Joshua Kimmich to produkt idealny niemieckiego futbolu. Gwiazda światowej piłki. Jeden z liderów Bayernu Monachium i jeden z głównych architektów awansu bawarskiej drużyny do finału Ligi Mistrzów. Uwielbiany przez Guardiolę. Nieklonujący Lahma. Potrafiący skrytykować Joachima Loewa i władze klubu. Nazywany Gretą Thunberg niemieckiego futbolu. Świetny na boisku, wyróżniający się poza nim. Wymykający się wszelkim kategoriom, a zarazem doskonale je spełniający. Oto Kimmich i jego historia.
***
21 sierpnia, piątek. Bayern na chwilę przed finałem Ligi Mistrzów. Świat obiega obrazek. Hansi Flick otoczony sześcioma liderami swojej drużyny. Manuel Neuer, Thomas Mueller, Robert Lewandowski, David Alaba, Thiago i Joshua Kimmich. Pozycja każdego z nich jest niepodważalna. Dwaj Niemcy to legendy klubu, Polak to najlepszy zawodnik drużyny, Austriak lider defensywy, Thiago główny rozgrywający. A Kimmich? Kimmich to po prostu Kimmich. Najmłodszy z całej szóstki, ale z tak samo monstrualnie olbrzymim wpływem na tożsamość Bayernu na boisku i poza nim.
Rozgrywa genialny sezon. Niezależnie, czy gra na prawej obronie, czy na środku pomocy – gra wybitnie. Absolutnie wybitnie. Bundesliga? Mistrzostwo, trzydzieści trzy mecze, trzy gole, dziewięć asyst. Puchar Niemiec? Zdobyty, sześć meczów, jeden gol, cztery asysty. Liga Mistrzów? Finał przed nim, do tej pory wszystkie rozegrane mecze, a w dwóch ostatnich gol i trzy asysty. Jeden z bohaterów tego sezonu. Bez dwóch zdań.
W jego tegorocznym geniuszu nie ma przypadku. Już wcześniej był świetny. To produkt niemieckiej szkoły futbolu.
***
Niegdyś Chris Jastrzembski uznawany był za duży talent. Jego młodszy brat, Dennis Jastrzembski, jest piłkarzem Bundesligi, ale sam przyznaje, że dorastał nieco w cieniu brata. Jastrzembski szkolił się w Niemczech, ale od początku był zdecydowany do gry dla reprezentacji Polski. Zaliczał przeróżne młodzieżówki. Środkowy pomocnik. Jego kariera nie wypaliła. Najpierw zatrzymała się na epizodzie w I lidze, a potem na dobre utknęła w niższych ligach za naszą zachodnią granicą. Ale co zobaczył, to jego, a że zobaczył proces szkolenia DFB, to trochę ciekawych spostrzeżeń ma. Ot, na przykład na temat pozycji numer 6 albo 8.
W środku pola, nawet w Niemczech, dużo jest walki, pojedynków fizycznych, naprawdę świetni zawodnicy grali w niemieckich reprezentacjach na środku pomocy, bo choćby Michael Ballack, Bastian Schweinsteinger, a teraz takim wzorem DFB do środka pola jest Joshua Kimmich. Wydolny, techniczny, ale też bardzo silny w pojedynkach fizycznych.
Niemcy dbają, żeby ten profil, zachowując wszystkie proporcje, był utrzymywany w szkoleniu na każdym poziomie?
To dla nich wręcz kluczowe. Środkowy pomocnik ma być sercem drużyny, musi być wytrzymały i dobry technicznie, żeby najpierw ciężko harując, odebrać piłkę rywalowi, a potem dograć ją w odpowiednie miejsce do zawodnika z przodu.
I nieprzypadkowo jako wzór wskazywany jest Kimmich.
