Z tego co wiem, Polacy dzisiaj mieli pojechać na mecz do Holandii. Jestem wobec tego niezwykle przerażony – albo gdzieś zaginęli, albo oglądaliśmy wielki szwindel. To znaczy: wycieczkę pod pretekstem za niemałe przecież pieniądze. Chyba że tak wygląda futbol, ale moim zdaniem nie wygląda. W piłce chodzi o piłkę właśnie, żeby z tego przedmiotu robić użytek. A my? My sprawdzaliśmy tylko użyteczność holenderskich ochraniaczy, bo jedyne co zaproponowaliśmy, to kopanie po nogach.
Dramat, absolutny dramat, przepraszam, ale tego się nie dało oglądać. Nie mam pod ręką statystyk, ale gdyby rozrysować heatmapy, to na naszej połówce byłby upał jak na pustyni. Jestem przekonany, że przez sporą część meczu 21 piłkarzy stało na naszej części gry, jedynie Cillessen nie. Ale tylko z tego powodu, że mu się nie chciało. Gdyby jednak ochoty nabrał, nie miałoby to żadnego znaczenia, ponieważ nas dzisiaj atak i piłka nie interesowały.
Nie wiem co to ma na celu, nie wiem w jakim kierunku idzie ta kadra. To znaczy domyślam się – jedzie w drzewo. Słyszę natomiast, że Brzęczek jest zadowolony. Fantastycznie: po to właśnie jest reprezentacja, żeby selekcjoner był zadowolony. Nie kibice. Czego mi brakowało w tej wypowiedzi, by jej blask był jeszcze mocniejszy, to stwierdzenia, że Holandia imitowała Hiszpanię. Bo zobaczycie, mówię wam to dzisiaj – z tym trenerem mecz przeciwko Hiszpanom będzie tak wyglądał. Nie wymyślimy niczego innego. Nie będziemy mieli planu i groźnych kontr. Będziemy biegać jak głupi za piłką, kopać tamtych po nogach i modlić się, żeby stanęło na 0:0.
Ale nie stanie, ponieważ Hiszpania będzie grała na maksa, a nie na – maksymalnie – 30% jak Holandia.
Jak się w ogóle musi czuć Milik po takim meczu? Jego wejście na boisko było absurdalne i niepotrzebne. To znaczy nie zrozumcie mnie źle: nie mam pretensji do niego. Chodzi mi o to, że polska reprezentacja nie chciała atakować, więc ten Milik był potrzebny jak łysemu grzebień. Brzęczek, gdyby mógł – to znaczy, gdyby się nie bał krytyki – wystawiłby zespół bez napastnika. Ale że wypadało, to dał najpierw Piątka, potem Milika. Tyle że Milik nie miał nawet sytuacji, w której mógłby pomyśleć o strzale. O jakimkolwiek, nawet o uderzeniu rozpaczy z 40 metra.
Niestety nic tam się nie trzyma kupy. Znów widzę Bereszyńskiego na lewej stronie obrony, ale nie wiem na co czeka Brzęczek, chyba na cud, w którym Bartek odnajduje w sobie Roberto Carlosa. Holendrzy czytali nas jak dzieci. Szczęsny zagrywa w lewo, to oni szli na pressing do Bereszyńskiego. Chyba ze trzy razy w pierwszej połowie straciliśmy tak piłkę.Jedyne logiczne wytłumaczenie jakie widzę to to, że Bereszyński gra, bo trzyma miejsce dla Recy. Nie może grać Rybus, jeszcze by za dobrze wypadł i byłby kłopot. Więc gra Bereszyński, jak wróci Reca, to zagra Reca.
Powiecie, że brzmi absurdalnie, ale moim zdaniem dużo absurdalny jest pomysł, by robić setki kilometrów, trafić na boisko i nie grać na nim w piłkę.
WOJCIECH KOWALCZYK