Reklama

Tak się powinno grać w europejskich pucharach! Tiba i spółka łoją Apollon

redakcja

Autor:redakcja

23 września 2020, 20:19 • 4 min czytania 274 komentarzy

TO BYŁ WIELKI MECZ LECHA. WIELKI. Specjalnie piszemy to wielkimi literami. Lech cholernie zaimponował. Nie było kalkulowania, nie było patyczkowania, nie było rozmieniania się na drobne. Lech przyjechał na Cypr i bezlitośnie złoił Apollon Limassol. Pedro Tiba zagrał genialny mecz, ale nie tylko on. W ogóle zobaczyliśmy kawał dobrego futbolu w wykonaniu ekipy Dariusza Żurawia. Futbolu ładnego, ofensywnego, atrakcyjnego. Role się odwróciły. Nie byliśmy tymi bitymi. Biliśmy. Polacy dawali lekcję, a z Cypryjczyków nie było czego zbierać. Rywale dostali solidny eurowpierdol. A Kolejorz już na dobre zasygnalizował, że w tym roku nie zamierza zadowolić się kilkoma składniejszymi akcjami, tylko realnie powalczyć o fazę grupową Ligi Europy. I wcale nie jest do tego już tak daleko. 

Tak się powinno grać w europejskich pucharach! Tiba i spółka łoją Apollon

Cholernie podobał nam się Lech z tego meczu. Wynik mówi sam za siebie. 5:0. I serio, to 5:0 ma swoją wymowę, bo przeciwnikiem wicemistrza Polski nie był wcale żaden frajer, żaden ogórek, a całkiem przyzwoity i ograny w europejskich pucharach Apollon, który po kilku kolejkach nowego sezonu ligi cypryjskiej okupuje pozycję lidera. Zresztą, rzućcie sobie okiem na ostatnie trzy lata Cypryjczyków w Europie:

2017/18 – faza grupowa LE, po drodze ograne Aberdeen i Midtjylland
2018/19 – faza grupowa LE, ograne FC Basel.
2019/20 – 5:2 w dwumeczu z Austrią Wiedeń w 3. rundzie el. LE, odpadnięcie w 4. rundzie z PSV Eidhoven

I taki team Lech zmiażdżył. Oskubał. Ogołocił. Doszczętnie skompromitował. Lech Poznań wygrał piłkarską klasą. I to trzeba podkreślić.

Mózgiem operacji był Pedro Tiba. Gość zagrał fenomenalne spotkanie. Bardzo możliwe, że mecz życia. Był jedynym przytomnym piłkarzem polskiej drużyny, kiedy Lech początkowo nie umiał odnaleźć swojego rytmu. Apollon naciskał. Strzał Dabo obronił Bednarek. Zaraz setka Cypryjczyków po rzucie rożnym, jeszcze za chwilę Sykora ograny na skrzydle, Czerwiński gubi krycie i kolejna świetna szansa gospodarzy, kilka minut później mocny strzał Diguny’ego z woleja, ale na szczęście w kosmos. Było ciężko, ale nad wszystkim czuwał on. Pedro Tiba. Swoją wybitną formę zasygnalizował już dwoma świetnymi podaniami z głębi pola. Jeszcze wtedy niewykorzystanymi przez Kamińskiego i Ishaka, ale już wskazującymi pewien trend.

Bo potem już się potoczyło. Lech przetrwał pierwszą nawałnicę, zbadał grunt i ruszył do akompaniowania swojemu portugalskiemu liderowi.

Pierwsza bramka to pochwała gry w piłkę. Po prostu. Wymiana podań. Przesunięcie gry ze skrzydła do środka pola. Ramirez rozpędzony z piłką. Rozgląda się, podrzuca piłkę w pole karne do Ishaka i Tiby, pierwszy się pochyla, drugi dopada do piłki i pakuje ją do bramki. Klasa. Otwarcie. Napoczęcie. Warto zaznaczyć, że było to właściwie pierwsze dobre zagranie Ramireza w tym meczu. No ale cóż, nie obrażamy się, lepiej późno niż wcale.