***
Jako dzieciak widział, jak koparki zasypują jego ukochane boisko na długo niezagospodarowanej działce nieopodal jego domu. Widział to przez okno swojego pokoju. Zresztą, jedno z okien, które kilka razy zdarzyło mu się z kolegami wybić. Te budowy, odebranie mu podwórka, to był symbol tego, że czas przenieść się do akademii i w końcu wejść na drogę w stronę wielkiego futbolu. Klasyczną drogę. Długo się przed nią wzbraniał. Obserwował, jak jeden z jego kolegów, wyrwany przez szpony Stuttgartu, szybko traci zainteresowanie romantycznością futbolu. A on tego zainteresowania stracić nie chciał.
Więc odmawiał on i odmawiali jego rodzice, choć akademia Stuttgartu naprawdę kusiła. Dzwonili trenerzy, dyrektorzy, menadżerowie. Ale w odpowiedzi słyszeli tylko „nie”. Żałowali. Widzieli w nim talent. Jego podwórkowa drużyna pokonała młodzieżową drużynę Stuttgartu 3:2, a Kimmich strzelił wszystkie gole, choć – wiadomo – to nie o gole chodziło, a o fakt, że ten chłopiec czuł piłkę.
W końcu jednak mury zostały zburzone. Ile można odmawiać?
***
Joshua zaczął przyjeżdżać do oddalonego o godzinę drogi samochodem ośrodka treningowego Stuttgartu. Trwało to trochę czasu, ale zaczęło się to robić męczące – i dla jego ojca, który musiał kilka razy w tygodniu pokonywać kilkaset nadprogramowych kilometrów i dla niego samego, bo bywało, że kładł się grubo po północy, kiedy następnego dnia trzeba było wstać bardzo rano do szkoły. No i nie mógł odrabiać pracy domowej, zawalał naukę, a ta była dla niego bardzo ważna. Przeszedł więc na tryb pełnego etatu. Mieszkanie w akademii, tryb akademii, nauka w akademii. Rozwijał się.
Był przykładny. Popełnił właściwie jedno większe faux pas, kiedy z kolegami wziął udział w bitwie na owoce. To był jakiś posiłek. Chłopcy się rozluźnili, zaczęli rzucać owocami, nie trafiali, wszystko to trafiało na ściany, zrobiły się plamy. Frieder Schrof się wściekł. Kimmich został zawieszony na tydzień. Wielki wstyd, bo w tym samym tygodniu miał podpisać swój pierwszy kontrakt. Na tę okazję specjalnie przyjechali jego rodzice. Podpisał trochę później, ale podpisał, bo wyciągnął wnioski. Jeden z jego kolegów nie miał takiej możliwości, bo on wniosków nie wyciągnął i kilka tygodni później zainicjował kolejną owocową bitwę.
Mądrość zawsze się obroni. Tym bardziej, że Kimmichowi się w Stuttgarcie podobało.
***
Skończyło mu się podobać, kiedy zaczął słyszeć, że są lepsi od niego. A poza tym, że jest za niski, że jeszcze za krótki, żeby grać w seniorach. Trenerów denerwowała też trochę jego impulsywność. Grał dobrze, ale dużo klaskał, dużo krzyczał, dużo dyrygował, dużo dopingował. Generalnie nie lubił go szkoleniowiec jego zespołu, ale znienawidził go już na dobre, kiedy usłyszał, że Kimmich odchodzi do Lipska. “Zostaniesz tam zjedzony” – tak mu powiedział, kiedy jego były podopieczny pakował swoje rzeczy w szatni.
***
W Lipsku urzekł go profesjonalizm. Sterylny, aptekarski, nieskażony profesjonalizm. I Ralf Ragnick, który ponoć wiedział wszystko. O wszystkim. Problem w tym, że Kimmich pojechał na wschód Niemiec z kontuzją pachwiny. Pierwsze miesiące spędził ze słuchawką przy uchu. Sam. Opuszczony. Z dala od domu. Dzwoniący do matki. Jej głos był kojący, ale też tworzył w jego głowie wrażenie, że jest w niewłaściwym miejscu na ziemi. On, sam, opuszczony, stacjonarny rowerek, stół w pokoju masażystów. Czy o to mu chodziło?
