Znane chińskie przekleństwo, w ostatnich 12 miesiącach przypominane chyba tysiąc razy, mówi: obyś żył w ciekawych czasach. Szczerze mówiąc, my nie do końca wiemy, kogo Chińczycy chcieli w ten sposób przekląć, bo my możemy skakać ze szczęścia, że żyjemy akurat w tych czasach, w których możemy podziwiać Roberta Lewandowskiego. Że kiedy ktoś nas kiedyś zapyta, czy słyszeliśmy o takim piłkarzu, powiemy, że nie tyle słyszeliśmy, co widzieliśmy na własne oczy, jak bił kolejne rekordy i zapisywał się w historii futbolu.
Gdybyśmy chcieli zacząć na przekór, powiedzielibyśmy, że trzech celów nie udało się zrealizować. Bo tak rekord Gerda Mullera, jak i Cristiano Ronaldo, pozostały nienaruszone, tak samo jak przegrany został wyścig o „Złotego Buta”. Ale szanujmy się, nawet największy malkontent nie może powiedzieć, że do Roberta Lewandowskiego można się choć trochę przyczepić. Wczoraj wieczorem, gdy Robert przyklepał potrójną koronę i wdrapał się na szczyt klubowej piłki, stało się jasne, że to sezon na tyle bliski ideałowi, że czepiać się to szukać dziury w całym.
Niekwestionowany król Bundesligi – 34 gole
Zacznijmy od rozgrywek ligowych, w których Lewandowski – tradycyjnie już – nie miał sobie równych. Piąty tytuł króla strzelców był dla niego w zasadzie formalnością, bo przez większość wyścigu odstawał stawce jak Mercedesy w Formule 1 od kilku ładnych lat. Przekroczona średnia gola na mecz. Co więcej, nawet po odjęciu trafień z rzutów karnych Lewandowski zachowuje średnią 0,95 gola na mecz. To odbija argumenty o pompowaniu wyniku „jedenastkami”, jak w przypadku Cristiano Ronaldo i Ciro Immobile, którzy ścigali się z Polakiem o „Złotego Buta”. Oczywiście, jak to w takich sytuacjach bywa, Lewandowski „popsuł” też algorytm. Według xGoals ma na koncie nadwyżkę bramek – +6.5. Wspominamy o tym dlatego, że sezon wcześniej RL9 miał praktycznie takie same… braki strzeleckie. To o tyle ciekawe, że udowadnia dwie rzeczy:
- Kapitalny sezon wcale nie jest jednorazową przygodą, to element wypracowany
- Tak samo, jak wypracowana jest znacznie wyższa skuteczność
- Czyli – podsumowując – mimo 32 lat na karku Lewandowski nadal rozwija się w szalonym tempie
Aha, warto dodać jeszcze jedno. Robert kapitalnie wypada pod względem celnych strzałów. Notuje średnio 1.96 celnych uderzeń na mecz, co jest siódmym wynikiem w Europie. Ale w przeciwieństwie do poprzedzających go piłkarzy, w tym Cristiano Ronaldo, nie bombarduje bramki rywala niesamowitą liczbą strzałów. Lewandowski owszem, oddaje sporo prób, jednak skupia się na jakości, a nie ilości. Być może dlatego jego ratio strzały celne/gole to 0,49, co jest wynikiem kapitalnym i niespotykanym u innych zawodników ze ścisłego topu. Precyzja. Skuteczność. Maszyna.
Świeżo upieczony król Ligi Mistrzów – 15 goli
Wielu jest kapitalnych napastników, którzy nigdy w karierze nie zdołali zdobyć tytułu króla strzelców Ligi Mistrzów. W zasadzie w ostatnich latach żaden snajper z topu – poza Lewandowskim i Neymarem – nie zdołał przełamać dominacji Cristiano Ronaldo i Leo Messiego. Zlatan, Sergio Aguero, Harry Kane – nikt z nich nie może się pochwalić tym, czego dokonał polski snajper. Zresztą – ostatnio zauważyliśmy, że niewielu w ogóle dobijało do progu 10 goli w Lidze Mistrzów. Osiągnąć coś takiego dwa razy? Niewyobrażalne, w ostatnich latach poza wspomnianą wcześniej dwójką, dał radę tylko Ruud van Nisterlooy. I oczywiście Robert, który po raz drugi kończy sezon z dwucyfrówką na koncie.
A teraz jeszcze krótka ściągawka, najlepsze wyniki królów strzelców w historii tych rozgrywek:
- Cristiano Ronaldo – 17 goli
- Cristiano Ronaldo – 16 goli
- ROBERT LEWANDOWSKI – 15 goli
- Cristiano Ronaldo – 15 goli
Messi kto? Tak, możemy żartować, ale chyba nie doceniamy w pełni tego, czego Lewandowski dokonał. Ten wynik to inna galaktyka, bo przecież Polak musiał sobie radzić bez rewanżów w ćwierćfinałach i półfinałach. W dodatku do tytułu króla strzelców dorzucił też tytuł najlepszego asystenta rozgrywek. To sprawdźmy jeszcze, jak wygląda klasyfikacja najlepszych „kanadyjczyków”.
- Cristiano Ronaldo – 22 (17+5)
- Robert Lewandowski – 21 (15+6)
- Lionel Messi – 21 (14+7)
- Roberto Firmino – 18 (10+8)
Reszta? Nie ma o czym mówić, inna liga. Wyniki ledwo wykraczające poza „dyszkę”, jak u Neymara i Samuela Eto’o (13). Trójka, która przekroczyła wypracowanie 20 bramek w jednym sezonie, takie liczby wykręca na okrągło. Można się rozejść.
Puchar dopełnił sukcesu – 6 goli
Last but not least, jak mawiają Anglicy. Ktoś powie, że Puchar Niemiec to trofeum zupełnie zbyteczne w tym zestawieniu. Zwłaszcza przy wcześniejszych sukcesach wygląda trochę blado. Ale czy na pewno? Niekoniecznie. Robert Lewandowski z sześcioma golami w Pucharze Niemiec został nie tylko królem strzelców tych rozgrywek. Został także autorem sukcesu Bayernu na tym polu. Wystarczy spojrzeć, jak rozkładały się jego trafienia.
- Gol dający prowadzenie z Energie Cottbus
- 2 bramki pieczętujące wygraną z Hoffenheim (na 3:1 i 4:1, skończyło się 4:3)
- Gol na wagę awansu do finału z Eintrachtem
- 2 bramki w finale rozgrywek
Sami widzicie – ciężko uznać to za dodatek. To po prostu kolejna składowa, kolejny element fundamentu wylanego pod końcowy sukces.
***
Robert Lewandowski w sezonie 2019/2020. Potrójny mistrz. Potrójny król strzelców. Autor 55 goli oraz 10 asyst w 47 meczach. Człowiek, który miał udział przy bramce Bayernu Monachium co 63 minuty. Doliczamy kadrę? Świetnie, to mamy 59 bramek i 12 asyst w 53 występach. Udział przy bramce co 65 minut.
Czwarty najlepszy strzelec w historii Ligi Mistrzów. Trzeci najlepszy wynik indywidualny w historii tych rozgrywek. Trzeci najlepszy strzelec w historii fazy pucharowej Ligi Mistrzów. A także trzeci najlepszy strzelec w historii Bundesligi. To wszystko wykaz rekordów, które Polak pobił w trakcie poprzednich rozgrywek. To też dowody na to, że ten gość nie potrzebuje ani złotych piłek, ani złotych butów, żeby udowodnić, że był najlepszym piłkarzem świata w sezonie 2019/2020.
Fot. Newspix