Reklama

Z Damasławka do Serie A. Historia Karola Linettego | KOPALNIE TALENTÓW

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

26 sierpnia 2020, 17:02 • 10 min czytania 11 komentarzy

Do Lecha przychodził jeszcze jako nieco wystraszony, straszliwie skromny, ale zarazem potwornie ambitny chłopiec. Do Włoch wyjeżdżał już z uznaną marką w Ekstraklasie, zdecydowanie bardziej dojrzały. Ale dopiero w Serie A jego talent eksplodował do tego stopnia, że w niektórych meczach Sampdorii zakładał opaskę kapitana. Jak to się stało, że chłopczyk z Sokoła Damasławek trafił do wielkiego futbolu?

Z Damasławka do Serie A. Historia Karola Linettego | KOPALNIE TALENTÓW

Damasławek. Większa wieś na granicy województwa kujawsko-pomorskiego i wielopolskiego. Dziś można do niech dojechać z Poznania w godzinę z hakiem. Ale dekadę temu nie prowadziła do tej wioski trasa S5 i podróż do stolicy Wielkopolski trwała dłużej. – To miejsce, z którego się wyjeżdża. Za pracą, za spełnianiem marzeń. Mało kto z młodzieży chce tu spędzić resztę swojego życia. Nie powiem, że każdy, ale większość dzieciaków myśli pewnie o tym, by rozwijać się w większych miastach – mówi Damian Marzec, prezes Sokoła Damasławek.

Zjeżdżamy z S5, przejeżdżamy przez kilka mniejszych miejscowości, po niespełna kwadransie widzimy Damasławek. Kilka bloków, szkoła, ryneczek. Obok stawek, nad którym kilka dziewczyn spędza sierpniowe popołudnie. Żeby dotrzeć na boiska Sokoła przejeżdżamy przez torowisko, mijamy drogowskaz na Wągrowiec i skręcając w pole docieramy do boisk. Pełnowymiarowa i zadbana zielona murawa, odnowiona trybunka, budka spikera. Obok betonowy kort, betonowe boisko do koszykówki (z koszami ustawionymi po złych stronach – jakby bramki piłkarskie stały przy liniach bocznych), kameralny budynek klubowy. Po drugiej stronie pustej ulicy mieści się drugie boisko – treningowe, mniej równe, mniej zielone. Gdybyśmy przyjechali tydzień wcześniej, to obejrzelibyśmy wystawę koni.

“Ponoć jest spoko, czasem do nas przyjeżdża”

Baner przy budynku klubowym obwieszcza światu, że Sokół ma już przynajmniej 25 lat. – Dwa lata temu obchodziliśmy dwudziestopięciolecie. Sokół się zmienia. Wyremontowaliśmy trybunę, staramy się o budowę orlika. Sołtys obiecał nam, że powstanie do końca jego kadencji. Brakuje nam trochę tego orlika, bo mamy około stu dzieciaków w swoich grupach juniorskich – mówi Marzec. O 18:00 zaczyna się trening seniorów. Gdy czekamy na zawodników zespołu z ligi okręgowej, zagaduje nas dziewięciolatek trenujący w Sokole.

Reklama

A co tu robicie? – zaczepia.

– Kręcimy film. Kojarzysz Karola Linettego? – pytamy.

No… – odpowiada wyraźnie zakłopotany.

Przyjeżdża do was czasami?

– Do mnie nie.

– Ale tak w ogóle – do Damasławka?

Reklama

– To tak. Podobno jest spoko. Każdy go tutaj zna.

Karol Linetty zaczynał grę w Sokole mniej więcej wtedy, gdy ten dziewięciolatek. Od początku wyróżniał się zadziornością w grze. Potrafił dryblować, piłka mu nie przeszkadzała, ale większość chłopców w jego wieku nieźle hasa z piłką do przodu, ale gdy trzeba o nią powalczyć, to odpuszczają. Linetty był inny. – Pamiętam, że zobaczyliśmy go na takich konsultacjach w Lwówku. Miał niesamowity doskok do piłki, świetnie sobie radził w odbiorze. To było nietypowe dla młodych chłopców – mówi Patryk Kniat, trener Linettego w Lechu Poznań.