Nie, nie o to, on miał tu grać z seniorami. Piłkarze trzecioligowego Lipska patrzyli na niego krzywo. Taki wielki talent niby, a cały czas się leczy, cały czas się rehabilituje. Co on niby umie, taki jest niepozorny. A on, choć umiał dużo, to na boisku nie potrafił tego pokazać. Lipsk grał ostro, agresywnie, ultra-ekspresowo, ultra-wysoko, ultra-łapczywie. Kimmich nie nadążał, ale tylko początkowo – potem złapał rytm, poczuł flow. Zrobili razem awans do 2. Bundesligi, a w kolejnym sezonie nie dość, że spokojnie się utrzymali, to jeszcze pokazali się z niezłej strony, zajmując szóste miejsce w tabeli.
I wtedy stało się to.
***
Rozmowa z agentem.
– Co byś powiedział, gdybym ogłosił ci, że Bayern chce cię mieć?
– Czekaj, co?
– Sama prawda.
– Niemożliwe, chcę to usłyszeć od mojego menadżera.
– Joshua, oni cię chcą.
Bayern zapłacił za niego 8 milionów.
***
Chciał go Pep Guardiola. Wielki Pep Guardiola. Co więcej, Pep Guardiola dosłownie szalał na jego punkcie. Wiedział o nim wszystko. Znowu, tak jak Ragnick. Co umie, czego nie umie, w czym jest genialny, w czym jest fatalny. Usłyszeć od Hiszpana, że jest się w czymś genialnym – marzenie. I to marzenie Kimmich spełniał. Wcale nie było tak, że grał od początku. Nie, zaczął na ławce, wolno wprowadzany, ale wprowadzany. Na środek obrony, bo Guardiola miał wielkie braki na tej pozycji. Wszyscy kontuzjowani, stawiał na nowe warianty. Postawił na Kimmicha.
Wystawił go na głęboką wodę. Chociażby na mecz z Juventusem w Lidze Mistrzów. On, ze swoimi 175 centymetrami wzrostu, kontra silny jak dąb Mario Mandżukić. Nie zagrał wybitnie, maczał palce przy bramkach dla Juventusu, ale to Bayern awansował do ćwierćfinału Ligi Mistrzów.
Guardiola się zachwycał. Mówił, że Kimmich może zagrać na każdej pozycji na ziemi. Że to nie tylko środkowy pomocnik, środkowy obrońca, ale też materiał na bok, i to nie tylko bok obrony, ale może nawet skrzydło. Co więcej, że to może być dobry rozgrywający. Że Kimmich to serce zespołu, nowa tożsamość, świeża krew. Guardiola wprost się rozpływał, a zarazem był bardzo surowy dla swojego młodego podopiecznego.
Świat obiegły obrazki po meczu Bayernu z Borussią. Już po wszystkim. Wszyscy piłkarze na środku boiska. Piątki, wymiany koszulek, podziękowania. I wtedy kamera najeżdża na Guardiolę i Kimmicha. Hiszpan tłumaczy coś niezwykle impulsywnie swojemu piłkarzowi. Krzyczy, pokazuje, klepie go po twarzy, całuje w czoło, przytula, instruuje. Scenka jest bardzo wymowna.
***
Guardiola odszedł. Kimmich pojechał na Euro 2016, gdzie odegrał ważną rolę w zespole, który odpadł w półfinale. Niech o jego występie najlepiej świadczy to, że został wybrany do Drużyny Turnieju przez UEFA. Problem w tym, że wrócił do Monachium, gdzie nie czekało na niego nic dobrego. Klub objął Carlo Ancelotti, który usadził Kimmicha na ławce. Niemiec miał siedzieć i patrzeć na grę Lahma, który po sezonie kończył karierę.
– Dusiłem się. To było dla mnie bardzo trudne – przyznał potem.
Włoch rzucał nim po pozycjach – raz wystawiał go na środku obrony, innym razem w środku pomocy, jeszcze innym na rzeczonej prawej obronie.
