Ekstraklasowy piłkarz to ma klawe życie. Nie bardzo musi go interesować wynik jego drużyny, bo on doskonale wie, że miejsc pracy na rynku jest tyle, że wystarczy dwa-trzy razy celnie kopnąć piłkę i ktoś się nabierze. Odbudujemy go! Ma potencjał! Jest względnie tani (czyli zarabia 20 tysięcy)! I tak to się kręci. Gdyby Dariusz „dwa gole na sezon” Zjawiński strzelał pierwszą bramkę w pierwszej kolejce, a drugą w ostatniej, grałby w Ekstraklasie do teraz. Natomiast źle to rozłożył. A mówię o tym wszystkim, bo widzę, że piłkarze Korony mają się całkiem nieźle.
Oczywiście z każdego spadkowicza można wyciągnąć niezłych zawodników, ale jak widzę pięciu, którzy się do tego spadku przyłożyli, a już mają pewne miejsce w Ekstraklasie, to pozostaje się przeżegnać nogą. Poza tym jestem przekonany: będzie ich więcej.
Jasne, Żubrowski i Forsell zapewne dadzą radę, ale nie wiem, po co Cracovii postacie formatu Marqueza i Gardawskiego. Zdobywca Pucharu Polski. Nasz przedstawiciel w Europie. Roślinka, która ma wyrosnąć do nieba. Mozolnie budowany długofalowy projekt.
Gardawski i Marquez wolni? Lecimy po nich!
Przecież to jest kompletny dżem ligowy. Niby coś tam obaj potrafią, nawet wyglądają jak piłkarze, ale co – zbawią tę Cracovię? Poziom tej skrupulatnie budowanej drużyny pójdzie do góry? Ktoś powie – to tylko uzupełnienia. Cóż, nie mam przekonania, że trzeba uzupełniać w taki sposób. Wówczas równie dobrze dentysta może uzupełniać ubytki styropianem. Wiem, to się łatwo mówi, ale naprawdę nic by się nie stało, gdyby szansę dostał chłopak z niższej ligi, z rezerw, skądkolwiek. Będzie tańszy, a czy gorszy… Mam duże wątpliwości.
Jeszcze jest Cebula, który poszedł do Rakowa. 150 meczów w Ekstraklasie, siedem bramek. 25 lat w grudniu, ofensywny pomocnik. Co roku słyszę: to będzie sezon Marcina Cebuli. Co roku to nie jest sezon Marcina Cebuli. Jeszcze jakby wziął go beniaminek, z braku kasy, rozumiem, ale Raków? Pozostaje tylko westchnąć.
Chodzi mi o to, że piłkarze w Polsce nie czują żadnej większej odpowiedzialności. Kluby spadają, oni w dużej liczbie albo zostają, albo jadą nabierać gdzie indziej, jak Gnjatić, który trafił do 2. Bundesligi, co swoją drogą nie mieści mi się w głowie. Czy muszą więc umierać do ostatnich minut na boisku, by tylko ich drużyna nie spadała, bo co to z nami będzie, gdzie znajdziemy pracę? Nie, oni doskonale wiedzą, że jeśli tylko chociaż troszeczkę wystawią głowę ponad bagno, ktoś im poda rękę.
A będzie tylko gorzej, doskonale o tym wiecie. Poszerzymy ligę, będzie więc potrzebnych kolejnych 50-70 zawodników. Czyli z Korony przydałby się jeszcze Papadopulos, Djuranović i Pućko, a z Arki Marciniak i Olczyk. Bo wiecie – kontuzje, kartki, kadra musi być szeroka, a Papadopulos wniesie doświadczenie i zagwarantuje dwie bramki na sezon.
Aż sprawdziłem – facet był osiem sezonów w tej umownej elicie i tylko raz strzelił 10+ goli. Snajper.
Ja bym chciał, żeby ta liga faktycznie była elitą, a nie tylko umownie. By znajdowali się w niej najlepsi i by ci najlepsi wiedzieli, że jeśli z jakichś powodów wypadną, to będzie trudno wrócić. Przy 18 zespołach nie będzie trudno wrócić.
Będzie trudno wypaść.
WOJCIECH KOWALCZYK