góry nogi sposób patrzenia na sukces. Uznał, że sukces przychodzi nie wtedy, gdy obwieści się światu “chcemy coś osiągnąć!”, lecz gdy poweźmie się działania, które do tego sukcesu mają prowadzić. Tym działaniem miała być gra ofensywna, oparta na wysokim pressingu, która przynosi mnóstwo sytuacji strzeleckich. Przez ostatni rok Lech w KAŻDYM meczu strzelał przynajmniej jednego gola. Dziś ofensywny styl gry jest największą nadzieją na to, że Kolejorz wreszcie znów zagra w fazie grupowej Ligi Europy.
Oczywiście wciąż znajdą się tacy, którzy – pewnie i słusznie – powiedzą, że awansu do grupy europejskich pucharów nie da się włożyć do gabloty. I że nikt na świecie nie jeździł otwartym autobusem po mieście z banerem “awansowaliśmy!”. Trudno fetować screenshota z Flashscore’a w tle strzelającego konfetti. Natomiast dla polskich drużyn awans do fazy grupowej Ligi Europy jest sukcesem – to fakt, który trudno podważyć.
Sukces finansowy, ale i sukces w budowaniu opowieści. Bo przecież ta opowieść o Lechu grającym atrakcyjny futbol cały czas czeka na puentę. Rzecz jasna to nie jest tak, że jeśli dziś lechici przegrają z Charleroi, to ten projekt się posypie, Rutkowscy zabiorą zabawki, a od piątku na stadionie przy Bułgarskiej odbywać się będzie tylko giełda kwiatowa. Natomiast trudno oprzeć się wrażeniu, że dziś nastąpi weryfikacja tego, czy Lech zrobił wszystko, by ta droga miała sens.
LECH AWANSUJE DO FAZY GRUPOWEJ LIGI EUROPY? OBY! KURS NA AWANS KOLEJORZA W TOTOLOTKU – 2,29
Ofensywa Lecha imponuje. Przebojowy Kamiński, pewnie najlepszy pomocnik ligi Tiba, efektowny Ramirez, rosnący w oczach Moder, do tego ten niezwykle skuteczny Ishak. Indywidualności robią robotę, ale ci piłkarze byli ściągani lub wychowywani pod założoną tezę – chcemy grać nowocześnie, atrakcyjnie, ofensywnie. Atakując rywali wysokim pressingiem, przechodzić do kontrpressingu po stracie piłki, budować akcje od bramkarza, cechować się agresywnym posiadaniem piłki. Tak dziś po prostu gra świat.
Koncept gry “husario, kontrujemy!” czy “skrzydłowy wrzuta, napastnik z baniaka” wymiera. I słusznie. Futbol ewoluuje w stronę, o której wspomnieliśmy wyżej. Liverpool, Paris Saint-Germain oraz Bayern były drużynami, które cechowały się najwyższym pressingiem w Europie i dzięki temu osiągały dominacje w swoich ligach. Lech oczywiście nie jest Liverpoolem, Kamiński to nie Neymar, a Tiba przypomina Thiago tylko wtedy, gdy mocno przymruży się oczy podczas porównywania ich zdjęć. Ale Kolejorz przyjął podobny model grania, bo uznał, że gra a’la “Cracovia w dwumeczu z Dunajską Stredą” to droga donikąd.
Lubomir Satka, dziś piłkarz Lecha, a wówczas jeszcze piłkarz Dunajskiej Stredy, opowiadał o odprawie trenera przed tamtym starciem z “Pasami”. Słowak przyznawał, że dostali proste wskazówki – Cracovia będzie walczyć i wrzucać piłki w pole karne. Jeśli DAC dorówna rywalowi pod względem waleczności, to pokonają Polaków kulturą gry. Tak, jak wówczas “Pasy” nie da się rywalizować w Europie. Celowanie w awans z takim stylem to jak rzucanie kostką, gdzie tylko wyturlanie czterech szóstek z rzędu daje sukces.
LECH OTWORZY WYNIK W BELGII? TOTOLOTEK PROPONUJE FAJNY KURS – 2,39
Droga obrana przez lechitów zwiększa szansę na awans. Przede wszystkim wynika to z tego, że nie pozostawia się kwestii wejścia do grupy losowi. Nie ogranicza się do tego, że trzeba biegać od rywala więcej czy wyżej skakać do główek. Zaczepia ona bowiem o rzecz, która powinna być oczywista – chodzi po prostu o lepszą grę w piłkę. Dlatego niezrozumiałe są dziś rozważania o tym, że być może Lech przed starciem z Charleroi powinien zagrać pragmatycznie. No bo jak to jest “pragmatycznie”? Pragmatyzm to nurt, który zakłada, że działanie daje korzyści. Że działanie nie jest sztuką dla sztuki.
A przecież futbol zaproponowany przez Lecha ma właśnie dawać korzyści. Lech gra ofensywnie nie po to, by trzech dziennikarzy zacmokało “no, no, strzelają gole, ładnie piłeczka chodzi”. Ale właśnie po to, by przed takimi starciami, jak to dzisiejsze, nie mieć pełnych gaci przed Belgami. Bo paradoksalnie to oni dziś będą czyhać na błąd Lecha zamiast samemu przejmować inicjatywę.
To trochę jak z podrywaniem dziewczyn na dyskotece. Możesz sam przejść do ofensywy, wyłapywać obiekt zainteresowania na parkiecie, podbijać, zagadywać, rzucać się w oczy. Maksymalizujesz swoje szanse, by kogoś wyrywać. Możesz też czekać pod filarem i spodziewać się, że najfajniejsza laska w klubie sama do ciebie podejdzie, chwyci za rękę i wyciągnie do tańca. Sam sobie odpowiedz – który sposób będzie skuteczniejszy?
A MOŻE TAK SHOW MIKAELA ISHAKA? KURS NA DWA TRAFIENIA SZWEDA – 10,08
I Lech przez ostatnie miesiące przechodził działania w mniejszym klubie w mieście powiatowym. Wychodziło mu to całkiem nieźle, choć najfajniejszą laskę poderwał jego kolega z Warszawy. Ale teraz czas na podryw w wydaniu międzynarodowym. Parkiet jest już o krok.
Podobała nam się wypowiedź Jakuba Kamińskiego z przedmeczowej konferencji prasowej. Zero kunktatorstwa, chowania się za “silną ligą belgijską”, tylko pewność siebie. – Nie boimy się. Pokazaliśmy w Europie, że potrafimy grać z zespołami uznawanymi za faworytów. Prezentujemy taki futbol, jaki chcemy. I chcemy też to pokazać w Europie. Chcemy zaistnieć, dać kibicom radość z powrotu pucharów na Bułgarską – mówił wychowanek Kolejorza.
Dzisiaj nadchodzi dzień prawdy o Lechu na wielu płaszczyznach. Po pierwsze – czy pion sportowym zmontował odpowiednio silny zespół, by rywalizować z klubami z lepszych lig? Ponadto – czy głębia tego składu jest odpowiednia? Ale nader wszystko – czy Kolejorz swój atrakcyjny i ofensywny styl gry uwiarygodni wynikiem?
fot. FotoPyk