Reklama

Mecz z Lechem nie jest dla mnie priorytetem. Póki co cieszymy się z awansu

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

03 sierpnia 2020, 08:31 • 9 min czytania 4 komentarze

Spotkanie z Lechem nie jest dla mnie priorytetem, ale wiem, że będzie ono już w czwartej kolejce. Życie natomiast pokaże, co się wydarzy za tydzień albo dwa. Na razie cieszymy się z tego, co jest i już niedługo wracamy do pracy, aby godnie reprezentować Wartę w ekstraklasie. Zobaczymy, jakie będą ruchy transferowe. Myślę, że ludzie zarządzający klubem mają już jakieś plany w głowie – mówi Łukasz Trałka na łamach “Przeglądu Sportowego”. Co poza tym dziś w prasie?

Mecz z Lechem nie jest dla mnie priorytetem. Póki co cieszymy się z awansu

“PRZEGLĄD SPORTOWY”

Artur Boruc wrócił do Legii. Komentarz Mateusza Borka – z gratulacjami, ale i celnym wyjaśnieniem dlaczego powrót doświadczonego reprezentanta do Ekstraklasy to często krok w nieznane.

Doświadczonych graczy trochę obawiają się też szkoleniowcy, bo są oni w stanie szybko zweryfikować poziom, na którym pracują i mogą powiedzieć, czy to rzeczywiście jest „international level”. Mimo tego w ostatnim czasie przerwaliśmy posuchę z powrotami kadrowiczów. Kiedyś oglądaliśmy, jak – z różnym szczęściem – w ekstraklasie grali Piotrek Świerczewski, Tomkowie Hajto oraz Kłos, Kamil Kosowski, Paweł Kryszałowicz, Radek Kałużny czy Adam Matysek. Teraz mamy Kubę Błaszczykowskiego, który niedawno wrócił do Wisły. Jest właścicielem klubu, ale wciąż gra w piłkę, bo chce jeszcze raz pojechać na mistrzostwa Europy. Do Wrocławia wrócił jeden z bohaterów mistrzowskiego Śląska Waldemar Sobota, a do Legii wspomniany Boruc. Prawda jest taka, że powrót do ligi z Zachodu aktualnych bądź byłych reprezentantów zawsze jest wydarzeniem i najskuteczniejszym impulsem pobudzającym zainteresowanie ekstraklasą. Dlatego, drodzy panowie kadrowicze, nie bójcie się i wracajcie, choćby na rok, by dodać lidze kolorytu.

U jednego z zawodników Wisły Płock stwierdzono koronawirusa. Kluby zostały zostawione same sobie – PZPN i Ekstraklasa nie dały żadnych wytycznych na powrót do zajęć.

Reklama

Dlaczego w ogóle do takiej sytuacji doszło? Czy można było jej uniknąć? Mogłoby do tego nie dojść, gdyby Komisja Medyczna PZPN, Ekstraklasa SA albo związek wydały klubom zalecenia. Wisła też nieco pośpieszyła się z pierwszym treningiem. – Niestety tak się stało. Pierwsze zajęcia zawsze są bardziej indywidualne. Zawodnicy mieli badania wydolnościowe i testy biegowe. Teraz wiemy, że mogliśmy zaczekać do wyników, ale przypomnę, że nikt ze strony PZPN, Ekstraklasy SA czy Komisji Medycznej PZPN nie wydał do tej pory żadnych rekomendacji i zaleceń w sprawie powrotu do treningów. W klubie doszliśmy do wniosku, że należy przebadać zawodników i trenerów po okresie urlopowym. Po ostatniej kolejce poprzedniego sezonu kluby zostały ze sprawami COVID-19 zostawione same sobie – podkreśla prezes Marzec. Ustaliliśmy, że Departament Rozgrywek Krajowych PZPN i Komisja Medyczna PZPN wyślą do klubów dokładną listę procedur medycznych, które muszą przejść piłkarze po urlopach, a przed wznowieniem treningów. Szkoda tylko, że już… osiem klubów ekstraklasy wróciło do zajęć.

