Jak Europa długa i szeroka, wszędzie ruszyli do walki o puchary. A skoro tak, to mogliśmy się spodziewać, że w akcji zobaczymy zarówno Polaków, którzy trafili do europejskiej klasy średniej, jak i byłych piłkarzy Ekstraklasy, którzy często tułają się po takich dziurach, że przypominamy sobie o nich tylko przy okazji wizyt u pasterzy z Macedonii i tym podobnych wypadów. Nie zawiedliśmy się – wyłapaliśmy kilka mocnych, polskich akcentów we wczorajszych meczach Ligi Europy.
Jako pierwszy na podbój Europy ruszyli Jacek Góralski z Konradem Wrzesińskim. Kajrat Ałmaty grał u siebie z Noah – ormiańskie ogórki, nie ma co owijać w bawełnę, zwycięzca Pucharu Armenii. W Ałmatach nasi stranieri mają od niedawna ciekawego kumpla. W Kajracie wykombinowali sobie transfer Vagnera Love. Tak, tego z CSKA. Tak, on nadal gra w piłkę. Mało tego: nadal, gdy trafia na takich ogórków, leje ich aż miło. Brazylijczyk sieknął dwa gole, a przy jednym z nich asystował Konrad Wrzesiński. Trzeba przyznać, że asysta ładna: Polak zagrał dwójkową akcję z Vagnerem, przytomnie dograł mu piłkę w pole karne, a resztę roboty 36-letni snajper już załatwił.
Na wideo mniej więcej od 1:30
Wyczyny Polaków z Ałmatów na tym się skończyły, ale Vagner do dwóch goli dorzucił asystę i Kajrat wygrał na pewniaka – 4:1.
Polski mecz w Walii
The New Saints, pamiętacie jeszcze takich gości? Tak, tak, parę lat temu z pucharów odpaliła ich Legia Warszawa. Trzeba przyznać, że od tego czasu Walijczycy radzą sobie całkiem nieźle. To znaczy – całkiem nieźle, jak na Walię. Zdarzało im się zajść do trzeciej rundy eliminacji Ligi Europy (czyli dalej niż przynajmniej jeden polski klub każdego roku), dzięki czemu w tym sezonie byli nawet rozstawieni w starciu z MSK Żiliną. W dodatku słowacki klub, w którym oglądamy Dawida Kurminowskiego i Jakuba Kiwiora, ma swoje problemy. Niedawno pisaliśmy o ich rzekomej upadłości, co ma swój dalszy ciąg. Zespół opuścili czołowi gracze, a na Wyspy poleciała taka kadra, że Pavol Stano złożył „jedenastkę” o średniej wieku 21,5.
Domyślacie się już pewnie, co tam się stało?
Klasyka: stałe fragmenty gry plus całkiem nieźle przygotowani Walijczycy, którzy lepiej przeżyli dogrywkę i zapewnili sobie awans. W dodatkowych 30 minutach spotkania zobaczyliśmy na boisku Kurminowskiego, a także Adriana Cieślewicza w The New Saints. Polski napastnik ustalił wynik meczu, pewnie wykorzystując rzut karny. Z boku? Mała niespodzianka. Ale eurowpierdolem tego raczej nie nazwiemy, młodzież zwyczajnie nie dojechała.
Vranjes jak Inzaghi, czyli polskie ślady
Za co lubimy eliminacje do europejskich pucharów? Bo potrafią nam przypomnieć o gościach, których dziś kojarzymy tylko z „Czarnego Piotrusia” w naszym quizie. Ile to już razy znajdowaliśmy grającego na końcu świata byłego piłkarza ekstraklasowego klubu? Ile razy musieliśmy się przy tym nieźle nagłowić, żeby przypomnieć sobie jego dokonania w naszej lidze? No, sporo. Idealny przykład z tej edycji? Yanick Kakoko. Okazuje się, że były piłkarz Arki Gdynia jest obecnie kapitanem Unionu Titus Petange z Luksemburga. Ale długo się Yanick nie nacieszył pucharami, bo już w pierwszej rundzie jego ekipa zebrała w łeb od Lincoln z Gibraltaru.
