Reklama

Jak koronawirus hamuje rozgrywki w niższych ligach?

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

09 sierpnia 2020, 17:53 • 14 min czytania 13 komentarzy

Dziewięć zakażeń w Pilicy Białobrzegi. Piłkarze Józefovii Józefów wysłani do domów na kilkanaście minut przed pierwszym gwizdkiem arbitra w meczu z Okęciem Warszawa. Pozytywne testy pracujących w kopalni zawodników Pniówka Pawłowice Śląskie. Odwoływane i przekładane spotkania z powodu kwarantann jednej albo dwóch drużyn. Teraźniejszość niższych lig w Polsce jest aktualnie absolutnie fascynująca i nieco niepokojąca. Nie mamy na szczęście jeszcze żadnych przypadków tragicznych, ale rozgrywki poniżej szczebla centralnego ruszyły i borykają się z problemem rozpowszechniającego się koronawirusa. Przedstawiamy sprawę. 

Jak koronawirus hamuje rozgrywki w niższych ligach?

***

Wydaje się, że wszystko zaczęło się od Pilicy Białobrzegi. Przynajmniej na Mazowszu. Najpierw w klubie przypuszczano, że jeden z zawodników może być zakażony, więc odwołano wszystkie treningi i sparingi. Zachowano się odpowiedzialnie i zapobiegawczo, choć podobno niebezpieczeństwo wcale nie było takie duże. Niedługo potem piłkarz przeszedł testy. Chwila czekania. Coś między jednym a dwoma dniami. Wyniki. Test pozytywny.

Badaniom poddana musiała zostać cała drużyna. Znowu czekanie, znowu jeden dzień, może dwa, i znowu wyniki. Osiem dodatkowych pozytywnych. Drużyna przetrzebiona, zdemolowana. Cały zespół poddany kwarantannie. Zbiegło się to ze startem IV ligi, grupą mazowiecka (Radom, Siedlce), w której gra Pilica. Dwa pierwsze mecze, z Podlasiem Sokołów Podlaski i Hutnikiem Huta Czechy, musiały zostać przełożone.

Tak pisze o tym portal Gol24.pl:

Jeśli nic się nie wydarzy, Pilica wróci do treningów 15 sierpnia, a 19 sierpnia zagra już mecz Pucharu Polski, zaś 22 sierpnia będzie mogła już zagrać z Oskarem w Przysusze.

Reklama

– Najważniejsze, że zawodnicy czują się już dobrze. Niektórzy na początku mieli gorączki, ale teraz wszystko powoli wraca do normy. Myślę, że w porę się zorientowaliśmy, zaprzestaliśmy treningów, sparingów, przestaliśmy się ze sobą spotykać, bo ta liczba byłaby większa – mówi Jacek Kacprzak prezes Pilicy.

Trener Pilicy, Tomasz Grzywna uważa, że w innych klubach zawodnicy muszą być bardzo ostrożni, bo koronawirus może być wszędzie.

– Moim zdaniem trzeba twardo przestrzegać trzech zasad w zespole, nie pić z jednej butelki, podróżując na trening jednym samochodem trzeba zakładać maseczki, no i przede wszystkim myć i dezynfekować ręce. To są podstawy, aby się uchronić – mówi trener Grzywna.

W Pilicy sytuacja się normuje, ale lawina ruszyła. Ot, weźmy taki przykład Okęcia Warszawa.

***

Weekend 7-9 sierpnia. Kolejka ligowa. IV liga, grupa mazowiecka (Warszawa). Marcovia Marki ma grać z Okęciem, a MKS Piaseczno z Józefovią Józefów. Tylko, że pojawia się problem. W 1. kolejce Marcovia podejmowała bowiem Piaseczno, gdzie u jednego z zawodników wykryto koronawirusa. MKS zareagował natychmiastowo – kwarantanna, odwołanie treningów, zamknięcie stadionu. Marcovia tak samo. Nie ma mowy o meczach.