Rozmowa z Łukaszem Trałką po awansie do Ekstraklasy. Kariery kończyć nie zamierza, a daty meczu z Lechem Poznań nie zaznaczył sobie kółeczkiem w kalendarzu.

Myślał pan o zakończeniu kariery w symbolicznym momencie, w którym wprowadził pan do niej Wartę? Czy może jednak chęć zagrania meczu derbowego z Lechem jest zbyt kusząca, aby myśleć o zawieszeniu butów na kołku?

Spotkanie z Lechem nie jest dla mnie priorytetem, ale wiem, że będzie ono już w czwartej kolejce. Życie natomiast pokaże, co się wydarzy za tydzień albo dwa. Na razie cieszymy się z tego, co jest i już niedługo wracamy do pracy, aby godnie reprezentować Wartę w ekstraklasie. Zobaczymy, jakie będą ruchy transferowe. Myślę, że ludzie zarządzający klubem mają już jakieś plany w głowie. Za dwa tygodnie gramy mecz pucharowy. Bardzo dziwny i bardzo długi sezon za nami, a za moment startuje kolejny. Rozmawiałem z chłopakami i byli zgodni, że każdy z nas rozegrał na różnych szczeblach rozgrywkowych po kilkaset spotkań, ale pamięta się zaledwie kilka z nich. Baraż o ekstraklasę to niewątpliwie było takie spotkanie.

Ma pan ich 371 w ekstraklasie. Nie myślał pan o tym, że dobrze byłoby zaokrąglić tę liczbę przynajmniej do 400?

Nie, to nie jest mój cel, bo nie ma za to żadnej nagrody ani wielkiej satysfakcji. Na koniec kariery chcę po prostu cieszyć się grą w piłkę i Warta mi to umożliwia. Czerpię radość z każdego treningu i każdej chwili spędzonej w tym klubie. Gdybym miał tu przyjść tylko po to, żeby odcinać kupony i odbębnić kolejny mecz, byłoby to kompletnie bez sensu. Cały czas miałem chęć rywalizowania, wygrywania i kopania się z kolegami. To mnie nakręca do dalszej gry. 

Reklama

Rozmowa z Przemysławem Frankowskim. O powrocie do grania, turnieju MLS, ale i pandemii w Stanach i zamieszkach w Chicago, gdzie mieszka ex-piłkarz Jagi.

Był czas odwiedzić Walt Disney World?

A skąd… Musieliśmy stosować się do obostrzeń, wiadomo, ze względu na wirusa. Do hotelu, w którym byliśmy zakwaterowani postronni ludzie nie mieli wstępu. Raz wybraliśmy się z drużyną do restauracji na zewnątrz. A na miejscu, w hotelu, mogliśmy korzystać z basenu, pograć w ping ponga. No i co drugi dzień obowiązkowe testy na obecność koronawirusa. Turniej – z punktu widzenia organizacyjnego – bomba! Przede wszystkim czuliśmy się bezpiecznie.

Czego nie można było powiedzieć o wielu amerykańskich miastach, w których dochodziło do ostrych zamieszek. Także w pańskim Chicago.

Rzeczywiście, nie było za ciekawie. Wiało grozą. Któregoś dnia, kiedy mieszkaliśmy w downtown (śródmieście – przyp. red.), wybraliśmy się na kolację. Szybko wróciliśmy, ponieważ nie był to klimat do wycieczek po Chicago. Syreny policyjne, karetki, helikoptery. To wszystko szczególnie nasilało się nocą. Gdy synkowi w tym hałasie udało się zasnąć, śledziliśmy z żoną wiadomości. Na telewizyjnym ekranie pokazywano straszne rzeczy. Wtedy rzeczywiście bardzo się obawialiśmy. Ciekawie nie było także, gdy w Stanach wybuchła pandemia. Nasza rodzinka przez kilka tygodni dosłownie ani razu nie opuściła domu. Zakupy robiliśmy wyłącznie przez internet. Żal było synka Kubusia, który tęsknił za wyjściem z domu. I powoli, gdy wirus nieco odpuszczał, wychodziliśmy z nim, choć jedynie w pobliżu domu, by odetchnął świeżym powietrzem, chwilę się pobawił. Później żona z synkiem poleciała do Polski i kolejne kłopoty – z powrotem do Chicago. Klub zrobił wszystko, b y na dniach udało im się wrócić do n a s z e g o amerykańskiego domu. Nie jest łatwo, bo usłyszałem ostatnio od znajomych, iż polski ksiądz z wizą pracowniczą nie został wpuszczony do USA. 

