To nie był tak spektakularny mecz Bayernu, jak w ćwierćfinale z Barceloną. Natomiast dostaliśmy dziś w finale Ligi Mistrzów jedną z pocztówek od futbolu 2020 roku. Momentami chore tempo, nieprawdopodobnie wysoki pressing, a zarazem też gwiazdy usunięte nieco w cień. Dziś w Lizbonie błyszczeli ci, którzy na co dzień byli nie co w cieniu – Joshua Kimmich, Thiago Alcantara czy Kingsley Coman. To nie był wieczór Neymara czy Mbappe. To był wieczór najlepszej drużyny Europy. Wieczór Bayernu Monachium.
Gdy jesienią zeszłego roku Hansi Flick zastępował na stanowisku trenera Niko Kovaca, to nawet w oficjalnych komunikatach klubu przewijało się stwierdzenie o “tymczasowym szkoleniowcu”. Miał poprowadzić zespół w dwóch meczach, w przerwie na zgrupowania reprezentacji zastąpić go miał któryś z wielkich trenerów. Mówiło się sporo o Wengerze, padały mocne kandydatury. Flick obronił się rozbiciem Borussii Dortmund. Bayern dał mu szansę do końca rundy. Znów się obronił. Wiosną nie było w Europie regularniejszej drużyny od monachijczyków. Na turnieju finałowym w Portugalii też nie było mocnych na maszynę Flicka.
Gdy Mbappe marnował idealną sytuację bramkową jeszcze przed przerwą, to przed oczami stanęło nam pudło Ekambiego w starciu Lyonu z Bayernem. Niewykorzystn… nie, nie będziemy was męczyć tym banałem. Bo to też wcale nie musiał być mecz do jednej bramki. Oba zespoły stworzył dziś widowisko okraszone przynajmniej kilkoma sytuacjami, w których gole mogły, a czasami wręcz powinny paść.
To nie był wieczór Neymara i Mbappe
Ale wielcy nie mieli dziś swojego dnia. Rzeczony Mbappe zmarnował setkę, stać było go na dwa rajdy, był zdecydowanie w cieniu biegającego za nim Kimmicha. Neymar? Przegrał starcie sam na sam z Neuerem, po przerwie jakby stracił swoje magiczne moce. Gubił piłkę, w dwóch sytuacjach w odstępie paru minut wyszedł z nią na aut, z frustracji sfaulował Lewandowskiego i zarobił żółtą kartkę. To trochę mówi o tym meczu – Lewandowski z Neymarem regularnie ścierali się gdzieś w środku pola lub przy ławkach trenerskich. Jeden z najlepszych skrzydłowych świata i jeden z najlepszych napastników globu walczyli ze sobą w kole środkowym.
Ale taki był obraz tego starcia. Pochwała ryzyka. Pocztówka od futbolu z 2020 roku. Pressing z obu stron przypominał nam pierwsze linie frontu z inscenizacji średniowiecznych bitew – hurra, do przodu, atak. W uszach dźwięczał nam charakterystyczny krzyk Franciszka Smudy – “phhhhhreeeeeeeeeeees!!!”. PSG najlepszą szansę przed przerwą miało po przechwycie w 25. metrze od bramki rywala. Bayern potrafił atakować tak – siedmioma piłkarzami na 35. metrze od Navasa, trzema obrońcami ustawionymi na linii środkowej.
Czy PSG mogło ten mecz zamknąć już w pierwszej połowie? Pewnie tak. Ale Bayern miał Neuera w fantastycznej formie. Czy Bayern mógł prowadzić do przerwy? Też mógł. Ale Lewandowski po raz pierwszy w tej edycji Ligi Mistrzów trafił w słupek, a później jego strzał głową wyłapał Navas. To na pewno nie był popis Lewandowskiego w kontekście spektakularności. Ale czy można zżymać się na faceta, który wygrał tryplet (LM+liga+puchar) i w każdych rozgrywkach został najlepszym strzelcem? Do tej pory ŻADNEMU piłkarzowi w historii to się nie udało. Ani Messiemu, ani Ronaldo, ani innym legendom.