Ale wtedy do akcji wchodzi MZPN, który proponuje Okęciu i Józefovii zagrać awansem. Całkiem racjonalne. Skoro przeciwnicy nie mogą, to znajdzie się dla tych meczów inny termin, a przy okazji nikt nie będzie stratny. Problem w tym, że między teoretyką a jej urzeczywistnieniem znalazła się jedna, całkiem spora, luka.

Reklama

Opowiada kierownik warszawskiego Okęcia (drużyny, nie lotniska!), Leszek Zygmunt.

– Na prośbę PZPN, żeby nie robić problemu, zgodziliśmy się zagrać z Józefovią. Ale pech nie ominął i Okęcia, bo we wtorek jeden z naszych zawodników miał kontakt z człowiekiem zarażonym. W piątek zrobił badania. Dzień później, o 9:45, jak drużyny prawie były na boisku, dostaliśmy telefon, że jest nosicielem. I wszystko trzeba było odwoływać. Teraz jesteśmy w podobnej sytuacji. Nasi zawodnicy są objęci kwarantanną. Wtorek-środa, bo musi być siedem dni, bo wtedy mieliśmy z nim ostatni kontakt, cała nasza drużyna i sztab szkoleniowy przejdzie badania.

Opowiedzmy tę historię po kolei. 

W niższych ligach pierwszym klubem z zakażeniami była Pilica Białobrzegi. Dokonali transferu i do Piaseczna przyszedł zawodnik zarażony, który grał w meczu z Markami. Jak jego zakażenie wyszło na jaw, to drużyna Marek, która miała grać w drugiej kolejce z Okęciem, została objęta kwarantanną, więc nie mogliśmy z nimi grać. Natomiast Piaseczno miało grać z Józefovią. Naturalnie nie mogło. Wychodziło więc tak, że my i Józefovia mieliśmy mieć wolne, ale na prośbę związku zorganizowaliśmy w sobotę, 8 sierpnia, mecz na Okęciu. Niestety, pech chciał, że jeden z naszych zawodników miał kontakt z zarażonym człowiekiem, oczywiście spoza naszego klubu. Wystraszył się, był bezobjawowcem, ale poszedł na badania. Przesłał nam informację. Rozgoniliśmy wszystkich. Powiadomiliśmy Główny Inspektorat Sanitarny, który wysłał nas na kwarantannę.

Rozgoniliśmy wszystkich brzmi bardzo oględnie, jak na tak niestandardową sytuację. 

Józefovia przyjechała na mecz, została skierowana do szatni i taki był nas kontakt. Jak tylko się dowiedzieliśmy, to zszedł kierownik drużyny i wszystko ustaliliśmy. Ja osobiście dzwoniłem do prezesa Bogdańskiego i pani Matyjasiak z MZPN-u, powiedziałem o zaistniałej sytuacji i uznaliśmy, że w żadnej sytuacji nie możemy ryzykować. Mecz się nie odbywa. Drużyna Józefovii została wysłana do domu.

Zarażony piłkarz miał z wami kontakt?

Miał, miał. Uczestniczył w treningu – ostatni raz był w środę na zajęciach. Dlatego też zawodnicy, sztab szkoleniowy i ja, czyli kierownik klubu, mając z nim kontakt, nawet niebezpośredni, udaliśmy się na kwarantannę. I powiem szczerze, ze swojej perspektywy – to jest odpowiedzialne zachowanie, nawet, jak z zarażonym chłopcem kontaktu nie miałem, ale z innymi piłkarzami już tak, więc na wszelki wypadek poddaję się badaniom. Nikt nie ma żadnych objawów. Zawodnicy palili się do gry. Już przebierali się w sprzęt, kiedy usłyszeliśmy o tej niewesołej informacji. Trudno powiedzieć, co będzie po badaniach. Teraz mielibyśmy grać z Piasecznem, które też jest objęte kwarantanną i z tego, co wiem, to ten mecz miał się nie odbyć. Więc pewnie nasze spotkanie w przyszłej kolejce pewnie będzie przełożone.

***

Liczba klubów z niższych lig, których funkcjonowanie zostało zaburzone przez koronawirusa, jest jednak większa. Zostańmy jeszcze na razie na Mazowszu, ale wróćmy do rozgrywek, w których udział bierze Pilica Białobrzegi.

