To musiało się tak skończyć. Od trzech sezonów polskie kluby szybko odpadają na europejskiej arenie i unikają jak ognia występów w fazie grupowej kontynentalnych rozgrywek. Efekty są opłakane. W rankingu krajowych współczynników nasze rozgrywki osunęły się na 32 lokatę i mogą na niej zakotwiczyć. Nie trzeba chyba dodawać, że jest to najniższe miejsce w historii. A nowe rozdanie w pucharach przecież już za pasem. Z tak marnej pozycji startowej trudno będzie jednak cokolwiek nadrobić.
Droga do klęski
Ostatnim naprawdę mocnym rankingowo sezonem dla polskich klubów w Europie były rozgrywki 2015/16, które we współczynnikowym ujęciu odchodzą właśnie teraz w niepamięć. Wówczas Lech Poznań i Legia Warszawa dotarły do fazy grupowej Ligi Europy. Jedni i drudzy odpadli na tym etapie, co wtedy można było traktować jako pewnego rodzaju rozczarowanie, ale z dzisiejszej perspektywy już samo przebrnięcie eliminacji równolegle przez dwa zespoły brzmi jak bajkowy scenariusz.
Tak to wygląda: Liga Europy nie ma tego prestiżu co Champions League, ale można nabić tutaj sporo punktów rankingowych. W sumie udało się naszym przedstawicielom uciułać w tamtej edycji pucharów 5,500 punktu. To najlepszy wynik od sezonu 2011/12, gdy Wisła Kraków i Legia Warszawa wojowały nawet w fazie pucharowej LE, co przełożyło się na wynik punktowy 6,625.
Jako się jednak rzekło, ostatnie lata były dla polskich klubów pasmem pucharowych klęsk. Chlubny wyjątek stanowi rzecz jasna awans Legii Warszawa do Ligi Mistrzów, co było niewątpliwie ogromnym sukcesem, za którym niestety nie podążyły pozostałe polskie kluby. Stąd sezon 2016/17 uświetniony historycznych wyczynem “Wojskowych” przyniósł nam ledwie 3,875 rankingowego punktu, choć był tam potencjał na znacznie, ale to znacznie lepszy rezultat. A potem nawet i Legia przestała ratować honor Ekstraklasy.
Do rankingu na rok 2021 wliczać się będą sezony od 2016/17 do 2020/21. W tej chwili Polska ma na koncie 11,125 punktu.
źródło: Bert Kassies
Dlaczego wygląda to aż tak źle? Cóż, szybkie podsumowanie:
- Legia Warszawa w oznaczonym okresie rozegrała 30 meczów w Europie. Wygrała 10 z nich, zremisowała 12, przegrała 8.
- Lech Poznań rozegrał 12 meczów. Wygrał 5, zremisował 3, przegrał 4.
- Jagiellonia Białystok rozegrała 8 meczów. Wygrała 3, zremisowała 2, przegrała 3.
- Piast Gliwice rozegrał 6 meczów. Wygrał 1, zremisował 2, przegrał 3.
- Zagłębie Lubin rozegrało 6 meczów. Wygrało 1, zremisowało 3, przegrało 2.
- Cracovia rozegrała 4 mecze. Zremisowała 2, przegrała 2.
- Górnik Zabrze rozegrał 4 mecze. Wygrał 1, zremisował 1, przegrał 2.
- Arka Gdynia rozegrała 2 mecze. Wygrała 1, przegrała 1.
- Lechia Gdańsk rozegrała 2 mecze. Wygrała 1, przegrała 1.
W sumie zaledwie 74 pucharowe starcia przez cztery bite sezony, z czego lwia część wykręcona przez jeden klub. Łącznie dwadzieścia trzy zwycięstwa polskich drużyn, dwadzieścia pięć remisów i dwadzieścia sześć porażek. Prawie 70% meczów z udziałem ekstraklasowiczów nie zakończyło się zatem zwycięstwem. A przecież w większości mówimy o bardzo wczesnych fazach eliminacji. Legia Warszawa w sezonie 2016/17 grała w fazie grupowej Ligi Mistrzów a następnie stoczyła też jeden dwumecz wiosną w Lidze Europy. Potem już żaden polski klub nie przebrnął pełnych eliminacji. Katastrofa. Sportowa i, nazwijmy to, współczynnikowo.
