Reklama

Jak co wtorek… KRZYSZTOF STANOWSKI

Krzysztof Stanowski

Autor:Krzysztof Stanowski

18 sierpnia 2020, 12:55 • 5 min czytania 96 komentarzy

W dniu, w którym mistrz Polski przystępuje do europejskich pucharów musimy się zastanawiać nie tylko nad jego składem i taktyką, ale też… nad składem i taktyką Sanepidu. Czy się komuś to podoba, czy nie, dzisiaj Legia Warszawa musi polegać na łasce inspekcji sanitarnej. Gdyby lokalnie na jej czele stał ktoś, kto Legii z dziada pradziada nienawidzi, miałby pełne prawo powiedzieć: wszyscy zawodnicy na kwarantannę! Ale chodzą słuchy, że akurat stoi ktoś, kto Legię bardzo lubi, więc powie: wszyscy na boisko.

Jak co wtorek… KRZYSZTOF STANOWSKI

Mamy więc całkowicie nonsensowną, naznaczoną przypadkiem edycję europejskich pucharów. Żeby przebrnąć przez eliminacje, trzeba wykazać się nie tylko na boisku, ale także poza nim. Należy mieć dobre kontakty z miejscowymi służbami, a także szczęście w losowaniu. Piłkarze z Kosowa mieli o tyle pecha, że mecz z Linfield wyznaczono w Szwajcarii, a tam nikt się nimi specjalnie nie przejmował: kwarantanna, a co za tym idzie – walkower. Gdyby Legia miała zagrać dzisiaj w Szwajcarii, lub po prostu na wyjeździe, też nie wiadomo, czym by się to skończyło (tzn. w Szwajcarii wiadomo: walkowerem). Podobnie jak nie jest do końca jasne, co byłoby ze spotkaniem Lecha, który wylosował rywala z Łotwy, a lecąc tam Polacy muszą przejść 14-dniową kwarantannę – na szczęście mecz odbędzie się w Poznaniu… Sport zszedł więc na dalszy plan, w pierwszej kolejności trzeba utrafić taki wariant, w którym samo rozegranie spotkania jest możliwe, biorąc pod uwagę aktualną listę zakażonych i miejscowe prawo.

Kibice często mówią: ale przecież UEFA nakazuje grać, dopóki jest 13 dostępnych do gry piłkarzy.

To prawda, ale UEFA to w sumie dokładnie to samo, co federacja podnoszenia ciężarów, skeletonu, gimnastyki artystycznej, tenisa czy kolarstwa szosowego. Mówiąc krótko – jakaś tam sportowa organizacja, która zajmuje się pojedynczą dziedziną sportu. Nie ma ona żadnego przełożenia na miejscowe prawo i sposób walki z pandemią, co zresztą sytuacja w Szwajcarii (UEFA ma tam siedzibę) i orzeczony walkower najlepiej pokazują. W momencie, gdy jakaś drużyna trafia na kwarantannę, to po prostu nie ma dostępnych do gry piłkarzy – i nie gra.

Ponadto jest wśród pewne niezrozumienie w zakresie „zdrowych” piłkarzy. W kwarantannie chodzi między innymi o to, że wirusa można wykryć najwcześniej po około pięciu dniach po kontakcie z osobą zakażoną. Kiedy więc klub informuje, że „mamy jednego zakażonego”, ale za to „wszyscy pozostali są zdrowi”, nie ma to większego sensu, poza sensem PR-owym. Jak ktoś ładnie wczoraj ujął, badanie na koronawirusa robione dzień po kontakcie z zakażonym ma tyle samo sensu, co robienie testu ciążowego dzień po stosunku. Dlatego osoby mogące być potencjalnie zakażone, są izolowane i badane w określonym czasie.

Reklama

I teraz dochodzimy do momentu, w którym ktoś mówi: – Zróbmy dla piłkarzy wyjątek.

A ja to trochę (bardziej niż trochę) rozumiem: w przeciwieństwie do meczów krajowych – które były przenoszone w ostatnim czasie – tutaj pociąg po prostu odjeżdża i odjeżdża na zawsze bez ciebie, co niesie za sobą opłakane skutki. Dlatego to dobrze, że Sanepid się zastanawia: jakie środki ostrożności są rzeczywiście konieczne, a jakie byłyby zbyt drakońskie, biorąc pod uwagę następstwa? Kiedy ktoś mówi o nierówności wobec prawa, bo wiele zespołów – nawet ekstraklasowych – w ostatnim czasie było na kwarantannie, to jednak najpierw dostrzegam nierówność wobec ewentualnych konsekwencji kwarantanny: po prostu nie da się tego w żaden sposób zestawić.

Ale też nie jest to sprawa czarno-biała, w tym sensie, że prawo nie powinno być inne dla małych, i dla dużych. Nie chodzi mi w tym momencie o to, by Legię blokować – absolutnie – lecz o to, by może w ogóle zrewidować pogląd na kwestię kwarantanny. Bo jednak czuję absmak, gdy zamykane są z powodu kwarantanny lokale gastronomiczne albo hotele, gdy całe firmy muszą przerwać działalność (to wszystko często oznacza problemy finansowe wielu rodzin), a akurat firmy piłkarskie tłuką dalej, bo lubimy sobie piłeczkę oglądać. Dlatego może to czas, by się zastanowić, na jakim etapie pandemii jesteśmy i czy kwarantanna dzisiaj jako taka jest skuteczna i konieczna. Inaczej myśleliśmy o wszystkim w marcu, gdy widzieliśmy dramatyczne doniesienia z Włoch i Hiszpanii, gdy nie wiedzieliśmy do końca, co wydarzy się dalej, a inaczej myślimy dzisiaj, gdy ponad 90 procent respiratorów w Polsce stoi nieużywanych. Jeśli chcemy wyważyć, czy dla kwarantanny warto rujnować klub piłkarski, to powinniśmy też wyważyć, czy warto rujnować małą knajpkę w Świeradowie.

Oczywiście, wszystkie te rozważania są w pewien sposób życzeniowe, bo jeśli się okaże, że jeden z piłkarzy dowolnego klubu miał jakieś niewykryte schorzenia, które w połączeniu z COVID-em rozłożą go na poważnie na łopatki, albo nawet doprowadzą do śmierci, to będzie bardzie nieciekawie i ktoś, kto podejmował takie, a nie inne decyzje (grać bez względu na konsekwencje) nie będzie w stanie spojrzeć sobie w lustro – a przecież nie można takiego scenariusza traktować jako kompletnego science-fiction. Niemniej dzisiaj wszyscy chcą takie ryzyko podejmować i zapewne jest to najbardziej logiczne ze wszystkich nielogicznych wyjść z tej zagmatwanej sytuacji.

Kwalifikacje do fazy grupowej Ligi Mistrzów i Ligi Europy, które trwają na całym kontynencie, z rywalizacji sportowej zamieniły się w rywalizację, kto ma łagodniejsze prawo, kto po prostu lepiej oszukuje i ukrywa przypadki zakażenia, kto bardziej przekonująco kłamie w sprawie zachowanych środków ostrożności („tak, tak, panie władzo, w autokarze mieliśmy na sobie maseczki i siedzieliśmy w odstępach”), dopiero na sam koniec idzie o strzelenie goli. W pierwszej kolejności jest to więc parada oszustów…

Założyciel Weszło, dziennikarz sportowy od 1997 roku.

Rozwiń

Najnowsze

Felietony i blogi

Komentarze

96 komentarzy

Loading...