Reklama

I tak jak pierwsza połowa kończyła się dobrze, tak druga zaczęła się fenomenalnie i była już fenomenalna do samego końca. Jakub Moder rozprowadził piłkę do Tiby, ten zaprezentował genialny no-look pass do Ishaka, który poczynił swoją powinność, nie trzeba tego tłumaczyć. Lech poczuł krew. Z dystansu strzelali więc i Tiba, i Ramirez, i Moder. Wszyscy niecelnie, wszyscy w sumie niepotrzebnie (mieli lepsze możliwości rozegrania akcji), ale to nieważne, ten mecz był już nie do przegrania.

Ot, taka akcja na 3:0. Normalnie jak niepolska drużyna. Odbiór Modera na własnej połowie. Długa, ale mierzona, piłka Satki w stronę Ishaka, ten zgrywa do Ramireza, który wypuszcza Kamińskiego. 18-latek zabiera się z piłką, biegnie, biegnie, biegnie, strzela i robi to celnie.

Wzorowa kontra. Przemyślana. Wyćwiczona. Niszcząca.

Kurde, odzwyczailiśmy się już od takich obrazków. Sami nie wiemy, jakimi słowami opisywać kolejne akcje Lecha, któremu wciąż było mało, który wciąż był głodny, chciał więcej. Fajnie też widzieć, że Kolejorz, który w pierwszych ligowych meczach miał niesamowitą wręcz tendencję do tracenia głupich bramek w meczach, w których był stroną dominującą, z Apollonem potrafił się spiąć i zagrać na najwyższym poziomie koncentracji do samego końca.

Bo nikt nam nie powie, że jakiś tam niecelny strzał Larssona czy dwie inne akcje Cypryjczyków, stanowiły realniejsze zagrożenie dla wyniku. Nie, nie stanowiły.

Lech tak bardzo zniszczył, zgnoił, upokorzył Apollon, że nawet Karlo Muhar nie wyglądał na jego tle źle. Niby zaliczył jedną głupią stratę, ale możemy mu to wybaczyć, bo swoje wniósł. Co na przykład? Jedno fajne kierunkowe przyjęcie i uruchomienie Ramireza, asystującego przy bramce Sykory na 4:0. Piątka, oby tak dalej, to może ten bilet jeszcze będzie się dało zwrócić.

A wszystko, te całe dziewięćdziesiąt minut czystej boiskowej radości, spuentowała ostatnia bramka. Kaczarawa odegrał piątką do Tiby, który położył sobie bramkarza, położył sobie obrońców i w dogodnej, wykreowanej przez siebie, sytuacji wpakował futbolówkę do bramki Apollonu. Nokaut. Można było gasić światła.

Reklama

Powtórzymy, a co nam tam: TO BYŁ WIELKI MECZ LECHA. WIELKI.

To był też wielki mecz Pedro Tiby i wielki mecz spółki, która pomogła mu zniszczyć naprawdę przyzwoitego rywala.

Co oznacza ta wygrana? Oznacza, że Lech już bardzo poważnie sygnalizuje to, że jest w stanie wejść do fazy grupowej Ligi Europy. Nie podniecamy się, nie gloryfikujemy Dariusza Żurawia, nie zgłaszamy kandydatury papieskiej Pedro Tiby, ale cholera, doceniajmy, że polski klub w europejskich pucharach potrafi tak dobrze grać w piłkę nożną.

APOLLON LIMASSOL – LECH POZNAŃ 0:5 (0:1)

Tiba 42′, 90+1′, Ishak 47′, Kamiński 58′, Sykora 81′

Fot. Newspix

Najnowsze

Liga Europy

Anglia

Manchester United osłabiony. Choć niektórzy powiedzą, że wcale nie…

Antoni Figlewicz
6
Manchester United osłabiony. Choć niektórzy powiedzą, że wcale nie…

Komentarze

274 komentarzy

Loading...