Reklama

Tekst czytelnika. Nicolas Anelka – nadal niezrozumiany

redakcja

Autor:redakcja

18 sierpnia 2020, 09:13 • 4 min czytania 11 komentarzy

„Głupek, ignorant i niespełniony talent”. „Nie ucz się na własnych błędach, tylko na błędach Anelki.” „Jak smakuje lekko zgniłe jabłko francuskiej piłki”. Tak na Weszło opisywany był w tytułach Nicolas Anelka. Sam Francuz przedstawił się w tytule nowego filmu dokumentalnego Netfliksa jako „piłkarz niezrozumiany”. Szczerze? Trafił z tym w dziesiątkę.

Tekst czytelnika. Nicolas Anelka – nadal niezrozumiany

Dlaczego? Zacznę – jak mówią Ukraińcy – od żopy strony, od innego przypadku.

Był 1999 rok, w kinach swoją premierę miała pierwsza część „Gwiezdnych Wojen”. Pierwsza, ale chronologicznie czwarta, znacie ją pod tytułem „Epizod I – Mroczne Widmo”. Był tam sobie taki stwór o imieniu Jar Jar, nazwisko Binks. Dziwnie się odzywał, miał charakterystyczny piskliwy głos i generalnie był fajtłapą. 

Od razu wywołał on uczucie wstrętu u starszych fanów sagi. Ani on śmieszny, ani on potrzebny, jedynie irytuje. Aktor odgrywający jego rolę odczuł na własnej skórze nienawiść sympatyków „Gwiezdnych Wojen”. Hejt był na tyle bolesny, że Ahmed Best – bo tak się nazywa odtwórca – rozważał nawet popełnienie samobójstwa. Wcześniej jednak był pocieszany przez George’a Lucasa, reżysera filmu, że odbiorcy nie patrzą na tę postać z szerszej perspektywy. „You’re not looking at the big picture” – twierdził Lucas. Postać grana przez Besta nie była idealna, ale w jej przypadku motyw był prosty. Chodziło o wprowadzenie bohatera, którego mają uwielbiać dzieci, nowe pokolenie wychowane na trylogii prequeli „Star Wars”. I to się poniekąd powiodło – Best po 20 latach uporał się ze swoimi demonami, a Jar Jar (wzorowany, według słów Lucasa, na disneyowskim Goofym) przeżył coś w rodzaju małej rehabilitacji.

Mam dziwne wrażenie, że kiedy oglądamy najnowszą produkcję poświęconą Anelce, motyw miał być podobny.

Próbuje się cały czas wepchnąć krytyków Francuza do tego samego worka, co fani śpiewający „George Lucas zgwałcił nasze dzieciństwo”. Francuzowi daleko do Jar Jara – nie jest on ciamajdą. Lecz tak jak Bestowi, mówiono mu, że jest częścią czegoś wielkiego. Best wcielał się w jedną z pierwszych postaci odwzorowanych na ekranie przy użyciu efektów komputerowych. Anelka z kolei jest dzieckiem Clairefontaine, wychowanym w tym samym pokoleniu co Thierry Henry (który zresztą broni „Nico” w filmie wiele razy). Był wielkim talentem – do piłki zaliczył wejście w nastoletnim wieku niemalże na poziomie Mbappe.

Reklama

Prowadzi nas za rękę przez każdy etap swojego życia – od Francji, poprzez PSG, Arsenal, Real Madryt, Liverpool, Manchester City, Chelsea, reprezentację „Tricolores”. Jest obieżyświatem, poznał nowe kultury, zobaczył inny świat. Jak na chłopaka urodzonego w Le Chesnay, jego kariera wygląda olśniewająco. W jego życiu wszystko przyszło jednak za szybko. Wchodził do PSG niedługo po jego awansie do półfinału Champions League. Z Arsenalem zdobywał mistrzostwo Anglii, mając obok Bergkampa, Wrighta, a za plecami anioła stróża – Vieirę. Wchodzi do Arsenalu, sam stwierdza, że „już swoje nastrzelał i chce odejść do Realu”. Wcześniej wścieka się na to, że Aime Jacquet nie daje mu szansy zagrać na mundialu we Francji.

Liga Mistrzów wygrana z „Królewskimi”? „Nie umiałem się z tego cieszyć”. Triumf na EURO 2000? „Nie przyznaję sobie tego tytułu”. Pojmujecie teraz trafność tytułu. Anelka kompletnie nie wyczuwa, że właśnie dokonuje czegoś wielkiego. Jest ciągle ciałem obcym. Milczy, ale komunikacja niewerbalna świadczy na jego niekorzyść. Protestuje. Myśli, że jest Royem Keane’em, kolejnym indywidualistą. Tyle że Keane był kapitanem najlepszego Manchesteru United i wie, co to znaczy lojalność wobec drużyny. A Anelka?

Nie umie przezwyciężyć swoich wad – bo tak trzeba nazywać jego ciągły bunt i życie na własnych zasadach.

Owszem, to jest większa perspektywa. To jest inny punkt widzenia. Ale ciągle nie ma w tym za grosz autorefleksji. Anelka nadal spycha winę za wiele rzeczy na inne osoby. W filmie padają słowa, które można wręcz przyrównać do sielskiego „No, taki już jestem”. Introwertyczny, przytłoczony, zamykający pewne sprawy dla świata. Do czasu – do czasu premiery tego filmu. Być może w końcu nie wytrzymał i pewne sprawy chciał wyjaśnić. Być może ktoś uzna porównanie do Besta za zbyt drastyczne, natomiast tutaj chodzi właśnie o perspektywę. Obaj mieli po pewnym czasie ten sam cel – ludzie mieli ich lepiej zrozumieć.

Czy dla Anelki pojawia się współczucie? Zależy to od wiedzy, z jaką przystępuje się do oglądania filmu. Przykład? Konkluzją wątku afery na mundialu w RPA jest stwierdzenie, że dopiero po ośmiu latach Raymond Domenech przyznał się, że Anelka nie nazwał go „skurwysynem”, co sugerowało „L’Equipe”. Jest to nieprawda – Domenech łagodził sprawę konfliktu w kadrze „Les Blues” już w książce „Straszliwie sam” z 2013 roku.

Rozumiem, po co film powstał, ale samego Anelki nie jestem w stanie zrozumieć. Przemawia do nas starszy Anelka. Ale czy dojrzalszy? Czy to jest ktoś, kto dopuszcza w filmie głos krytyki, głos nieprzychylny? Nie. Ten film jest próbą spowiedzi, ale bez okazania skruchy. 

RAFAŁ MAJCHRZAK

Reklama

Fot. newspix.pl

Najnowsze

Felietony i blogi

Francja

Polacy docenieni we Francji. Trójka w znakomitym gronie

Patryk Stec
4
Polacy docenieni we Francji. Trójka w znakomitym gronie
Francja

Lens odpadło z Pucharu Francji. Dobry występ Frankowskiego

Bartosz Lodko
0
Lens odpadło z Pucharu Francji. Dobry występ Frankowskiego

Komentarze

11 komentarzy

Loading...