Zanim jednak trafił do Lecha, to trenował pod okiem Kazimierza Kaźmierczaka w Sokole. To klubowa legenda, jeden ze współzałożycieli klubu, dzisiaj pracownik gospodarczy. Zaraz przechodzi na emeryturę, ale w klubie cieszy się niezwykłą estymą. Trudno znaleźć wychowanka Sokoła, który nie pracowałby pod okiem pana Kazia. Linetty na boisko przychodził pieszo – w Damasławku wszędzie jest blisko, choć akurat do klubu trzeba kawałek przejść, bo boisko jest już właściwie za wsią. Ale dreptał dzielnie. Rodzice nie musieli go zachęcać – sam brał piłkę pod pachę, kozłował ją sobie po drodze. Radosny dzieciak z piłką siadał na tych samych ławeczkach, które do dziś stoją przy budynku klubowym.

Co miesiąc doba w aucie

Do Lecha trafił jako dwunastolatek. Początkowo dojeżdżał do Poznania dwa razy w tygodniu. – Rodzice poświęcali mu mnóstwo czasu. Wieźli go prawie dwie godziny do Poznania, czekali aż skończy trening i znowu niemal dwie godziny do Damasławka. Dwa razy w tygodniu, osiem razy w miesiącu. Czyli na samą podróż co miesiąc spędzali ponad dobę w aucie – wspomina Marzec, którego mama dobrze zna się z rodzicami Linettego.

Widać było, że ma ten dryg do piłki. Dobry drybling, uderzenie, praca w defensywie. Zastanawialiśmy się też nad tym, jaka pozycja jest dla niego optymalna. Uderzało nas też to, że poza boiskiem był niezwykle skromny, często siedzący gdzieś na uboczu, a na boisku zmieniał się w bestię pełną energii. To nie był dzieciak, który w szatni gra pierwsze skrzypce. Bywały momenty, że miał pod górkę… – wspomina Kniat.

W Lechu niektórzy koledzy wyzywali go od wieśniaka. Pojawiały się docinki – że nie zna kinowy hitów, że nie jest na bieżąco z modnymi butami, że nie ma odpowiedniej fryzury. Gdy Karol skończył szkołę podstawową musiał wraz z rodzicami podjąć decyzję – przeprowadza się do Poznania, trafia do Szkoły Mistrzostwa Sportowego i mieszka w bursie? Czy może woli zostać w Damasławku?

Klamka zapadła. Linetty zamieszkał w bursie. Ale nie brakowało trudnych momentów. Wieczór kilka tygodni po przeprowadzce. Karol dzwoni do rodziców. – Mama? Przyjedziecie po mnie? Chyba nie dam rady… – mówi do słuchawki. Pani Elżbieta z mężem wsiadają do auta. Jadą do Poznania, docierają do bursy. – Co się stało? – pytają. – Chyba już okej… Dziękuję, że przyjechaliście. Zostanę – słyszą. Wychodzą z bursy, mama ma łzy w oczach. Wiedzą, że synowi jest ciężko, ale zdają sobie też sprawę, że to dla niego wielka szansa, by realizować swój talent.

Wyłamywanie palców przed meczami

Są w szatni tacy chłopcy, których słychać już zza drzwi. Gadają głośno, krzyczą, po zwycięstwach intonują przyśpiewki. Karol taki nie był. Czasami musiałem go wręcz szukać w tej szatni – mówi Kniat. Czasami przed meczami słychać było pstrykanie. Może bardziej trzaskanie. Źródło tego dźwięku? Palce u rąk Karola Linettego, które wyłamywał sobie ze stresu. Nerwy puszczały wraz z wyjściem na boisku. Zamieniał się w bestię, pożeracza piłek. – Czasami zamykaliśmy oczy, gdy Karol sunął wślizgiem. Kiedyś mu powiedziałem „chłopie, ty się kiedyś nabawisz przez to jakiegoś poważnego urazu” – mówi Kniat. Proroctwo się spełniło – w Lechu podczas meczu z Podbeskidziem ruszył w pogoń za niecelnym podaniem za linię obrony. Zderzył się z bramkarzem, upadł bezwładnie na murawę. Przerażeni kibice oglądali walkę ratowników z karetki z bandami reklamowymi. Ostatecznie Linetty wyjechał ze stadionu w karetce pogotowia, do końca sezonu już nie wybiegł na boisko.

W barwach młodzików Lecha szybko dostrzegli, że Karol ma niesamowity apetyt. Podczas wyjazdów Kolejorz zawsze zamawiał pewną liczbę obiadów. Ale zawsze zdarzyło się, że ktoś nie pojechał, więc jeden czy dwa posiłki zostawały na stole. Na początku trener jeszcze pytał „ktoś chce dokładkę?”. Ale z czasem po prostu dodatkowy talerz lądował pod nosem Linettego. A ten pochłaniał drugi, czasem i trzeci obiad.