***
Chcę być sobą. Nie klonem Lahma, nie drugim Lahmem. Sobą.
Joshua Kimmich
***
Ale ten przestój nie zatrzymał jego rozwoju. Lahm odszedł na emeryturę. Kimmich wszedł w jego buty. Zaczął grać regularnie na prawej obronie i w końcówce kadencji Ancelottiego, i potem u Juppa Heynckesa, i jeszcze później u Niko Kovaca. Rodził się jeden z liderów Bayernu i jeden z liderów reprezentacji Niemiec. Kibice widzieli w nim przyszłego kapitana obu drużyn.
Grał bardzo wysoko, zaliczał mnóstwo asyst (17/18 – 12 asyst , 18/19 – 14 asyst). Jeszcze bardziej zaczął rysować się jego charakter. Zarzucano mu, że na boku obrony gra za wysoko, za ofensywnie, właściwie jak skrzydłowy. On odpierał, że tak musi grać dzisiejszy boczny obrońca, że tego wymaga się od takich, jak on, że boczny obrońca musi być ultra-ofensywny. A przy okazji, gdzieś między słowami, wspominał, że dalej marzy mu się środek pomocy. Bo chce mieć kontrolę. Chce trzymać kierownicę, trzymać lejce, decydować o tempie. Nie odpowiadało mu to, że boczny obrońca długimi momentami nie bierze udziału w grze. A środkowy pomocnik może brać udział w każdej akcji. Stawiać stempel. Bronić. Atakować. Bronić. Atakować. Na zmianę. Cały czas.
A on miał do tego predyspozycje.
***
W międzyczasie cały czas rósł w nim lider.
Był wściekły na siebie, kiedy wykartkował się na rewanż z Liverpoolem. Nie mógł tego znieść. Jego perfekcjonizm i profesjonalizm nie pozwalały mu zaakceptować faktu, że osłabił drużynę. Wziął na siebie odpowiedzialność za spartaczone mistrzostwa świata 2018. Głośno grzmiał na temat przyczyn niepowodzenia.
Nie boi się zabrać głosu w kontrowersyjnych sprawach.
W marcu 2019 roku Joachim Loew przyjechał do Monachium, żeby obwieścić, że trójki Mueller-Hummels-Boateng nie widzi w planach na przyszłościowe budowanie reprezentacji Niemiec. Zagrzmiało. Kibice się sprzeczali. Media dywagowały. Piłkarze wypowiadali się dyplomatycznie. I wtedy pojawił się on.
– Taka droga nie jest w porządku. Rozumiem rozczarowanie chłopaków. Thomas to żywa legenda, ma sto występów w kadrze. Nie można odstrzelić go ot tak po prostu. Zasłużył na kolejne powołanie.
Znamienne jest to, że Jogi w żaden sposób go nie ukarał.
***
W styczniu apelował do władz Bayernu o konieczność przeprowadzeniu transferów. Grzmiał, że na treningach pojawia się tylko 11-12 seniorów, reszta to nieograna młodzież i że do walki o najwyższe cele potrzeba wzmocnień. Hasan Salihamidzić, dyrektor sportowy, nie ukrywał zdziwienia. Mało kto może pozwolić sobie na tak zuchwałe pouczanie władz klubu. Ba, mało kto czuje się wystarczająco silny, żeby przemawiać nie tylko na boisku, ale też poza nim, zarazem nie jątrząc atmosfery w drużynie. W ostatnich latach właściwie tylko Robert Lewandowski mógł sobie na to pozwolić. Oczywiście, swoje mówili też Mueller i Neuer, ale w obu przypadkach dopatrywano się drugiego dnia, zakulisowych gierek, brakowało w tym czystej życzliwości. A Kimmich nie krytykował Bayernu za wąską kadrę, bo tak mu się podobało – tak uważał, tak powiedział. Z troską.
