Na papierze sensacja. Ale tylko na papierze. To absolutnie nie był fatalny występ w wykonaniu Borussii Dortmund, ale Augsburg też wcale nie miał farta, że pyknął faworyzowanego rywala. Ekipa Rafała Gikiewicza zagrała po prostu naprawdę dobre spotkanie, które zasłużenie wygrała.
Ostatni pojedynek pomiędzy tymi zespołami miał scenariusz lepszy niż filmy Quentina Tarantino. Augsburg prowadził do 55. minuty 3:1, ale wtedy na placu gry zameldował się cudowny Norweg, znany też jako Erling Braut Haaland, i wszystko odmieniło się, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. 20 minut. Tyle czasu potrzebował, żeby skompletować hat-tricka. Przychodzi gość z ligi austriackiej, nastolatek, a tu wchodzi na boisko, jak po swoje, i w debiucie potrzeba mu trochę ponad kwadrans, żeby strzelić trzy gole.
Madness.
Pamiętamy do dziś.
Tym razem było inaczej.
Nie Sancho, nie Bellingham, nie Reyna, nie Haaland, a Daniel Caligiuri został bohaterem sobotniego spotkania. 32-letni zawodnik rozgrywał dzisiaj swoje 300. spotkanie w Bundeslidze i w jubileuszowym starciu zdobył bramkę oraz zanotował asystę.
Nowy klub Rafała Gikiewicza udanie rozpoczął tegoroczną kampanię Bundesligi, bo od zwycięstwa nad Unionem Berlin, byłym klubem polskiego golkipera. Teraz przed „Gikim” stało zadanie z kategorii dużo trudniejszych, bo zatrzymać chłopaków z Dortmundu nie jest łatwo, o czym przekonali się przed tygodniem obrońcy Borussii Monchengladbach.
Dla wszystkich było oczywiste, że na WKK Arena faworytem będą goście, ale Heiko Herrlich nie miał zamiaru składać broni i postawił na dosyć ofensywną jedenastkę. BVB nie chciało dopuścić do powtórki z ostatniego starcia pomiędzy tymi ekipami, więc od razu ruszyło do przodu. Dlaczego wicemistrzów Niemiec ogląda się z wielką przyjemnością? Przypomniał o tym w 10. minucie Jadon Sancho. Szybka wymiana podań z Haalandem, zagrania piętą, wejście w pole karne i… dalej 0:0.
Ale chociaż akcja ładna.
Gospodarze też chcieli pokazać, że potrafią grać w piłkę. Wyglądało to, jakby młodzi (Borussia) rzucili wyzwanie starym (Augsburg), a ci drudzy, żeby nie było wstydu, musieli udowodnić, że jeszcze coś pamiętają z najlepszych lat. Florian Niederlechner mógł nawet strzelić dwa gole, ale na jego nieszczęście – istnieje przepis o spalonych.
Skoro ty nie możesz, to niech ci rywal dopomoże. Roman Burki doszedł do wniosku, że chyba brakuje mu adrenaliny i postanowił uratować piłkę, która zmierzała na rzut rożny. Problem w tym, że jego „interwencja” klatką piersiową nie należała do najlepszych i mało brakowało, żeby gospodarze cieszyli się z podarowanego im gola.
Dobra, to teraz o innej boiskowej sytuacji – Gouweleeuw dał w pysk przeciwnikowi. Kto był tym szczęśliwcem? Erling Braut Haaland, 194cm wzrostu, 88kg. Obawialiśmy się, że to może źle skończyć się dla Holendra, ale Norweg po wszystkim tylko go odepchnął. Obaj otrzymali za tę sytuację po żółtej kartce.
Augsburg wyglądał w tym meczu naprawdę korzystnie. Rywal dominował, ale piłka nożna to już taka gra, że samo posiadanie piłki niewiele przynosi, jeśli nie strzelisz bramki. Dośrodkowanie z lewej strony boiska i Felix Uduokhai z najbliższej odległości ładuje głową futbolówkę do bramki. Szwajcarski golkiper był w tej sytuacji bez szans.
Widać było, że zespół „Fuggerstadte” niósł w tym spotkaniu doping własnych kibiców. Ze względu na ograniczenia związane z pandemią, na obiekcie mogło zasiąść tylko sześć tysięcy fanów, ale wrzawa była taka, że wydawało się, że jest ich kilka razy więcej. Doping jeszcze mocniej wzmógł się od 54. minuty, gdy Augsburg podwyższył prowadzenie. Autorem trafienia był Daniel Caligiuri, który sprawił, że od tej pory na tablicy wyników widniało 2:0 dla miejscowych.
I tak już pozostało, chociaż mało brakowało, żeby gospodarze strzelili trzecią bramkę. Finnbogason dostał „patelnię” na nogę, ale przekombinował, więc ostatecznie z tej akcji nic nie wyszło.
Co z tego, że Borussia miała lepszych piłkarzy i stwarzała sobie więcej sytuacji, skoro żadnej nie umiała wykorzystać? Zawiódł kolektyw, drużyna. Nie brakowało indywidualnych akcji, ale nic z nich nie wynikało. Naprawdę przyzwoicie prezentował się Gikiewicz, ale przesadą byłoby stwierdzenie, że wybronił swoim kolegom mecz. Nie można mu nic zarzucić, wystrzegał się większych błędów, choć pewne deficyty zauważamy przy jego grze nogami. Element do poprawy. W Unionie szło mu w tym dobrze, więc to pewnie kwestia czasu i przystosowania do warunków nowej drużyny.
Drugi mecz, drugie zwycięstwo, już na dobre widać, że Giki zmienił drużynę na lepszą.
Cały czas na swój debiut w Bundeslidze czeka za to Robert Gumny – były obrońca Lecha Poznań przesiedział drugie spotkanie z rzędu na ławce rezerwowych i na razie nie zapowiada się na to, żeby coś miało się w tej kwestii zmienić. Rywale 22-latka w walce o wyjściowy skład nie dają powodów, żeby rezygnować z ich usług. To akurat niepokojące.
Augsburg 2:0 Borussia Dortmund
Felix Uduokhai 40’, Daniel Caligiuri 54’
Fot. Newspix