“SPORT”

Ściągnięcie Patryka Lipskiego to nie koniec transferów Piasta Gliwice. Waldemar Fornalik zapowiada kolejne ruchy na rynku.

Trener Fornalik nie ukrywa jednak, że kadra jest niemal kompletna. – Niemal, bo pracujemy jeszcze nad co najmniej dwoma, trzema tematami. Oczywiście nie zdradzę szczegółów, bo to są rozmowy, które potrzebują ciszy i spokoju – mówi szkoleniowiec brązowego medalisty minionego sezonu. Szkoleniowiec podobnie, jak piłkarze nie miał długiego urlopu. W dodatku stale musiał być też w kontakcie z działaczami i dyrektorem Bogdanem Wilkiem. – Nie wiem czy był dzień, którym nie były poruszane tematy służbowe, ale mimo tego udało mi się odpocząć – mówi Waldemar Fornalik.  Jeśli chodzi o krótkie urlopy, to był to maksymalny czas, jaki mogliśmy zaproponować drużynie. Mam nadzieję, że to wystarczyło, żeby zeszło zmęczenie i przede wszystkim obciążenie psychiczne, bo był to bardzo długi i nietypowy sezon. Gdybym mógł, to dałbym jeszcze więcej wolnego, ale wiemy, że liga startuje bardzo szybko i powinniśmy się do niej odpowiednio przygotować – dodaje były selekcjoner reprezentacji Polski.

Górnik Zabrze zacznie sezon w odmienionym składzie. Pod znakiem zapytania pozostanie Greków, nie wiadomo jeszcze co z wypożyczonymi piłkarzami do I ligi.

Jeszcze przed ostatnim ligowym meczem sezonu 2019/20 z Zagłębiem Lubin, klub oficjalnie pożegnał kwartet graczy. W tej grupie znalazł się najlepszy od czterech lat strzelec zespołu Igor Angulo, 88 bramek w lidze i w pucharach dla Górnika w tym czasie, kapitan zespołu Szymon Matuszek, a także Kamil Zapolnik oraz David Kopacz. Angulo w nowym sezonie będzie występował w indyjskim FC Goa, z kolei Kopacz związał się FC Wurzburger Kickers. Z pobytu w drugoligowym GKS Katowice wraca Kacper Michalski. W GieKSie 20-latek w poprzednim sezonie wystąpił w 30 spotkaniach i zdobył dwie bramki. To alternatywa na prawą obronę, gdzie jest starszy o rok Dariusz Pawłowski. Nie wiadomo czy w Zabrzu w kolejnym sezonie będzie występował Stavros Vassilantonopoulos, który do Górnika, podobnie jak jego rodak Giorgos Giakoumakis, był wypożyczony z AEK Ateny. Z wypożyczenia wracają też inni zawodnicy, jak choćby 20-letni Wojciech Hajda, 28 meczów i jeden gol w poprzednim sezonie w Stomilu. A jest jeszcze przecież dalsza grupa wypożyczonych graczy, jak bramkarz Daniel Bielica (Sandecja Nowy Sącz), lewy obrońca Bartłomiej Eizenchart (Puszcza Niepołomice) czy pomocnik Krzysztof Kubica (Chrobry Głogów).

Stal Stalowa Wola zarzuca Skrze Częstochowa propozycję korupcyjną. Druga strona odpowiada, że to kłamstwo. Czyli afera w II lidze na całego.