Tym razem ciekawą historię słyszymy w Prochu Pionki. Narratorem prezes klubu, Mirosław Lepa.

– Mamy dwa przypadki koronawirusa. Jesteśmy na kwarantannie do poniedziałku – wszyscy zawodnicy, trener i ja. Nie trenują też drużyny młodzieżowe. Zamknęliśmy wszystkich do poniedziałku, kiedy dostanę listę o wynikach negatywnych każdego zawodnika. I wtedy wszystko przywrócimy – w najlepszym wypadku od wtorku.

Jak to się stało?

25 lipca graliśmy pierwszy sparing ze Zwolenianką Zwoleń. Ostatni raz całym składem widzieliśmy się 28 lipca. Jeden zawodnik był z Puław, drugi z Białobrzeg. Czuli się źle. Gorączka, złe samopoczucie, bóle głowy. Nie pojawiali się w klubie, bo nie mieli naszej zgody i uważam, że bardzo rozsądnie do tego podeszli. Przestaliśmy trenować, mimo to, że innych objawów nie było. Monitorowaliśmy to – każdy na grupie zgłaszał, jak się czuje, czy ma gorączkę, czy ma jakieś inne objawy. Nie było objawów, ale martwił nas brak jakiegokolwiek zainteresowania sanepidu. Białobrzeski dzwonił do radomskiego, żeby interweniować, ale to trwało aż do czwartku, to już był sierpień, żeby ktoś z radomskiego sanepidu zainteresował się, że należy wprowadzić kwarantannę.

I co było dalej?

Kiedy zadzwoniłem do sanepidu, po długich staraniach, kiedy właściwie już miałem iść na policję, że nikt się nie interesuje, to już wypaliłem, że trzeba to załatwić, jak najszybciej i nie trwać w przestrzeni, że nikt nic nie wie. To mogło się ciągnąć i nawarstwiać – przekładalibyśmy mecze, dochodziłoby kłopotów na później. Mnie zamknięto pierwszego. Później musiałem na drugi dzień stworzyć listę pozostałych zawodników i wysłać ich do Radomia. W sobotę, 8 sierpnia, wszyscy zawodnicy przeszli badania.

Pan też?

Ja nawet badania dwa razy robiłem sobie.

I jak?

Jestem ocalony!

Humor dopisuje. 

Dobra, podwójnie zdrowy. Co więcej? Dwóm zarażonym się polepszyło. Szybko minęła im gorączka. Młodzi ludzie. Wysportowani. Myślę, że to też miało jakiś wpływ na to.

Sparing z 25 lipca mógł wpłynąć na zakażenia?

Trudno znaleźć źródło zakażenia. Jeden prawdopodobnie wirusa przywiózł z Puław, drugi z Białobrzeg. Podejrzewam, że tam mogło być coś z tymi Białobrzegami, bo trzeba wiedzie, że obaj przyszli z tamtejszej Pilicy, gdzie klub zorganizował im imprezę pożegnalną. Tam było, pewnie nadal jest, dziewięć przypadków. Podejrzewam, że w naszym piłkarskim środowisku źródło epidemiologiczne mogło być tam. Na szczęście, wszystko idzie w dobrym kierunku. W poniedziałek wyniki.

Oby pozytywne. 

Zaczęły się rozgrywki. Dwa mecze już mamy przełożone. Nie graliśmy tydzień temu, nie graliśmy w tym tygodniu, jestem dobrej myśli, że zagramy teraz.

Co w przypadku, kiedy badania wskażą, że dwóch-trzech zawodników uzyska wynik pozytywny? Potakujecie ich, jak kontuzjowanych i reszta będzie grała?

Jest początek rundy. Żaden z naszych zawodników nie musi pauzować za kartki czy coś takiego. Wszyscy są w gotowości. Na pewno przystąpimy do gry. Nikomu nie służy siedzenie w domu. Źle to wpływa na zdrowie, na atmosferę w rodzinie. Jest kłopot, żeby utrzymać kogoś aktywnego cały dzień w domu. Łatwiej na otwartej przestrzeni niż w domu. To zdrowsze.