Pamiętam takim wyjazd na jakiś mecz z Legią w Warszawie. Karol po drodze kiepsko się czuł. Ale chciał grać. Był nieustępliwy jak zwykle, biegał jak szalony. W pewnym momencie podniósł rękę, podbiegł do linii bocznej i zwymiotował. Chciałem go ściągnąć z boiska, a on wrócił i po chwili asystował – śmieje się Kniat.

Był taki turniej towarzyski w Damasławku. Grałem też wtedy u nas w seniorach. Przyjechał ten malutki Linetty, bo Karol był dość skromnej postury. Miał wtedy – bo ja wiem… Z czternaście lat? Może piętnaście. A naprzeciw niego my, już wtedy faceci przerastający go wzrostowo o głowę lub dwie. Ale gdy dostał już piłkę, to nie mogliśmy go złapać. Po prostu wjeżdżał do bramki – opowiada Marzec.

Możesz nie być na ślubie – o ile przywieziesz medal

Jako siedemnastolatek pojechał na młodzieżowe mistrzostwa Europy. Wielka szansa dla chłopaka z Lecha, który mógł pokazać się przed dziesiątkami skautów z całego świata. Pojawił się jednak problem. W dzień meczu reprezentacji Polski z Belgią siostra Karola brała ślub. Sylwia powiedziała bratu, że wybaczy mu nieobecność jeśli ten przywiezie z Euro medal. Przed uroczystością wszyscy goście najpierw obejrzeli mecz kadry, a dopiero później ksiądz zaprosił wszystkich do kościoła. Linetty z Euro przywiózł brązowy medal. Sylwia wybaczyła.

Ale po mistrzostwach do Linettego odezwali się przedstawiciele dwóch klubów. O młodego pomocnika zabiegał Anderlecht oraz Borussia Dortmund. Karola z Lechem łączył wówczas tylko juniorski kontrakt, więc potentaci z zachodu mogli go pozyskać za ekwiwalent szkoleniowy. Pozostało im tylko przekonać rodziców Linettego. Lech postanowił walczyć. Wysłał do Damasławka delegacje, która miała przekonać rodziców Karola, by ci odrzucili dobrą finansowo ofertę dla chłopaka i jego rodziny. Argumenty Lecha były dość mgliste – ścieżka rozwoju, stopniowe wprowadzanie do pierwszej drużyny, szansa przy Bułgarskiej. Anderlecht i BVB kładły na stół dobre pieniądze. Delegacja zajechała do rodzinnego domu Karola. Tam czekała na nich skromna kolacja. Do dziś nie wiadomo jakim cudem udało im się przekonać państwa Linettych, by Karol został w Lechu.

W pierwszej drużynie Kolejorza rósł w oczach. Bardzo pomagał mu Rafał Murawski, Linetty dostawał coraz więcej szans od Mariusza Rumaka. Gdy po aferze jarocińskiej Murawski wyleciał z drużyny, wówczas rola Linettego wyraźnie wzrosła. W sezonie 2014/15 był już kluczową postacią lechitów. A mimo to wciąż nie emanował typowymi dla piłkarzy cechami – chęcią błyszczenia w mediach, pociągiem do blichtru, eksponowaniem swoich zarobków.

Strefa mieszana po jednym z meczów przy Bułgarskiej. Lechici przechodzą przez mix-zonę, krótko rozmawiają z dziennikarzami i przemykają na parking do zaparkowanych tam samochodów. Jaki jeden z ostatnich z szatni wychodzi Linetty. Prowadzi rower, czym wzbudza zainteresowanie dziennikarzy. – Nie no, do mieszkania mam kawałek, chwila moment i jestem na miejscu – peszy się, gdy ci pytają go o oryginalny wśród zawodników środek transportu. Wywiady go peszyły, odpowiadał krótko, nerwowo się uśmiechał przy każdym pytaniu kierowanym do niego. Nie to, że nie lubił dziennikarzy. Po prostu wolał przemawiać na boisku.

Ty jesteś ten Karol Linetty?

Runda finałowa sezonu 2014/15. Mecz Lecha z Legią w Warszawie. Wyścig o mistrzostwo Polski wchodził w decydującą fazę i spotkanie przy Ł3 mogło zadecydować o tym, czy trofeum zostanie w Warszawie, czy trafi do Poznania. Do przerwy było 0:0, a w szatni lechitów panowały całkiem niezłe nastroje. Przecież remisowali na stadionie rywala, który niedawno ograł ich w walce o puchar. Atmosfera zadowolenia pękła jednak, gdy do szatni wpadł Skorża. Purpurowy ze ze złości.