Konkurencja daleko przed nami
Odrabianie strat będzie niestety zadaniem dość karkołomnym. Solidne okno transferowe w wykonaniu przynajmniej części pucharowiczów daje pewne złudzenia, ale ewentualny entuzjazm szybko studzą ponure wspomnienia z minionych lat. Niestety – kiedy my spaliśmy, konkurencja regularnie podkręcała tempo. Kryzys w swojej piłce klubowej zażegnali częściowo Rumuni, którzy solidnie zapunktowali w sezonie 2019/20. Napędzana politycznym wsparciem piłka węgierska podnosi się z kolan. Nawet Słowacja i Słowenia są już przed nami, choć mają za sobą bardzo przeciętny współczynnikowo sezon. Azerbejdżan, Bułgaria, Kazachstan, Izrael? W najbliższym czasie poza zasięgiem polskich klubów. Białoruś raczej też.
Sprawiająca wrażenie nierealnej powtórka z sezonu 2015/16 (5,500 punktu) pewnie zagwarantowałaby Polsce awans o jedno, dwa. W porywach może nawet trzy oczka. Obronienie 29 lokaty, z którą skończyliśmy sezon 2019/20, byłoby możliwe. Ale na nic więcej nie ma co liczyć, sąsiedzi też grają i punktują. Jedyny plus obecnej sytuacji jest taki, że niżej się raczej upaść już nie uda. Za plecami Polski powstała w rankingu spora przepaść. Podkreślamy jednak słowo “raczej”.
A jeżeli nie uda się poprawić pozycji startowej i polskie kluby wymoszczą sobie miejsce na 32 lokacie w rankingu? Cóż, jak dowodzi na swoim portalu Jan Sikorski, znawca tego rodzaju zagadnień, wówczas w sezonie 2022/23 przedstawiciele Ekstraklasy będą niestety rozstawieni w pucharach od najwcześniejszych etapów (nie licząc pre-eliminacji). Chodzi przede wszystkim o nowo powstałą UEFA Europa Conference League, która zostanie zainaugurowana w sezonie 2021/22. Kraje od trzydziestej pozycji i niżej nie będą mogły liczyć nawet na jednego przedstawiciela z automatu umieszczonego w drugiej rundzie kwalifikacji do trzecich co do ważności europejskich rozgrywek. Jak to w ogóle brzmi, jak jakieś przedbiegi przedbiegów. A przecież tam wcale nie czekają łatwiejsi oponenci niż ci, którzy od paru lat regularnie i z zapałem tłuką polskie zespoły w eliminacjach do Ligi Europy.
źródło: 90minut.pl
W pierwszej edycji Conference League będziemy mieli trochę łatwiej, ponieważ obowiązywać będzie współczynnik z 2020 roku. Plasujemy się w tym zestawieniu na granicznej, 29 pozycji.
Ostatni dzwonek dla Legii
Jeżeli chodzi o klubowe współczynniki, większość naszych pucharowiczów nie ma w zasadzie wiele do stracenia, a mnóstwo do zyskania. Lech startuje w bieżącej edycji pucharów z 251 miejsca w Europie, Cracovia z 337, natomiast Piast z 290. Szczególnie dramatycznie wygląda to w przypadku “Kolejorza”, który swego czasu miał naprawdę okazały dorobek punktowy i mógł liczyć na rozstawienie nawet na dalszych etapach eliminacji. No ale to już coraz bardziej zamierzchła przeszłość.
Legia musi natomiast mieć się na baczności, by nie podążyć drogą poznaniaków. W tej chwili warszawski klub plasuje się na 92 pozycji, ale to tylko dlatego, że wciąż jeszcze do rankingu wlicza się sezon 2016/17, gdy “Wojskowi” dokazywali w Champions League i wypracowali sobie aż 8 punktów do współczynnika. Ale już wkrótce Legia nie będzie mogła liczyć na ten bonus, podczas gdy ostatnie sezony w jej wykonaniu były w Europie dramatyczne. 1,5 punktu, 2 punkty, 2,5 punktu. W sumie zaledwie 6 oczek – mniej niż w jednej tylko kampanii 2016/17. Kolejna edycja europejskich zmagań bez awansu choćby do fazy grupowej Ligi Europy będzie mieć zatem smutne konsekwencje. W tej chwili Legia wciąż może bowiem liczyć na rozstawienie w pierwszych etapach kwalifikacji. Jednak przykład Lecha pokazuje dobitnie, że ten kapitał można niepostrzeżenie roztrwonić. I trudno te straty później nadrobić.
Na kondycję polskiego futbolu klubowego narzeka się – w przybliżeniu mówiąc – od zawsze. Ale tak słabo – przynajmniej pod względem rankingowym – nie było jeszcze nigdy. Naprawdę najwyższy już czas, by przerwać tę fatalną passę.