W klubie mamy środki zapobiegawcze i dezynfekujące. Mamy siłownię, fitness – dbamy szczególnie o wszystkich. Wpuszczamy ludzi w określonych godzinach, w trzynastoosobowych grupach, wyganiamy ich co dwie godziny. Dezynfekujemy. I znowu. Druga partia uczestników. Tak samo jest w szatniach. Radzimy sobie.

***

Przy tym jasne jest, że nie tylko na Mazowszu kluby borykają się z koronawirusem. Przypadek zakażenia wykryto na przykład u jednego z piłkarzy Gwarka Tarnowskie Góry, a klub był zmuszony do odwołania spotkania z Polonią Bytom. Dzwonimy:

– Z choinki pan się urwał? Niczego nie komentuję. Proszę czytać oświadczenie klubu na stronie internetowej.

Choinka w salonie nie stoi, bombki pochowane, nie było się nawet z czego urwać, w porządku, czytamy.

Zarząd TS Gwarek Tarnowskie Góry potwierdza, że test na obecność SARC-CoV-2 u jednego z naszych zawodników pierwszej drużyny dał wynik dodatni. Zawodnik obecnie przebywa w domu i czuje się dobrze. Nasz piłkarz od 10-ciu dni nie przebywał na stadionie TS Gwarek, tym samym nie brał udziału w meczu inauguracyjnym III ligi z Zagłębiem II Lubin. Biorąc pod uwagę obowiązujące przepisy prawa, pierwsza drużyna TS Gwarek oraz jej sztab szkoleniowy przebywa na obowiązkowej kwarantannie oraz czeka na przeprowadzenie testów dotyczących koronawirusa. Cały sztab szkoleniowy oraz pierwsza drużyna cieszy się dobrym zdrowiem.

W związku z powyższym najbliższe mecze TS Gwarek Tarnowskie Góry, tj. spotkania z Polonią Bytom, Lechią Zielona Góra oraz Rekordem Bielsko-Biała zostaną rozegrane w innym terminie, wyznaczonym przez Opolski Związek Piłki Nożnej. Gwarek wróci do rozgrywek ligowych na mecz w Tarnowskich Górach przeciwko Polonii Nysa w dniu 22 sierpnia 2020 roku.

Mimo braku przebywania od 10-ciu dni naszego zawodnika na stadionie TS Gwarek, Zarząd Klubu podjął decyzję o dezynfekcji szatni pierwszej drużyny oraz pomieszczeń przynależnych. W związku z powyższym przez kilka najbliższych dni nie będzie możliwości korzystania z budynku klubowego.

Mając na uwadze, iż nasz zawodnik nie miał bezpośredniej styczności z całym innym środowiskiem sportowym TS Gwarek, wszystkie inne zajęcia na stadionie TS Gwarek z wyłączeniem budynku klubowego odbywać się będą zgodnie z planem oraz harmonogramem zajęć, w szczególności dotyczącym naszej Akademii. 

Władze Klubu są w bezpośrednim kontakcie z Powiatową Stacją Sanitarno – Epidemiologiczną, z którą konsultowane są wszelkie zasady postępowania.

***

Szybki rzut oka na tabelę. Okrąglutkie 0 przy Polonii Bytom, to niestandardowa sytuacja po dwóch kolejkach, ale:

– przy pierwszej kolejce decydowała nieparzysta liczba drużyn,

– przy drugiej kolejce decydował odwołany mecz z Gwarkiem.

Wszystko jasne. Zupełnie inaczej niż w przypadku GKS-u Pniówek Pawłowice. Tam, u jednego z młodzieżowców, wykryto koronawirusa. Dzwonimy do prezesa GKS-u. Odbiera pan Zdzisław Goik. Niski głos, duże natężenie gadatliwości. Jak musimy rozmawiać, to porozmawia, nie ma problemu. Jest dumny. Jego klub dopiero wygrał Regionalny Totolotek Puchar Polski, pokonując w finale rezerwy Rakowa Częstochowa, i zagra w pierwszej rundzie Pucharu Polski. Duży sukces. To protokół z tego meczu z Dziennika Zachodniego.