Kurwa, czy wy ich widzicie? CZY WY ICH WIDZICIE? Oni są osrani na tym boisku, boją się przyjąć piłkę pod presją, nic nie grają. A wy stoicie i patrzycie. Kurwa, wy stoicie i patrzycie, zamiast ich dojechać.

W tym momencie Skorża odwraca się do siedzącego za nim Karola Linettego.

– A ty? Jak się nazywasz?

– Linetty, trenerze.

– Jak ty się, kurwa, nazywasz?!

– No Karol Linetty, trenerze.

– TEN, KURWA, LINETTY?! CO CIĘ NIBY CHCĄ W BORUSSII DORTMUND I ANDERLECHCIE?!

– No tak, trenerze.

– No to wychodzisz, kurwa, na drugą połowę i tego Vrdoljaka, to masz zapierdolić. Siadasz mu na plecach, on jest przerażony, gdy ma piłkę. Jedziesz z nimi, ale, kurwa, jak Karol Linetty, a nie jakaś wymoczka. Skoro ty jesteś ten cały Linetty, to pokaż to.

Cztery minuty po wznowieniu gry było już 2:0 dla Lecha. Drugiego gola strzelił Karol Linetty. Odebrał piłkę Vrdoljakowi na połowie boiska, przebiegł z nią 30 metrów i strzałem przy słupku zdobył piękną bramkę. Lech ostatecznie został mistrzem Polski.

Niedługo później Linetty wyjechał do Włoch. Trafił do Sampdorii, jeździł na zgrupowania reprezentacji Polski. Na pierwszym zgrupowaniu do Roberta Lewandowskiego mówił per pan. Ale „Lewy” szybko wybił mu z głowy takie zwroty. Linetty pytał go o dietę, później nawiązał współpracę z żoną Lewandowskiego. Okazało się, że jest uczulony na gluten i przedefiniował swoją dietę. Zbudował mocną muskulaturę, wyraźnie zmężniał fizycznie. Dzisiaj nie wygląda już jak Karolek – jak często zwracano się do niego jeszcze w seniorskiej szatni Lecha. Ożenił się z Wiolettą, którą poznał jeszcze w Poznaniu. Rok temu został tatą.

Nadal skromny, ale piłkarsko dojrzalszy

W Sampdorii miał bardzo mocną pozycję. W tym sezonie kilkukrotnie zakładał opaskę kapitana, w zeszłym roku kibice klubu z Genui wybrali go do najlepszej jedenastki dekady swojego zespołu. Ale nadszedł czas na zmiany. Dzisiaj został piłkarzem Torino, gdzie trenerem jest Marco Giampaolo. Trener, który widział w nim swojego żołnierza. Bo Linettego szkoleniowcy chwalą za niezwykłą dojrzałość taktyczną. Do spełnienia pozostaje mu tak naprawdę tylko ugruntowanie swojej pozycji w reprezentacji Polski.

Czy się zmienił? Pozostał skromnym chłopakiem. Czasami zadzwonię, zapytam co słychać, zawsze chętnie pogada i pomoże. Nie ma żadnej sodówki. Ale w życiu piłkarskim nabrał pewności siebie. Każdemu trenerowi życzyłbym takiego wychowanka – mówi Kniat.

Dziś nie ma mowy o tym, by z nerwów wyłamywał sobie palce ze stawów przed meczami Serie A. A dla chłopców z Damasławka jest wzorem. Bo – jak mówi dziewięciolatek z Sokoła – Karol jest spoko i czasami do Damasławka wpada.

DAMIAN SMYK

***

Historią o Karolu Linettym rozpoczynamy cykl reportaży i wideoreportaży o klubach, w których znani polscy piłkarze rozpoczynali swoje kariery. Będziemy opowiadać w nich historię o tym, jak dzisiejsi reprezentanci Polski (i nie tylko) przychodzili na pierwsze treningi, jak się rozwijali i jakimi dzieciakami byli lata temu. Materiały realizujemy we współpracy z PKO Bankiem Polskim. Na następny odcinek z cyklu “Kopalnie Talentów” zapraszamy za dwa tygodnie.

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Bartosz Lodko
0
Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Kopalnie talentów

Polecane

Polski siatkarz gra w Izraelu. „Czuję się bezpiecznie. Narracja mediów jest rozdmuchana”

Jakub Radomski
28
Polski siatkarz gra w Izraelu. „Czuję się bezpiecznie. Narracja mediów jest rozdmuchana”

Komentarze

11 komentarzy

Loading...