– Jeżeli uda się zostać w West Hamie na dłużej niż na rok, to na pewno z ogromną chęcią to zrobię – mówił Łukasz Fabiański, bramkarz West Hamu United i reprezentacji Polski, w rozmowie z Wojtkiem Pielą na Kanale Sportowym. Spisaliśmy dla was ten wywiad. Golkiper „Młotów” ciekawie podsumowuje sezon swojego zespołu.
Wyczekiwałeś na ten urlop? Jak się czujesz po zakończeniu sezonu?
Z rodzicami nie widziałem się już od siedmiu miesięcy. Nie miałem z nimi bezpośredniego kontaktu. Moja żona i syn też wyjechali do Polski jak tylko stało się to możliwe. Praktycznie przez ten cały okres restartu byłem sam w Anglii. Było to trochę inne, trudne. Poza tym – cały ten sezon był bardziej wymagający. Przebywaliśmy w dużym zawieszeniu, z dużą dozą niepewności. Teraz człowiek chce od tego wszystkiego odpocząć. Sam manager przyznał, że po takich rozgrywkach trzeba przede wszystkim odpoczywać psychicznie.
Ile potrwa wasza przerwa, jakie macie plany?
O dziwo trener zdecydował się na to, że dostaniemy aż trzy tygodnie wolnego. Mamy wracać 16 sierpnia. Ale to wszystko będzie związane z tą całą sytuacją pandemiczną. Rząd brytyjski ogłosił, że po powrocie do Anglii z Hiszpanii trzeba przejść dwutygodniową kwarantannę. Wielu chłopaków planowało wyjazd na wakacje i teraz nie wiedzą, czy się na to zdecydować. No ale te trzy tygodnie dostaliśmy.
Macie w zespole Pablo Fornalsa, Hiszpana.
On jest najbardziej załamany. Podobnie jak ja, nie widział się z najbliższymi przez wiele miesięcy. Jak tylko pojawiła się ta informacja, to widać było, że go to mocno dotknęło. Może polecieć na parę dni, ale szybko będzie musiał opuścić swój kraj, żeby normalnie wrócić z całym zespołem do treningów, a nie przebywać spóźnioną kwarantannę. To są takie sytuacje, które nie do końca są klarowne.
Ktoś złośliwy mógłby powiedzieć: dlaczego takie długie te urlopy? Za wami bardzo nieudany sezon, dopiero szesnaste miejsce w lidze. Udało się utrzymać, ale zgodzisz się, że wasze miejsce jest wyżej?
Tutaj się zgodzę na pewno. Jesteśmy klubem, który aspiruje do wyższych pozycji. Mam nadzieję, że w przyszłym sezonie będziemy w stanie potwierdzić te ambicje na boisku. Teraz jest duży niedosyt. Nikt w klubie nie chciał być w takiej sytuacji w jakiej znaleźliśmy się przed restartem, czyli walka na całego o utrzymanie w Premier League. Uważam, że mamy bardzo dobrą drużynę, patrząc na personalia. Musimy wyciągnąć wnioski i zaprezentować się zdecydowanie lepiej w kolejnych rozgrywkach.
Zmiana trenera wam pomogła? Wiemy, że w trakcie sezonu David Moyes zastąpił Manuela Pellegriniego.
Myślę, że pomogła. Z Manuelem Pellegrinim nie było widać pozytywnego wyjścia z trudnej sytuacji. Trochę się tym wszystkim zmęczyliśmy. I sam manager, i my. Ciężko było znaleźć nowe rozwiązania. Nowy trener to nowy bodziec, który mocno oddziałuje na całą drużynę. Każdy chce się pokazać, bo wszyscy mają poczucie – może poza Markiem Noblem – że startują od zera.
Aaron Cresswell też od zera?
(śmiech) Widać, że jest to ulubieniec trenera Moyesa. Da się to odczuć.
W czym to się objawia? Zdarza się, że trochę odpuści Cresswellowi na treningu?
Nie, nie. O tym nie ma mowy. Moyes jest wręcz przewrażliwiony na punkcie różnych drobnostek. Czasem zdarzy się, że zagrasz dobre podanie, a jemu i tak się coś nie spodoba. Bo było za szybkie, za wolne, pod złym kątem. Trener jest uczulony na takie niuanse. Jak coś zrobisz dobrze, rzadko cię pochwali. Chyba, że zrobi to Cress. Wtedy od razu słychać ochy i achy. Da się to odczuć. Inna sprawa, że Cresswell jest w zasadzie jedynym lewym obrońcą w zespole, więc może stąd taka postawa pod jego adresem ze strony managera.
Mówi się, że ten sezon był ostatnim dla Declana Rice’a w barwach West Hamu. Spodziewasz się transferu tego zawodnika?