Finał Totolotek Pucharu Polski Śląskiego ZPN: Raków II Częstochowa – Pniówek Pawłowice Śląskie 1:3 (0:1)

Bramki: 0:1 Wojciech Caniboł (27-karny), 0:2 Wojciech Caniboł (57), 1:2 Przemysław Oziębała (62), 1:3 Kamil Glenc (67)

Raków II: Sztekler – Krzyżak, Chłód, Mizgała, Ślęzak (66. Januszewski), Lenartowski, Dzierbicki (85. Chiliński), Głasek (66. Piątkowskil), Kosin, Brzęczek (66. Krysik), Oziębała.

Pniówek: Gocyk – Mazurkiewicz, Pańkowski, Płowucha, Szkatuła – Zajączkowski (75. Semeniuk), Lewandowski (69. Morcinek), Szatkowski, Musioł, Glenc – Caniboł (89. Dzida).

Żółte kartki: Mizgała, Dzierbicki, Piątkowski – Lewandowski, Caniboł.

Sędziował: Leszek Lewandowski (Zabrze)

Przy okazji Pniówek rozpoczął rozgrywki w III lidze. Pierwsza kolejka? Remis z Piastem Żmigród. Druga kolejka? Mecz ze Ślęzą Wrocław odwołany. Opowiada Zdzisław Goik:

– Podeszliśmy do sprawy odpowiedzialnie. Koronawirusa ma jeden z naszych młodzieżowców. Trudna sprawa, chłopak ma niełatwą sytuację w rodzinie – jeden z członków rodziny jest w podeszłym wieku, trudny stan zdrowia. Po tym, jak się o tym wszystkim dowiedzieliśmy, to naszym pierwszym ruchem było zwrócenie się do Opolskiego Związku Piłki Nożnej, czyli organizatora rozgrywek, i zwrócenie się do Ślęzy Wrocław w celu przełożenia naszego meczu. Mamy obligatoryjny obowiązek przeprowadzenia badań w związku z tym, że gramy w Pucharze Polski, w którym zakwalifikowaliśmy się do 1/32. Jako trzecioligowiec nie mielibyśmy takiego obowiązku.

Więc nie pojechaliście. 

Rozumie pan, o co chodzi – jechanie do Wrocławia z brakiem wiedzy, czy nie ma w drużynie innych przypadków zakażenia, byłoby skrajną nieodpowiedzialnością. Jechalibyśmy z czerwonej strefy. Z powiatu pszczyńskiego, z gminy Pawłowice. Wiązałoby się to z dużym ryzykiem. Stworzylibyśmy zagrożenie, powstałaby niepotrzebna sensacja. Nie chciałbym zagrać i zaraz usłyszeć, że pojechaliśmy gdzieś i zainfekowaliśmy inną drużynę. Wie pan, u nas jest tylko jeden przypadek. I wcale nie przez jego wzgląd odbędą się u nas badania.

A dlaczego?

Dlatego, że gramy w Pucharze Polski, a wszystkie drużyny, które biorą udział w tym turnieju muszą przejść testy. W pozostałych klubach, czy to trzecioligowych, czy jeszcze niższych, nikt nie robi testów. Jeśli ktoś się źle czuje, tak domniemam, to idzie na kilkudniowe zwolnienie. Ludzie mają temperatury, tracą węch i smak, mają biegunkę – normalne sytuacje, odpoczywają, przechodzi, wracają do swoich codzienności. Jeśli nie przejdą badań, a często nie przechodzą, to nawet nic nie wiedzą, czy mieli koronawirusa, czy go nie mieli.

Przełożyliśmy mecz tylko dlatego, że mieliśmy świadomość, iż w przyszłym tygodniu będziemy mieli możliwość przejścia obligatoryjnych testów. Żadnych nieporozumień. Zachowaliśmy się bardzo profesjonalnie, bo od ubiegłej soboty ten zawodnik nie trenował z nami, czyli od kiedy zaczął się gorzej czuć, to nie chodził na zajęcia, nie był z nami nawet na wtorkowym finałowego meczu Pucharu Polski. Co więcej możemy zrobić jako klub? Nic. Nie mamy żadnej wiedzy, czy ktoś z nas nie ma koronawirusa. Nikt nie może być tego pewien.