Zarząd Skry wystosował oświadczenie, odcinając się od doniesień TVN24, nazywając je informacją nieprawdziwą. „Klub zaprzecza, aby jako organizacja prowadził jakiekolwiek rozmowy z przedstawicielami Stali Stalowa Wola w takiej sprawie. Informacja ta opiera się na nierzetelnych, niepotwierdzonych i niezweryfikowanych spekulacjach i domysłach dziennikarskich i godzi w dobre imię Klubu Skra. (…). Zdaniem zarządu Klubu osoby trzecie próbują kosztem Skry poprawić swoją sytuację lub uzyskać wątpliwy rozgłos. Klub Skra Częstochowa jest zbulwersowany insynuacjami i pomówieniami przedstawionymi w tvn24. pl i zamierza w tej sprawie wystąpić o ochronę dóbr osobistych, w tym przede wszystkim dobrego imienia Klubu” – głoszą fragmenty oświadczenia II-ligowca spod Jasnej Góry (pisownia oryginalna).

“SUPER EXPRESS”

W “Superaku” z rzeczy piłkarskich dziś tylko tekst o powrocie Boruca. “SE” spekuluje, że nowy bramkarz Legii będzie zarabiał w niej między 300 a 400 tysięcy euro rocznie.

Jakie będą zarobki Artura? Jego kontrakt jest pilnie strzeżoną tajemnicą, ale… Wcześniej, gdy Legia szukała bramkarza, proponowała kandydatom do 300 tys. euro netto rocznie. Oczywiście, z jednej strony Boruc to „większe” nazwisko niż Dusan Kuciak czy Ibrahim Sehić, którzy też byli brani pod uwagę, ale z drugiej strony wiadomo, że dla Artura w tym powrocie to nie pieniądze są najważniejsze. Ma ogromny sentyment do klubu, z którego wypłynął na szerokie wody. Wiadomo jednak, że Legia też chce go docenić, więc wydaje się, że ten kontrakt nowego-starego bramkarza klubu z Ł3 może oscylować właśnie między 300 a 400 tys. euro netto rocznie. Od ostatniego meczu Boruca w Legii minęło ponad 15 lat. Gdy znów zagra w jej barwach, zostanie najstarszym zawodnikiem w historii klubu.

“GAZETA WYBORCZA”

W awansie Podbeskidzia pomogło miasto, w awansie Stali zaangażowanie europosła, a Warcie? Jej pomógł chyba cud. Niezły tekst o trzech innych drogach do powrotu do Ektraklasy.

Ostatnie lata to czas nieustannego kryzysu. Jeszcze w 2016 r. Warta grała w III lidze. Dwa lata temu Bartłomiej Farjaszewski przejął zadłużony klub za 9,5 złotego i postawił go na nogi. Dorobił się na produkcji gadżetów reklamowych, wpompował w klub kilka milionów, lecz obecnie jego biznes też dotknął kryzys. Awans Warty zapewni jej stabilność finansową, bo z tytułu sprzedaży praw do transmisji otrzyma co najmniej 8 mln zł. Warta to pod wieloma względami klub wyjątkowy. W kadrze znajduje się tylko jeden obcokrajowiec (Ukrainiec Serhij Napołow), przesiadujący najczęściej na ławce rezerwowych. Jeśli za trzy tygodnie trener Tworek wyśle 11 Polaków na boiska ekstraklasy, będzie to pierwszy taki przypadek od ponad dwóch lat. Przeciętny kibic z obecnego składu zna co najwyżej Łukasza Trałkę (przez lata lider Lecha Poznań), może jeszcze Mateusza Szczepaniaka, kilka sezonów temu strzelającego gole w ekstraklasie w barwach Cracovii. Większość piłkarzy w najwyższej klasie rozgrywkowej dopiero zadebiutuje – jak broniący karnego za karnym Adrian Lis czy kierujący defensywą Robert Janicki. Obaj pochodzą z Poznania i nie jest to przypadek. W decydującym meczu z Radomiakiem zagrało łącznie ośmiu piłkarzy pochodzących z Wielkopolski. W składzie jest też czterech zawodników, którzy przeszli z Wartą drogę od III ligi. Wśród nich kapitan Bartosz Kieliba. Zdecydowana większość z nich zostanie w klubie, bo na rewolucję – gdyby ktokolwiek chciał ją przeprowadzić – zwyczajnie nie ma czasu. Pierwszy mecz nowego sezonu zaplanowano 21 sierpnia, a Warty – dwa dni później.

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

4 komentarze

Loading...