Kimmich nie jest generatorem wyuczonych formułek. Wypowiada się stosunkowo często – ale nie za często – i prawie zawsze bardzo konkretnie. Nie mydli oczu. Kiedy pytano go, jak Bayern będzie radził sobie bez Lewandowskiego, to dokładnie wytłumaczył, jak Bayern będzie radził sobie bez Lewandowskiego. Gdy pytano go, kiedy wiedział, że Barcelona jest na spokojnie do pokonania w ćwierćfinale Ligi Mistrzów, to powiedział, że od samego początku i po kolei wytłumaczył, skąd taki tok rozumowania. Kiedy Bayern grał słabo, mówił, że nie ma w tym przypadku i tłumaczył, dlaczego. I tak cały czas, na każdy temat.
Co więcej, Leroy Sane na swojej prezentacji w Monachium śmiał się:
– Moje rozmowy z Bayernem? Negocjacje? Dajcie spokój. Dobrze, że to już koniec. Kimmich doprowadzał mnie do szewskiej pasji. Wkurzał mnie niemiłosiernie. Dzwonił niemalże każdego dnia i pytał, jak mają się sprawy mojego transferu.
***
Niklas Sule wspominał swój pierwszy trening w Bayernie tak, że Kimmich cały czas na niego krzyczał, cały czas go instruował, cały czas go motywował i cały czas po prostu go wkurwiał. “Nie będzie mnie jakaś płotka pouczać”, warknął w pewnym momencie. Co na to jego młodszy kolega? Dalej krzyczał tak samo głośno, dalej instruował, dalej pouczał. Dzisiaj są kumplami, ale to znamienne, bo taki podobno jest Kimmich. Ma swój cel, swoją wizję i do niej pruje.
***
Niektórych to denerwuje. Bo trudno dopasować go do jakichś kategorii. Kimmich nie wypisuje się z pokolenia perfekcjonistów. Profesjonalistów, którzy nie znają granic. Ludzi, dla których każda sekunda dnia jest istotna i żaden szczegół nie może być przegapiony. Ani dieta, ani siłownia, ani trening indywidualny. Nic. Pewnie nawet każda rozmowa musi być dla nich po coś. To obsesja ciągłego podążania naprzód. Obsesja, w której Kimmich bierze udział. Co chwilę można przeczytać, że zatrudnił kolejnego trenera indywidualnego, że tak dba o swoje życie, że to, że tamto, wszystko według tego idealnego schematu.
Ale z drugiej strony to człowiek barwny. Mówi co myśli. Nie gryzie się w język. Tak jakby nie wiedział, że żyjemy w świecie, jedno zdanie może skończyć każdy długofalowy projekt, a nawet człowieka. Wystarczy odpowiednio wyjąć je z kontekstu i włożyć w zupełnie inny gorset. Ale Kimmich, choć irytuje, bo irytuje, to wychodzi na tym dobrze.
***
Swojego czasu Mehmet Scholl powiedział o nim tak:
– Czytałem te wszystkie jego wypowiedzi, wywiady i to było dla mnie za dużo. Pomyślałem sobie: on staje się taką Gretą Thunberg niemieckiego futbolu. On, mając dwadzieścia cztery lata, wierzy, że może wszystko powiedzieć i wziąć się za każdy temat, czego ja kompletnie nie akceptuję. Nie jest jeszcze wystarczająco dojrzały. Najpierw powinien skupić się na zbudowaniu swojej pozycji jako lider zespołu na boisku. Na ten moment nie jest jeszcze na poziomie Bastiana Schwinsteingera. To żaden lider.
Trudno przyznać mu rację. W tym sezonie Kimmich zaczął grać na środku pomocy i zaczął grać genialnie. Co więcej, jest tak dojrzały i świadomy, że kiedy na mecze z Barceloną i Lyonem wypadł Pavard, on wskoczył w jego miejsce na prawą obronę i zaryzykujemy stwierdzenie, że tylko podwyższył poziom. Takie samo zdanie ma zresztą Hansi Flick.
– A ja właśnie uwielbiam ludzi, którzy mówią prosto z serca i prosto z głowy. Jestem zachwycony Kimmichem.
Świat futbolu też.
Fot. Newspix