Kariera godna jego dokonań w Ekstraklasie.
Ale są też tacy, którzy nie tylko awansowali do kolejnej rundy, a dodatkowo zostali bohaterami swojego zespołu. Stojan Vranjes, bo o nim mowa, strzelił gola w stylu Pippo Inzaghiego. I nawet fryzura się zgadza.
Dzięki tej bramce Borac Banja Luka przeszedł Sutjeskę z Czarnogóry. W ogóle to spotkanie wyglądało jak derby eks-piłkarzy z polskiej ligi. Na boisku zobaczyliśmy także:
-
Marko Jovanovicia (Wisła Kraków)
-
Marko Cetkovicia (Jagiellonia, Podbeskidzie)
-
Damira Kojasevicia (Jagiellonia)
-
Stefana Nikolicia (Bruk-Bet Termalica)
Oraz Darko Buletovicia, który kiedyś pokopał w drugoligowej wówczas Miedzi. Nie będziemy was kitować, gdyby nie pomoc nieocenionego 90minut.pl, nawet byśmy nie pamiętali, że część z nich błyszczała na naszych boiskach. Dobrze pamiętamy natomiast Dimitara Ilieva, który jeszcze parę lat temu grał dla Wisły Płock i Podbeskidzia. Teraz jest kapitanem Lokomitowu Płowdiw, który odpalił czarnogórską Iskrę. Odpadli po bramce Ilieva z karnego, który od czasu transferu do Bułgarii błyszczy formą. 56 meczów, 21 goli – to bilans dwóch ostatnich sezonów w jego wykonaniu.
W drużynie Iskry pokazał się Kohei Kato, znany z Podbeskidzia i Widzewa Łódź.
Z popisów byłych ekstraklasowiczów to chyba tyle. Aha, chociaż warto odnotować dwa porządne eurowpierdole, które zebrali Rudinilson (co to był za gość!) i Nemanja Mitrović. Były piłkarz (?) Lechii Gdańsk wyłapał 1:6 od Bodo/Glimt w barwach Żaligrisa Kowno (na ławce siedział Simonas Paulius), a eks-jagiellończyka i jego Maribor z pucharów wyrzuciła ekipa z Irlandii Północnej, czyli Coleraine. O ile tym, że ekipa, która wystawia w obronie Rudiego, dostaje do bagażnika szóstkę, nie jesteśmy przesadnie zaskoczeni, tak już wpadka Słoweńców z amatorami przypomina największe polskie eurowpierdole wszech czasów.
To jeszcze krótka lista tych, na których natrafiliśmy po drodze, ale zbytnio się nie wyróżnili.
Lista chwały (awansowali)
- Uros Korun (Piast Gliwice) – Olimpia Ljubljana ograła Vikingura 2:1 po dogrywce, cały mecz
- Gustavo Busatto (Podbeskidzie) – CSKA Sofia wygrała z Sirens Malta 2:1, bronił cały mecz
- Hugo Videmont (Wisła Kraków) – Żalgiris Wilno wygrał z Paide, grał cały mecz
- Stefan Askovski (Górnik Łęczna) – Botosani wygrało z Ordobasami, grał do 89. minuty
Lista wstydu (odpadli)
- Alexandre Cristovao (Zagłębie Sosnowiec) – Keshla przegrała z Laci, grał do 64. minuty
- Elvir Koljić (Lech Poznań) – Craiova przegrał z Lokomotivem Tbilisi, grał caly mecz
- Sergiej Mosnikov (Pogoń Szczecin, Górnik Zabrze, Górnik Łęczna) – Paide przegrało z Żalgirisem, grał cały mecz
- Sergiej Chiżniczenko (Korona Kielce) – Ordobasy przegrały z Botosani, grał 45 minut
Fot. FotoPyK