Atalanta ponownie zachwycała, Atalanta prowadziła, Atalanta dominowała. Wszystko wskazywało na to, że rewelacyjna ekipa z Lombardii zatriumfuje dziś na wyjeździe z Juventusem i na finiszu sezonu włączy się jeszcze do walki o mistrzowski tytuł we Włoszech. Goście mieli wszelkie argumenty, by pokonać ospałą, grającą bez polotu „Starą Damę”. Ale kończą z zaledwie jednym punktem i marzenia o wywalczeniu scudetto najprawdopodobniej przyjdzie im odłożyć na kolejny sezon.
Pressing doskonały
W pierwszej połowie Atalanta stłamsiła Juventus do tego stopnia, że zanosiło się na sensację naprawdę dużego kalibru. Gospodarze nie istnieli na boisku, wyłączając może indywidualne akcje Paulo Dybali. Kiedy Juventus próbował ataków pozycyjnych, kończyło się to niedokładnościami i stratami. Kiedy szukał kontrataków, potrafił się tylko zdobyć na piłki grane gdzieś na chaos w kierunku napastników, z których nie było żadnego zagrożenia. W pewnym momencie posiadanie piłki podopiecznych Maurizio Sarriego spadło poniżej 40%. A przecież znamy upodobania taktyczne tego szkoleniowca. Sarri oczekuje od swoich drużyn dominacji, tymczasem to „Stara Dama” została zepchnięta do narożnika i znalazła się pod gradobiciem ciosów.
Atalanta przede wszystkim zachwycała intensywnym pressingiem. Zakładała go bardzo wysoko na połowie przeciwnika. Piłkarze drużyny przyjezdnej poruszali się jak po sznurku, odcinając rywalom wszystkie wygodne warianty rozegrania piłki.
W takich okolicznościach gol dla gości wydawał się kwestią czasu, no i ekipa z Bergamo napoczęła liderów Serie A już po kwadransie. Duvan Zapata wykończył fantastyczną akcję Alejandro Gomeza, która oczywiście rozpoczęła się odbiorem piłki w środkowej strefie boiska. Podwójnie okpiony w tej akcji został Rodrigo Bentancur. Środkowy pomocnik Juve najpierw nie poradził sobie z powstrzymaniem Gomeza, a potem z kretesem przegrał pojedynek bark w bark z Zapatą. Szczęsny bez szans.
Trzy punkty na wyciągnięcie ręki
Druga połowa przyniosła delikatną odmianę obrazu gry, ponieważ podopiecznym Gian Piero Gasperiniego nie wystarczyło sił, by aż tak szaleńczo naciskać na Juventus przez całe spotkanie. Ale w gruncie rzeczy piłkarze „Starej Damy” wciąż – nawet na tle lekko spowolnionej Atalanty – wypadali nad wyraz blado. Bez pomysłu na zaskoczenie przeciwnika, bez momentów znaczącego przyspieszenia. A jednak już dziesięć minut po wznowieniu gry padł gol wyrównujący. Marten de Roon zablokował dłonią niezbyt groźnie wyglądające dośrodkowanie, na swoje nieszczęście stojąc już w obrębie pola karnego. Cristiano Ronaldo nie pomylił się z jedenastu metrów.
Klasyczna bramka z czapy. Juventus przed przerwą oddał dwa strzały na bramkę, z czego ledwie jeden celny, a już na samym starcie drugiej połowy miał w garści korzystny wynik.
Po straconej bramce Gasperini rzucił na front nowe siły i Atalanta znów zaczęła bardzo wyraźnie zaznaczać swoją przewagę nad turyńczykami we właściwie każdym elemencie gry. No i ponownie udało się gościom przypieczętować tę przewagę golem. Akcję bramkową wykombinowali zresztą właśnie rezerwowi. Asystę zaliczył Luis Muriel, który wykorzystał defensywną bierność swego rodaka, Juana Cuadrado. Prawy obrońca Juve dość szybko obejrzał dzisiaj żółty kartonik i potem nie mógł już uciekać się do agresywnego odbioru piłki. Muriel z premedytacją wszedł z nim zatem w pojedynek, po czym dostrzegł ustawionego przed polem karnym Rusłana Malionowskiego. Posłał mu kapitalne podanie, a ukraiński pomocnik wystrzelił torpedę z osiemnastu metrów. Szczęsny był nieźle ustawiony, lecz piłka wpadła do siatki zanim zdążył podjąć interwencję.
Na kłopoty Ronaldo
Wydawało się, że Atalanta ma Juventus na widelcu. Goście grali lepiej. Potwierdzali swoją przewagę bramkami. Nie popełniali wielu błędów w defensywie. Odcięli od sytuacji podbramkowych Cristiano Ronaldo, który w trakcie całego meczu urwał się może raz czy dwa. Krótko mówiąc: z pozoru ekipa Gasperiniego zrobiła wszystko, by dzisiaj wygrać i przywrócić emocje do wyścigu o scudetto. Lazio po pandemicznej przerwie kompletnie się posypało, lecz Atalanta w przypadku triumfu nad Juve miałaby tylko sześć punktów straty do lidera. Sensacyjny zwrot akcji byłby jak najbardziej prawdopodobny.
I pewnie goście dowieźliby wynik 1:2, gdyby nie… kolejny rzut karny, znów kompletnie z czapki. W absolutnie niegroźnej sytuacji wspomniany już Muriel dał się nastrzelić w nieodpowiedzialnie wysuniętą dłoń. Sytuacja o tyle kuriozalna, że piłkarz Juve posłał podanie na zewnątrz pola karnego, więc kolumbijski napastnik w zasadzie wskrzesił martwą już akcję Juve. W ostatniej minucie podstawowego czasu gry Ronaldo raz jeszcze podszedł o jedenastki. I raz jeszcze trafił do siatki, zapewniając Juventusowi bezcenny w tych okolicznościach punkt.
Atalanta była dzisiaj znacznie lepsza, ale scudetto chyba znajduje się już poza jej zasięgiem.
- Juventus – 76 punktów
- Lazio – 68 punktów
- Atalanta – 67 punktów
- Inter – 65 punktów
Zostało sześć kolejek do końca. Trudno uwierzyć, by na szczycie tabeli miało jeszcze dojść do zmiany lidera. Jest natomiast znacznie bardziej prawdopodobne, że Ciro Immobile straci tytuł capocannoniere na rzecz Cristiano Ronaldo. Portugalczyk ma już 28 goli na koncie, tylko o jedno trafienie mniej od Włocha. Niepokoić musi się również Robert Lewandowski. Jego 34 trafienia na razie gwarantują nagrodę Europejskiego Złotego Buta, lecz CR7 ewidentnie ma chrapkę także i na ten tytuł.
JUVENTUS FC 2:2 ATALANTA BC
(C. Ronaldo 55′ 90′ – D. Zapata 16′, R. Malinowski 81′)
fot. NewsPix.pl