U nas w sekcji seniorskiej wszyscy są pełnoletni. Klub nie będzie nikogo nie będzie prowadził za rączkę do lekarza. Mówił, że ty musisz zrobić to, a ty musisz zrobić to. Co więcej, oni nie są zawodowcami – nie jest to sytuacja, w której nasi piłkarze utrzymują się tylko z bycia piłkarzami. W większości klubów trzecioligowych grają amatorzy, ewentualnie z minimalną domieszką zawodowstwa. Przecież, mało tego, nie mamy jakiegoś nakazu, żeby pilnować zdrowia naszych zawodników. My mamy przygotować murawę, przygotować klub, przystosować klub do wytycznych organizatora rozgrywek.

Koniec końców zdrowie jest jednak najważniejsze. 

Kiedy przeprowadzano obligatoryjne testy dla wszystkich pracowników kopalni i człowiek nie mógł podjąć tam pracy bez otrzymania negatywnego testu, i nieważne, czy był na L4, czy cokolwiek takiego, to kopalnie miały postój. I po dwóch kolejnych testach negatywnych dopiero mogli wrócić do czynnej pracy. U nas też, we wcześniejszych miesiącach, zdarzały się podobne przypadki. Kiedy byliśmy na etapie powrotu do treningów, to naszym piłkarzom, pracującym w kopalniach i poddawanym obligatoryjnym testom, wychodziły pozytywne wyniki testów. I co? Oni ani nie pracowali w kopalni, ani nie grali w klubie – zostali zobowiązani do unikania aktywności społecznej do czasu, aż ich wyniki będą negatywne.

Nie chcę tworzyć hipotez. Wróciliśmy do treningów dwa tygodnie później niż pozwalały na to przepisy prawa. Od samego początku zachowujemy wszystkie zalecenia Ministerstwa Zdrowia. Przejdziemy testy. Dostaniemy wyniki. Wszystkie znaki na niebie i ziemie wskazują, że wszystko będzie dobrze.

***

Jest jak jest. W całej Polsce sierpień przyniósł ponowny skok wirusowych tabelek. Pojawiły się nowe rekordy dziennych zakażeń, nowe ogniska, przywrócono część obostrzeń w części powiatów. Przy tym jednak wirus stał się bardziej powszechny, przywykliśmy do niego, żyjemy niejako obok niego. Przypadki zakażeń koronawirusem wykryto w sejmie, w klubach Ekstraklasy, pewnie jeszcze w wielu innych miejscach, więc właściwie to nic dziwnego, że wykryto go też w niższych ligach, które właśnie ruszyły i przyspieszają.

Na razie schemat jest bardzo podobny. Zawodnik gorzej się czuje i zgłasza się do sanepidu. Przechodzi badania, dostaje wynik pozytywny, reszta drużyny idzie na kwarantannę, czekając na swoje badania, a gdzieś w międzyczasie przekładane są mecze. Rozgrywek to nie paraliżuje, ale już na tym etapie, na początku całej historii, potrafi dochodzić do tak kuriozalnych przypadków, jak odwołanie meczu Okęcia z Józefovią dosłownie na kilkanaście minut przed pierwszym gwizdkiem.

Czy jest na sposób? Nie wiemy. Zakażenia były, są, będą. Również w drużynach piłkarskich. I może faktycznie casus niższych lig w Polsce pokaże, że niedługo do kwestii zarażenia koronawirusem w sporcie będziemy mogli podchodzić, jak do zwykłych kontuzji – zakażani pauzują, zdrowi grają. Przy łaskawym losie i racjonalnym przeprowadzeniu całej operacji – do wynalezienia szczepionki na koronawirusa nie jest to wcale czarny scenariusz.

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Niższe ligi

Komentarze

13 komentarzy

Loading...