Coman bohaterem Bayernu
Bo tak po prawdzie dzisiaj ten finał nie sprzyjał kreowaniu legend. Był popisem zespołu jako całości. Bayern w tej batalii wygrał tym, że miał niezwykle zdeterminowanych zawodników. Znów rzucamy kliszami – poobijany Kimmich jeżdżący na tyłku przez całą drugą połowę. Muller, który po prostu był Mullerem. Thiago z opuszczonymi do połowy łydek getrami nakręcający zmieniającego go Tolisso. No i Coman.
To nie był oczywisty wybór Flicka. Perisić przecież grał dobrze w tym turnieju finałowym, ponadto gwarantował lepsze zabezpieczanie Daviesa w tyłach. Ale to jest ten nos trenera. Coman rozkręcał się z minuty na minutę. Gdy Kehrer miał jeszcze naładowane baterię, to potrafił go czytać, wyprzedać, wybijać mu piłkę. Ale prawy obrońca paryżan słabł. I Bayern to widział.
Asysta Kimmicha przy tym jedynym trafieniu tego wieczoru była spektakularna. Ale i wykończenie Comana stało na poziomie “gdzie ten człowiek ma układ nerwowy”. Francuz najpierw znalazł sobie przestrzeń, poczekał na piłkę i bezbłędnie strzelił obok Navasa. To był dopiero jego ósmy gol w tym sezonie. I być może jego najważniejsze trafienie w całej karierze.
Spodziewaliśmy się jakiejś szalonej reakcji ekipy Tuchela. Wiecie, jak to bywa – ostatni kwadrans przy przewadze jednej bramki, zespół prowadzący cofa się pod własne pole karne, rywal podwaja skrzydła, wrzuca coś na aferę, kreuje stałe fragmenty. Ale tu tego nie widzieliśmy. Oglądaliśmy niesamowicie zdeterminowany Bayern, który kasował zagrożenie jeszcze na połowie przeciwnika. Kolejne klisze – Muller robiący sanki w nogi Bernata, Lewandowski wieszający się na Kimpembe, Davies blokujący rozpędzającego się Di Marię. Zagrożenie przyszło raz, gdy Neymar próbował ni to wrzutki, ni to strzału. Ale nie dało się odczuć tego, że prowadzenie Bayernu wisi na włosku.
Najlepszy Bayern w historii?
Nie mamy wątpliwości – Bayern był najlepszą drużyną Europy w 2020 roku. W turnieju finałowym na portugalskiej ziemi był drużyną, która ani przez moment nie zdawała się jechać na oparach. Było coś w tym zespole takiego iście lewandowskiego – gdy trzeba było, to jedenastu chłopa dźwigało fortepian. Gdy trzeba było na nim zagrać, to w jedenastu siadali do fortepianu i odgrywali najpiękniejszą melodię tego lata.
Hans-Joachim Watzke z Borussii Dortmund powiedział, że to najlepszy Bayern w historii. A przecież Bawarczycy w latach ’70 zdominowali na kilka lat Europę. Przecież maszyna z Robbenem i Riberym na skrzydłach wydawała się niedościgniona. I przecież na zawodnikach Bayernu w pewnym sensie zbudowany był triumf Niemców na mundialu 2014.
Ale czy z Watzke można w tym momencie polemizować? Pod ten walec wpadłby dziś każdy. Barcelona w kryzysie, rewelacja rozgrywek Lyon czy Paris Saint-Germain z najdroższym duetem na świecie.
Nie, tego Bayernu nie dało się w tym roku powstrzymać. Nie ludzką siłą.
Bayern Monachium – Paris Saint-Germain 1:0 (0:0)
Kingsley Coman (59.)
fot. NewsPix