Nawet najbardziej wypasiony rower nie ruszy, dopóki nie zamontuje się w nim łańcucha. Nawet najdoskonalsze danie można schrzanić, jeśli pominie się jeden składnik. Nie wspominając o tym, że najdoskonalszy zespół może stać w miejscu, o ile brakuje w nim lidera. Aż trudno uwierzyć w to, jak nagłą i jak spektakularną odmianę przyniósł Manchesterowi United Bruno Fernandes. Dzisiaj Czerwone Diabły ogoliły Aston Villę i był to ich siedemnasty mecz bez porażki, ósme zwycięstwo w ostatnich dziewięciu meczach.
Gdzie diabeł nie może… Bruno nie wygląda na babę, ale poza tym wszystko się zgadza. Ten Czerwony Diabeł bardzo długo nie mógł, buksował w miejscu, poruszał się jak z zaciągniętym hamulcem ręcznym. Rozczarowywał Pogba, znikali kolejni utalentowani zawodnicy, którzy po mocnym wejściu do drużyny szybko powszednieli i przeciętnieli. Wydawało się, że to sytuacja bez wyjścia, że skoro nie dźwignęli tego van Gaal czy Mourinho, nie dźwignie tego i Ole Gunnar Solskjaer. Tymczasem wystarczyło włączyć do układanki Bruno Fernandesa, by cała ekipa stała się właściwie niepokonana.
PÓŁ SKŁADU NA BARKACH
Spójrzmy nawet na dzisiejszy mecz. Jak kapitalnie rozwija się ten młodziutki Mason Greenwood. Jeszcze nie do końca spisaliśmy wszystkie peany na cześć jego ułożonej lewej nogi, a dzisiaj bez większego problemu zapakował szalenie precyzyjne i bardzo mocne uderzenie drugą nogą. A Paul Pogba? Tak autentycznie radosny, wreszcie czerpiący z gry przyjemność? Komentujący dzisiejszy mecz Andrzej Twarowski trafnie określił – historia Pogby i Fernandesa to kino familijne emitowane w niedzielne poranki. Rzut rożny, podchodzi do niego Portugalczyk. Zagrywa w sposób odważny, nieszablonowy, może nawet nieco lekceważący wobec Aston Villi. Zagrywa do Pogby.
Francuz ze spokojem przyjmuje, poprawia piłkę i trafia na 3:0. Biegnie od razu do narożnika, roześmiany od ucha do ucha, jakby trenowali to rozegranie z Fernandesem jeszcze na wspólnym betonowym boisku gdzieś na suburbiach Paryża. Zresztą, chwilę wcześniej sędzia nie uznaje bramki, którą Pogba zdobył pośladkami. Zabawa, radość, wakacje. Jedynym smutnym pozostaje Anthony Martial, który dzisiaj wypracował gola Greenwoodowi, a samemu zmarnował fantastyczną okazję, strzelając prosto w poprzeczkę.
To beztroskie i wesołe zachowanie gości w drugiej połowie nieco kontrastuje z początkiem meczu, który należał do Aston Villi. Tak naprawdę gospodarze powinni prowadzić dwiema bramkami już po 20 minutach – jedną fantastyczną okazję zmarnował Grealish, drugą skasztanił Trezeguet, obijając słupek. Tym bardziej szkoda, że akurat pierwsza stracona przez Aston Villę bramka paść nie powinna. Zdobył ją bowiem Bruno Fernandes po rzucie karnym, podyktowanym po sytuacji, w której to Portugalczyk faulował. Zobaczcie sami:
Rozumiemy, sztuczka, ale to nie jest konsola. Tutaj nie jesteś pod ochroną, bo rozpocząłeś efektowną kombinację. A odsiewając fajerwerki – przecież to Portugalczyk naskakuje na rywala. Jeśli użylibyśmy tutaj gwizdka – to wskazując w stronę bramki United i nakazując wznowienie gry od rzutu wolnego dla Aston Villi. Trzeba jednak przyznać – dzisiaj United byli tak silni, że wygraliby i bez tego. Z drugiej strony to było przełomowe 120 sekund. Najpierw ta fatalnie zmarnowana okazja Trezegueta, chwilę później niesłusznie podyktowany rzut karny. Z gospodarzy totalnie zeszło powietrze.
LIGA MISTRZÓW ZA ROGIEM
Co ten wynik w praktyce oznacza? Jeśli chodzi o Aston Villę – walka o utrzymanie jest tak samo skomplikowana, jak była przed tą kolejką. 4 punkty do Watfordu i West Hamu to chyba strata, której już nie da się odrobić. Ciekawiej wygląda to na górze. United po ostatnich szaleństwach dogonili na odległość jednego punktu Leicester City, Chelsea jest o dwa oczka przed nimi. Cztery kolejki do końca, w tym mecz Lisów z Diabłami.
Czy to będzie starcie o możliwość pokazania Bruno Fernandesa również w Lidze Mistrzów? Cóż, przy obecnej formie Manchesteru United niewykluczone, że mijanka z Leicester nastąpi wcześniej. Na ten moment trudno sobie wyobrazić, by Ole Gunnar Solskjaer miał się zatrzymać.
Cztery liczby: 10 meczów z Bruno Fernandesem w składzie. 13 punktów w klasyfikacji kanadyjskiej. 7 zwycięstw, 3 remisy.
To się nie ma prawa nie udać.
Aston Villa – Manchester United 0:3 (0:2)
Bruno Fernandes 27′, Greenwood 45+4′, Pogba 58′
Fot.Newspix