Wszyscy mamy świadomość, jakim zawodnikiem jest Declan. Jaką ma jakość w sobie. Jest rozchwytywany, głośno się mówi w mediach o ewentualnym transferze. Na obecną chwilę w drużynie nie było jednak słychać o konkretach. Sam Dec był bardzo skoncentrowany, żeby dobrze skończyć sezon i utrzymać się w Premier League. A co się wydarzy w oknie transferowym? Tego nie wiemy. Zobaczymy, jak pandemia wpłynie na rynek transferowy. Myślę, że w przypadku Deca żądania West Hamu mogą być ogromne.
Myślisz, że to taki zawodnik, który będzie wymuszał odejście?
Nie sądzę. On ma świetne relacje z Markiem Noblem. Nobs będzie z pewnością odgrywał dużą rolę w jego następnym ruchu. Czy to będzie pozostanie w klubie, co byłoby dla nas najlepszym rozwiązaniem, czy też ewentualne odejście. Dec na pewno się nie obrazi, jeśli klub zażąda za niego wielkich pieniędzy. Będąc piłkarzem West Hamu wskoczył przecież do pierwszego składu reprezentacji Anglii. Czynnikiem, który może go popchnąć w stronę zmiany barw będzie zatem tylko perspektywa gry w europejskich pucharach. Zobaczymy. Bardzo bym chciał, żeby jeszcze z nami został.
A co z twoją przyszłością? Za rok wygasa twój kontrakt. Są prowadzone rozmowy?
Jestem w takim wieku i moja sytuacja rodzinna jest taka… Mój syn pójdzie teraz do szkoły. Jasiek już się tutaj przyzwyczaił, ogarnął. Nie chcemy go rzucać w nowe miejsce. Chcemy stabilizacji na kilka lat. Jeżeli uda się zostać w West Hamie na dłużej niż na rok, to na pewno z ogromną chęcią to zrobię. Mam jeszcze rok kontraktu, jest w nim zawarta opcja przedłużenia. Uzależniona od decyzji klubu. Jeżeli działacze będą ze mnie zadowoleni, to z automatu umowa może się w przyszłym roku przedłużyć.
Jak ci się w ogóle grało po tej przerwie spowodowanej pandemią?
Zupełnie inny świat. To co od początku mi się rzuciło w oczy i z czego się często śmialiśmy w szatni, to jak bardzo sędziowie obrywają w trakcie meczów. Ile słyszą obelg w swoich kierunku. Jak są kibice na trybunach, to tego się tak dokładnie nie słyszy. Pamiętam jedną sytuację z Anthonym Taylorem, który usłyszał wyzwisko połączone z wypomnieniem mu, że jest łysy. Taylor stanął jak wryty i obrócił się na pięcie, wręcz lekko sfochowany. Odpowiedział tylko: „Jeszcze jeden taki tekst i wylatujesz”. To chyba właśnie Declan Rice rzucił wtedy obelgą. Widziałem, że sam też lekko spanikował, gdy zdał sobie sprawę, że wszyscy to słyszeli. Na mniejszych stadionach czasami nawet było słychać komentatorów z trybuny prasowej. Jak Glenn Hoddle komentował, to wręcz można go było rozpoznać po głosie.
Brak kibiców ma ogromne znaczenie. To jest duży minus. Te mecze często były – przynajmniej w naszym przypadku – bardzo fajne i dałyby naszym kibicom dużo radości. Choćby spotkania z Chelsea czy Watfordem. Mecze o ciekawym przebiegu i wielkim znaczeniu dla utrzymania. Szkoda, że kibiców brakowało. Są też takie momenty w meczu, gdy widownia napędza drużynę. Reakcje kibiców budują momentum. A tutaj? Zrobisz fajną akcję i nic, cisza.
Może po to przydały się przerwy na picie? Żeby ochlapać się wodą i trochę pobudzić.
Te przerwy też były ciekawe. Wczoraj oglądałem chwilę Swansea w play-offach i trener Brentford wyskoczył podczas takiej przerwy z całą tablicą. Brakowało tylko, żeby rozpisał schemat na kolejną akcję jak w koszykówce. Szkoleniowcy zaczęli kombinować i wykorzystywać te przerwy na swój sposób.
Dziwne były też szatnie. Nie wszystkie kluby spełniały normy jeżeli chodzi o zachowanie dystansu, więc powstało dużo baraków. Bywało tak, że przebieraliśmy w loży honorowej, jak na przykład w Norwich. Duże zmiany. Ale cóż – trzeba było się przyzwyczaić. Im dużej to trwało, tym bardziej człowiek wiedział, czego ma się spodziewać. Na pewno największym szokiem był pierwszy mecz. Przegraliśmy z Wolverhampton i po meczu każdy mówił: „O kurczę, ale to będzie dół…”. Zupełnie nie było czuć atmosfery. Ale przyzwyczailiśmy się. Z tego co wiem, we wrześniu na trybunach mają się pojawić kibice. Na razie 25% pojemności trybun.
***
CAŁY ODCINEK PROGRAMU „FOOTBALL, BLOODY HELL”:
FOT. NEWSPIX.PL