Około 170 milionów funtów. Tyle mniej więcej wynosiła stawka wczorajszego starcia Brentford FC z Fulham FC. Wiadomo nie od dziś, że zwycięstwo w play-offach o awans do Premier League działa niczym hasło: „Sezamie, otwórz się!”. Dlatego triumf na Wembley napawa zwycięzców tak wielką euforią, a przegranych tak ogromnym przygnębieniem. Tym razem obejść się smakiem muszą piłkarze Brentford. Fulham powraca do elity po roku spędzonym na zapleczu angielskiej ekstraklasy.
Emocje do samego końca
Finał play-offów był, po pierwsze, bardzo wyrównany, a po drugie niezwykle emocjonujący na finiszu. O zwycięstwie Fulham zadecydowały dwa gole zdobyte w dogrywce. Oba trafienia zapisał na swoim koncie Joe Bryan, lewy obrońca londyńczyków. Przy kluczowym dla losów spotkania golu na 1:0 Anglik wykazała się niebywałą przebiegłością. Zamiast dośrodkować futbolówkę z rzutu wolnego – czego spodziewali się wszyscy zawodnicy, na czele z golkiperem Brentford – Bryan postanowił oddać zaskakujący strzał. Kompletnie skonfundowany David Raya nie zdążył się zebrać do interwencji. Refleksu wystarczył mu jedynie na pokraczny podskok, który nie zatrzymał futbolówki zmierzającej wprost do siatki. Pomyłka warta miliony funtów.
To ciekawe, że bohaterem finału został akurat Bryan. Piłkarz od dawna zmagający się ze swoimi demonami. Stanami lękowymi, atakami paniki. – Czasami nie potrafię wstać rano z łóżka. Niekiedy zaczynamy mecz o 15:00, a ja myślę tylko o tym, żeby robić coś innego niż gra w piłkę. Zupełnie jak ludzie pracujący na budowie, którym zdarza się pomyśleć: „Pierdolę to, nie chce mi się dzisiaj tu być” – opowiadał Anglik na łamach The Athletic.
Brentford FC 1:2 Fulham FC
Dla Brentford finałowa porażka to sytuacja bolesna na wielu płaszczyznach.
Klub przegrał play-offy już po raz dziewiąty w swojej historii. „Pszczoły” na występ w najwyższej klasie rozgrywkowej czekają od 1947 roku. Poza tym, jest to drużyna budowana jest w bardzo wyjątkowy sposób. Właścicielem Brentford jest bowiem Matthew Benham – futbolowy wizjoner, wcześniej absolutny rekin branży bukmacherskiej, który dorobił się fortuny na celnym typowaniu wyników. Benham i jego współpracownicy prowadzą klub według nietypowych, często dość tajemniczych kryteriów. Koncentrują się wyłącznie na twardych liczbach, drobiazgowych analizach. Potrafili zwolnić trenera odnoszącego sukcesy, ponieważ ich wyliczenia dowiodły, że skuteczność szkoleniowca jest efektem szczęścia, a nie kunsztu. Ten model zarządzania klubu sprawdza się w Danii, gdzie mistrzem kraju z wielką przewagą zostało FC Midtjylland, inny klub Benhama. Ale to – przy całym szacunku – tylko liga duńska. Awans Brentford do Premier League narobiłby wokół „Pszczół” znacznie większego rozgłosu.
Byłby to ostateczny znak, że metody Benhama i jego ludzi są skuteczne. Oczywiście porażka w play-offach nie świadczy o tym, że jest wprost przeciwnie, ale wiadomo, jak działa marketing. Trudno reklamować swój projekt poprzez przegrany kolejny finał. Trzecia sprawa, to że „Pszczoły” w paru sytuacjach zostały skrzywdzone przez arbitra. W starciach tego kalibru błędy sędziowskie bolą najmocniej. No i nie można zapominać, że Brentford otarło się przecież o awans bezpośredni do Premier League.
Z której strony nie spojrzeć – przegrany finał boli jak jasna cholera.
Pierwszy sukces trenerski Scotta Parkera
Fulham z kolei nie potrzebowało wiele czasu, by odbudować się po spadku. Choć to już zupełnie inna drużyna niż ta, która wygrała finał baraży w 2018 roku. Wtedy w wyjściowym składzie londyńczyków na Wembley pojawili się – patrząc od bramki – Marcus Bettinelli, Ryan Fredericks, Denis Odoi, Tim Ream, Matt Targett, Kevin McDonald, Stefan Johansen, Tom Cairney, Aboubakar Kamara, Ryan Sessegnon i Aleksandar Mitrović. Wczoraj w wyjściowej jedenastce znaleźli się z całej tej ekipy tylko Kamaa, Odoi, Cairney i Ream. Mitrović wszedł z ławki, paru innych spośród wyżej wymienionych przesiedziało cały mecz na rezerwie. Tak czy owak – znaczące przemeblowanie w składzie.
Za odbudowę zespołu po spadku w sezonie 2018/19 wziął się Scott Parker, który kończył swoją bogatą piłkarską karierę właśnie w barwach ekipy z Craven Cottage. Parker przejął zespół jeszcze w Premier League, po tym jak z podźwignięciem Fulham z kolan nie poradził sobie Claudio Ranieri. 40-letni Anglik też cudów nie zdziałał. The Cottagers zlecieli z ligi z kretesem. Może nie aż takim jak ostatnie w tabeli Huddersfield Town, lecz już zimą nie było większych wątpliwości, iż Fulham pożegna się z najwyższym poziomem rozgrywek.
O klęsce londyńczyków w dużej mierze zadecydowały chybione transfery. Fulham wydało sporo forsy na takich graczy jak Maxime Le Marchand, Jean Michael Seri, Alfie Mawson, Aleksandar Mitrović, Andre-Frank Zambo Anguissa, Ryan Babel, Joe Bryan czy Fabri. Do tego doszły wypożyczenia Andre Schuerrle czy Luciano Vietto. Niektórzy z wymienionych się sprawdzili, lecz większość to niewypały.
Taką minę ma Scott Parker, gdy przypomni sobie, że Jean Michael Seri i Andre-Frank Zambo Anguissa kosztowali w sumie około 40 milionów funtów.
Parkerowi pozwolono jednak kontynuować pracę z klubem pomimo spadku. I, jak się okazało, była to celna decyzja. Początki sezonu 2019/20 wypadły jeszcze blado, ale już w okolicach listopada The Cottagers zakotwiczyli w ligowej czołówce i nie wypadli z niej do samego końca rozgrywek. W play-offach najpierw uporali się z Cardiff City, a potem w finale z Brentford. Wypada gratulować nieopierzonemu szkoleniowcowi, bo uprzątnął panujący w zespole bałagan w ekspresowym tempie.
Co dalej?
W sezonie 2020/21 przekonamy się, czy działacze i sztab szkoleniowy Fulham potrafi uczyć się na własnych błędach. Trener Parker zapewnia, że tak. – Po poprzednim awansie w klubie popełniono kilka rażących pomyłek. Wyciągniemy z nich lekcje – powiedział trener londyńskiej drużyny w rozmowie z BBC. – Trzeba jednak pamiętać, że Premier League to brutalne rozgrywki. Przed nami wielkie wyzwanie. Chcemy zbudować drużynę w oparciu solidne fundamenty. Możesz mieć wiele cenionych nazwisk, ale jeżeli zespół zbudowany jest na piasku, to wielkie nazwiska niczego nie zmienią.
Brzmi to obiecująco, ale znamy przecież realia Premier League. Wielu działaczy i trenerów przed startem okna transferowego opowiada o stabilizacji, a potem obserwujemy szaloną żonglerkę nazwiskami. Jaką drogę obierze Fulham – przekonamy się w najbliższych tygodniach.
A Brentford? Trener Thomas Frank nie załamuje rąk. – Świat się nie skończył, jutro też wstanie słońce – powiedział szkoleniowiec „Pszczół” po porażce na Wembley. – W piłce nożnej, podobnie jak w życiu, trzeba być silnym. Każdego spotykają sytuacje, których sobie nie wymarzył. Trzeba w takich chwilach pokazać odporność. Jeżeli chcesz osiągnąć coś znaczącego, musisz potrafić się odbić po porażce. I jestem przekonany, że my to zrobimy. Nikt nie wie, co będzie jutro, ale jedno wiem na pewno. W przyszłym sezonie Brentford znów będzie jedną z najmocniejszych drużyn w Championship.
fot. NewsPix.pl